13. NAUKI DON CARLOSA / VICTOR SANCHEZ

Zaczęty przez iconka, Październik 27, 2013, 12:12:13 PM

« Miasto Bogów - Teotihuacán | DAR ORŁA / Sztuka podchodzenia / VII / Carlos Castaneda »

iconka



CZĘŚĆ DRUGA
NIEZWYKŁE METODY PANOWANIA NAD ZWYKŁĄ RZECZYWISTOŚCIĄ
(ćwiczenia dla prawej strony)


ROZDZIAŁ PIĄTY
Nie-działania indywidualnej jaźni

      Rozbijanie struktury ego
      Nie-działanie to podstawowa strategia postępowania czarownika, który używa jej do przejścia w odrębną rzeczywistość. Obejmuje ona ogólne techniki, takie jak śledzenie i sterowanie snem. Nie-działania jaźni mieszczą się w obrębie sztuki podchodzenia i mają one na celu doprowadzenie do rozbicia struktury ego wojownika oraz jego zwykłego obrazu świata, gdyż między tymi dwoma zjawiskami, jak już wiemy, zachodzi relacja zwrotna.

      Choć na ogół wszystkie techniki dają zbliżone wyniki, ten szczególny zestaw praktyk wywiera natychmiastowy i bezpośredni wpływ na doświadczenie jaźni, na to, jak doświadczamy siebie.

      W książce Journey to Ixtlan (jednej z najbogatszych z całego cyklu, jeśli chodzi o praktyczne wskazówki), Castaneda opisuje trzy podstawowe formy nie-działania indywidualnej jaźni: słuchanie głosu śmierci, tracenie poczucia własnej ważności i wymazywanie osobistej przeszłości. Wszystkie one przyczyniają się do, jak to określa anty-psychiatria, rozbicia struktury ego [zobacz: David Cooper, La Muerte de la Familia, Barcelona, Ariel, 1985] Rozpad ego prowadzi do wolności wojownika, który świadomie do tego dążył, lecz przeciętna osoba, która przemianę taką przechodzi przypadkowo, wskutek silnego kryzysu emocjonalnego, może przypłacić to obłędem.

      Zniewoleni przez opis
      Gdy używam określenia "ego", chodzi mi o wszystko to, co mamy na myśli, kiedy mówimy "ja". Ale czym dokładnie jest to "ja"? Właściwie nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że mieści się w mojej głowie, za oczami. A co z ciałem? Mam uczucie, że ciało to nie "ja", lecz coś, co "ja" posiadam do własnego użytku, to znaczy, do przemieszczania się, popisywania przed innymi i tak dalej. Dlatego nazywam to "moim" ciałem. A energia? Co z polem energii, które stanowi moją istotę i które rozciąga się poza granice mego ciała? Ta kwestia jest pomijana. Nam, przeciętnym ludziom, coś takiego raczej nie przychodzi do głowy, a co dopiero mówić o uznaniu tego pola za część "ja".

      Zatem jeśli nie moim ciałem ani moją energią, to czym jest ego? Co jest tego tworzywem? Absurdalna, lecz szczera odpowiedź brzmi: nic. Jeśli ktoś ma wątpliwości, niech spróbuje go poszukać. Po rozcięciu ludzkiego ciała ukażą nam się serce, płuca, żyły, krew, gruczoły, mózg i wiele innych rzeczy. Ale nigdzie ani śladu ego. W gruncie rzeczy, ego nie występuje w ciele nowo narodzonego dziecka ani dopiero co zmarłej osoby.

      Na to ktoś normalny i rozsądny mógłby rzec: "Ale to niemożliwe! Ego jest niczym? Ja jestem niczym? Czyli nie istnieję? Ależ ja jestem!" (Oburzone jest w tym przypadku ego, a nie całość osoby.)

      Rozsądny, lecz nie całkiem normalny człowiek odparłby: "Cóż, sądzę, że istniejesz. Ale jeśli jesteś swoim 'ja' (ego) i kiedy mówisz 'ja', nie masz na myśli swojego ciała, co właściwie masz na myśli? Czym jesteś? Co sprawia, że nazywasz siebie 'ja'? Z jakiego jesteś tworzywa?"

      Oto kilka typowych odpowiedzi przeciętnej osoby:

      - Cóż, tak naprawdę, jakby to powiedzieć?... Już wiem!
      - Jestem uczciwym człowiekiem.
      - Jestem synem mojej matki.
      - Jestem dobrym mężem.
      - Jestem leniwy.
      - Boję się kobiet.
      - Jestem taki, smaki, owaki... i tak dalej.

      Zgadza się. Tym właśnie jest twoje ego. Ego jest opisem. (Wykonaj ćwiczenie 22, Ego: werbalny portret.)

      Otóż to. Ego jest konstruktem werbalnym. Niczym więcej. Tylko słowami. Jest złudzeniem. Co więcej, ego wyrasta z nicości, a jego quasi-rzeczywisty charakter wynika stąd, że uparcie zachowujemy się tak, jakby było realne.

      Ludzka istota nie jest tożsama z treścią zawartą w opisie ego, choć tak się powszechnie uważa i dlatego postępuje się zgodnie z tym opisem. Objawia się to przez przyzwyczajenia, które są czynnym wyrazem treści opisu, zwanym ego.

      Powyższej prawdy można dowieść wyłącznie przez praktykowanie nie-działania jednostkowej jaźni. W codziennych "działaniach" jesteśmy tacy lub inni. Jedne rzeczy potrafimy, drugich nie. Niemniej, oddając się nie--działaniu, ćwiczący przekonują się, że są zdolni do wielu rzeczy, które wcześniej uchodziły za niemożliwe, ponieważ nie mieściły się w opisie; to, z pewnością, dobra nowina.

iconka


      Postępowanie z rozmysłem
      Możemy zdobyć się na działania poza granicami opisu. Każdy, kto oddaje się czynności będącej w sprzeczności z treścią opisu, która nazywa siebie "ja", w istocie wykonuje "nie-działanie indywidualnej jaźni". Jest to naprawdę możliwe. Dowiodłem tego na własnym przykładzie i w pracy w zespole. Nie wchodziła w grę siła sugestii ani też nie przyśniło mi się to. To jest realne.

      Wpojono nam, że cała nasza rzeczywistość to ego, że tym jesteśmy i tym pozostaniemy do końca. Jednak zapomnieliśmy, że nie zawsze tacy byliśmy. Zapomnieliśmy, że niegdyś pozbawieni byliśmy "formy", dzięki czemu mogliśmy odczuwać zachwyt, postrzegać wszystko jako tajemnicę do odkrycia. Zapomnieliśmy, że my sami i nasz świat stanowimy tajemnicę, ponieważ wmówiliśmy sobie, że mamy określoną naturę z wyraźnie zarysowanymi granicami (ego). To samo uczyniliśmy ze swoim otoczeniem, nadając tym samym moc złemu urokowi, koszmarowi współczesnego życia: sprowadziliśmy to, co nienazywalne, nieodgadnione, sam cud istnienia, do takiego bezsensu. I do tego nudnego. Zbudowaliśmy sobie więzienie i nazywamy je "ja". Wspaniale! Oto ludzie z "osobowością".

      Ale mam dla was wiadomość. Nie jesteśmy skazani na wieczne tkwienie w pułapce opisu. Możemy to więzienie rozbić. Możemy wymazać swoją jednostkową historię. Możemy odzyskać wolność.

      Psychotyczne rozbicie osobowości
      Zjawisko obłędu o podłożu psychotycznym zasługuj na krótkie omówienie. Otóż w psychozie mamy do czy-nienia z gwałtownym rozpadem rzeczywistości. Nie jest prawdą, że jednostki psychotyczne mają "przywidzenia". Raczej postrzegają rzeczy, które istnieją, ale organizują je psychicznie i emocjonalnie w inny sposób. Albo dostrzegają coś, co normalnie ludzie nieświadomie odrzucają. Wynikiem jest percepcja rzeczywistości, która na ogół przysparza im cierpień i niejednokrotnie prowadzi do samozniszczenia. Rozpad struktur jednostki psychotyczne odbierają jako utratę pewności co do tego, co jest realne, w tym również ego, które wskutek "rozmontowania" swej rzeczywistości zagubiło poczucie ciągłości. Na tym etapie jednostkę psychotyczną nachodzą poważne wątpliwości dotyczące jej tożsamości, ponieważ przestają być pewne pierwotnych właściwości swojego ego. Jako że podstawę postępowania tworzy ego, jego rozpad prowadzi do zachowań dziwacznych i niekonsekwentnych.

      Jeśli obłęd nie ma nic wspólnego z nowotworami czy obciążeniem genetycznym, to można zaryzykować stwierdzenie, że jednostka obłąkana to w rzeczywistości osoba, która przechodzi proces niekontrolowanego rozpadu osobowości, choć jest tego nieświadoma, i kierują nią podobne pobudki co wojownikiem. Szuka ona alternatywnego sposobu istnienia, odrzuca chorą "normalność", za którą płacimy nudą i udręką, jeśli nie cierpieniem i depresją. Jednostka psychotyczna rozpaczliwie pragnie wolności, które to pragnienie zrodził w niej jakiś głęboki, nie rozwiązany kryzys egzystencjalny. Można by powiedzieć, że "wypadła z toru". Ale ta droga dokądś prowadzi. Prowadzi do wyzwolenia z uciążliwej egzystencji. Sęk w tym, że jednostce Psychotycznej brakuje sił, aby dotrzeć do "mety" -upragnionej wolności.

      Rozbicie osobowości w wydaniu wojownika
      Ścieżka, którą podąża wojownik, aby osiągnąć wolność, również może przyprawić go o szaleństwo, ale w jego przypadku dzieje się to bez zatracenia się. To właśnie miał na myśli don Juan mówiąc o "kontrolowanym obłędzie" w A Separate Reality. O ile jednostka psychotyczna pogrąża się w szaleństwie nie z własnego wyboru i nad nim nie panuje, to wojownik przystępuje do rozmontowania swojego ego ze spokojem i równowagą. Gdy ich normalność zanika, jednocześnie wzrasta energia, trzeźwość i kontrola. Zna "ścieżkę wojownika" i pokładając w niej całe swe zaufanie, z jej pomocą porusza się w świecie zadziwienia i tajemnicy, świecie wyzwań i bojów, i tworzenia. Panując nad swym przeznaczeniem, wojownik potrafi jednocześnie dotrzymać kroku społeczeństwu, z takim powodzeniem, że często uchodzi za "nader rozsądnego człowieka".

      Jeśli zauważamy, że choć nie przyszliśmy na świat z naszym ego, a jako dorośli już je posiadamy, to logicznie rzecz biorąc, musieliśmy nabyć je gdzieś po drodze. Zmuszeni byliśmy je wytworzyć do czasu osiągnięcia dojrzałości. Jednak, skoro umieliśmy nasze ego powołać do życia, jest również w naszej mocy je wymazać i podstawić na jego miejsce nowe – przez nas zamierzone. Z takiej perspektywy technika śledzenia może być uznana za sztukę kształtowania nowej jaźni. Dzięki jej uprawianiu przestajemy być niewolnikami jednego sposobu istnienia. Możemy wymyślać nowe, stosownie do sytuacji, i przemieniać się, ilekroć wymagają tego okoliczności lub po prostu ze zwykłej ciekawości.

      Wprowadzenie do ćwiczeń świadomości śmierci
      W społecznościach tak zwanych "nowoczesnych", jednym z filarów, na których opiera się ego jednostki -a co za tym idzie, "ego" zbiorowości -jest zaprzeczenie śmierci.

      Już za młodu poddani jesteśmy treningowi, którego celem jest wyparcie ze świadomości faktu, że wszyscy kiedyś umrzemy. Ta swoista "niepamięć", oczywiście, uśmierza do pewnego stopnia strach, jaki odczuwamy przed nieznanym, ale każe nam za to płacić bardzo wysoką cenę, jaką jest zapomnienie magicznej natury życia.

      Zaprzeczenie śmierci szeroko rozpowszechnione jest w europejskim kręgu kulturowym i kulturach z niego się wywodzących. Lecz nie jest w żadnej mierze zjawiskiem uniwersalnym. Jedną z podstawowych wartości, które rządziły życiem społecznym oraz indywidualnym pierwotnych mieszkańców Ameryki, a w szczególności Tolteków, była świadomość śmierci.

      Zwyczaje panujące w przodujących kulturach świata – kupowanie "polisy na życie", dziedziczenie majątku, a przy tym gwałtowny wstrząs, jakiego doznajemy w zetknięciu ze śmiercią drugiego człowieka, to przykłady na to, jak mocno zaszczepiono nam przekonanie, że jesteśmy nieśmiertelni. Utrzymują nas w nim też religie, oferujące niebo i zmartwychwstanie, których mamy dostąpić po śmierci. Choć nie ogranicza się to wyłącznie do Zachodu, to tutaj właśnie religia kładzie największy nacisk na zaprzeczenie rzeczywistości śmierci. Dawanie datków na kościół – działanie w swej istocie ekonomiczne – to jeden ze sposobów na zapewnienie sobie "kawałka nieba". Można zauważyć, że skłonni jesteśmy zapożyczać z religii Wschodu pewne idee, które są dla nas atrakcyjne, na przykład, reinkarnacji. Z kolei bardziej subtelne ich aspekty, wewnętrzne wyciszenie czy nakaz prowadzenia prostego życia, do nas nie trafiają.

      Gotowi jesteśmy zapłacić niemal każdą cenę, aby utwierdzić się w przekonaniu o własnej nieśmiertelności.

      Wydaje się dziwne, że nauczono nas zapomnieć jedyne nieuchronne wydarzenie w naszym życiu – śmierć. Śmierć stanowi tajemnicę. To nieznane. A nam wpojono lęk przed nieznanym i tajemniczym.

      Kryje się za tym ego, które boi się śmierci, i słusznie. Śmierć ujawnia prawdziwą naturę ego: nicość. Śmierć nie jest negacją życia, ale raczej negacją ego. Życie, z kolei, czerpie ze śmierci. Odżywiamy swoje ciała zabitymi zwierzętami i roślinami, podobnie jak nasze zwłoki posłużą im za pożywienie, kiedy umrzemy. Tak więc, jeśli ego i śmierć pozostają we wzajemnej sprzeczności, świadomość śmierci może ponieść nas – żywych – poza granice ego.

      Podczas gdy ego w żaden sposób nie może się ustosunkować do śmierci, ciało, jako pole energii, wyczuwa swoje prawdziwe przeznaczenie. Nasza inna jaźń może obcować wprost z nieznanym i tajemniczym i nie staje jej na przeszkodzie niezrozumienie ze strony racjonalnego umysłu. Świadomość śmierci to przejście do świadomości bytu: jesteśmy świetlistymi istotami. Polami energii, a nie ego.

      Świadomości tej próżno szukać w świecie słów. Jak w przypadku rekapitulacji, mamy tu do czynienia z pamięcią ciała bliższą czuciu niż rozumowi.

      Jeśli nieśmiertelność jest jedną z głównych podstaw strukturalnych "działania" przeciętnego człowieka, wówczas odpowiadająca jej forma "nie-działania" – świadomość śmierci – stanowi istotny element drogi wojownika. Na nieśmiertelności opiera się większość najbardziej energochłonnych działań ego i jego przyzwyczajeń. Poczucie własnej ważności, na przykład, ma rację bytu tylko wtedy, gdy wierzymy, że jesteśmy nieprzemijalni. W świetle śmiertelności wiele naszych codziennych postępków nagle budzi zgrozę. Ponieważ czujemy się nieśmiertelni, dopuszczamy się następujących "okropności":


  • Odkładamy na nie istniejące jutro rzeczy, które możemy zrobić tylko dziś.
  • Tłumimy w sobie uczucia, nie okazujemy ich zapominając, że jedyny czas na dotyk, pieszczotę, spotkanie, jest dziś, czas, który zresztą jest bardzo krótki.
  • Nie dostrzegamy piękna i uczymy się widzieć wszędzie "brzydotę". (Wyobraźmy sobie piękny kwiat, którego nie potrafimy już podziwiać.)
  • Bronimy swego wizerunku we własnych oczach.
  • Oddajemy się nienawiści, zgryźliwości, małostkowości i urazie.
  • Zamartwiamy się, aż popadamy w samoudręczenie i depresję.
  • Narzekamy, niecierpliwimy się, poddajemy rezygnacji.
      Osoba świadoma własnej śmiertelności nie pozwoliłaby sobie na marnowanie jedynego danego jej czasu, krótkiego i bezpowrotnie przemijającego, na tego rodzaju destrukcyjne emocje. Dlatego też świadomy śmiertelnik staje się wojownikiem, który każdy czyn obraca w wyzwanie: wyzwanie do nieustannego delektowania się esencją życia. Wyzwanie do godnego przeżywania każdej chwili, z doskonałością będącą w zasięgu ich osobistej mocy. Śmiertelnicy radują się każdą drogocenną chwilą, ponieważ wiedzą z absolutną pewnością, że czai się na nich śmierć, że niechybnie będą musieli zajrzeć jej w oczy. Jako że śmierć może ich dosięgnąć w każdym momencie, wojownicy godzą się z nią zav czasu i każde działanie traktują jako swój ostatni uczynek na Ziemi (III-101). Zatem dają z siebie wszystko.

      Z natury rzeczy, czyny istot, które z racji swej nieuchronnej śmierci wkładają w nie całe swe serce, posiadają szczególną siłę. Ich moc i wydźwięk nie mają sobie równych w nudnej rutynie nieśmiertelnych. Świadomość nieuniknionej śmierci jest opoką, na której zasadza się wiedza i walka wojownika. Zamiast dawać wiarę czczym i abstrakcyjnym wartościom, które przedstawiają nasze przeznaczenie w fałszywym świetle, wojownik opiera swą wiedzę na jedynym pewnym wydarzeniu w życiu – śmierci.

      Jak wspomniałem wcześniej, osiągnięcie świadomości nieuchronnej śmierci nie jest kwestią refleksji. Mamy tu bowiem do czynienia ze zjawiskiem zakorzenionym w ciele, a nie w umyśle. Świadomość śmierci kryje się w świadomości lewej strony i stanowi jeden z aspektów świadomości innej jaźni, do którego można dotrzeć wyłącznie przez praktykowanie "nie-działania".

      Słuchanie głosu śmierci to forma nie-działania, która umożliwia odzyskanie tej świadomości oraz spojrzenie na codzienne sprawy z innej, bardziej trzeźwej i realistycznej perspektywy i skuteczniejsze sobie z nimi radzenie.

      Techniki nie-działania indywidualnej jaźni obejmują trzy podstawowe techniki – świadomość śmierci, wymazywanie osobistej przeszłości oraz zwalczanie poczucia własnej ważności – z których wywodzi się wiele różnych rozwiązań praktycznych. Oto podstawowe ćwiczenia wzbogacone o konkretne przykłady.

iconka


      18. Słuchanie głosu śmierci (III-43)
      Kiedy jesteś znużony życiem, czy znajdujesz się na krawędzi załamania, przypomnij sobie, że kiedyś musisz umrzeć. Wyrwij się na kilka chwil z wiru codziennych zajęć, aby ocenić rzeczywisty charakter sytuacji i odnieść go do faktu swej nieuchronnej śmierci.

      Jest to przydatne zwłaszcza wtedy, kiedy poczucie własnej ważności daje o sobie znać w jednej ze swych wielu postaci, biorąc we władanie twoją osobę i twój czas: litujesz się nad sobą, czujesz, że przecieka ci przez palce coś niezwykle cennego; jesteś obrażony albo pałasz zemstą; jesteś przywiązany do czegoś, co tak naprawdę już utraciłeś; czujesz się podle i skrywasz swą miłość; boisz się; lękasz się postępować zgodnie ze swymi najgłębszymi pragnieniami. To najbardziej odpowiednia pora, aby zajrzeć w oczy śmierci i poprosić ją o radę. Potrzeba pewnej samokontroli, aby popatrzyć na sprawy w świetle czekającej cię śmierci i podejść do sytuacji, jakby to był twój pożegnalny uczynek. Tak długo, aż śmierć rozwieje wszelką małostkowość i strach. Aż ustawi wszystko na właściwym miejscu i ukaże we właściwej perspektywie. Dopiero wtedy widać, że w zestawieniu ze śmiercią bledną nawet najgorsze problemy powszedniości. Jesteś żywy; a śmierć czeka. Tylko to się liczy. Reszta jest nieważna.
     
      Wprowadzenie do ćwiczeń na świadomość szkieletu
      Szczególnie pomocne w osiąganiu świadomości śmierci okazały się praktykowane przez nas ćwiczenia, które nazwaliśmy świadomością szkieletu. Wymyślił je, pod wpływem opowiadania Raya Bradbury'ego "Szkielet", jeden z naszych współpracowników German Bringas, z zawodu muzyk. Bringas znalazł w nim pomysł na nowy rodzaj ćwiczeń. Wprowadziwszy je w życie, przekonaliśmy się o ich skuteczności i stosujemy je do dziś, dalej je rozwijając. Poniżej podaję kilka form, w jakich je wykonywaliśmy.

      19. Budzenie szkieletu
      Przeznaczone jest do ćwiczenia w nocy, pojedynczo lub w grupie.



  • Znajdź w miarę dużą, otwartą przestrzeń. Jeżeli będziecie pracować w grupie, ktoś będzie musiał pokierować ćwiczeniem.
  • Każdy powinien stać w całkowitym bezruchu, ale swobodnie.


  • Następnie, ledwie dostrzegalnie, zacznij się poruszać. Na początku ruszaj jednym palcem,  potem przejdź do pozostałych, do całej dłoni, ręki, i tak dalej, aż twoje całe ciało będzie w ruchu. Staraj się czuć każde poruszenie swojego ciała.


  • Teraz zacznij wykonywać ruch podobny do wstawania, tylko że z pozycji stojącej. Z początku wolno, przyspieszaj coraz bardziej, ale w sposób niemal niezauważalny. Oddech powinien być sprzężony z ruchem, uwaga skupiona na wrażeniach cielesnych. Po około piętnastu minutach powinieneś osiągnąć maksymalną szybkość i natężenie. Staraj się wyczuć nadchodzący punkt kulminacyjny, katharsis, przy zbliżaniu się do poziomu maksymalnego wysiłku.


  • Osiągając katharsis, wydaj z siebie potężny okrzyk, co dodaje intensywności przeżywanemu doznaniu. Przez cały czas bądź świadomy swojego ciała.


  • Potem zacznij zwalniać, ledwie dostrzegalnie. Na tym etapie świadomość ciała powinna być bardzo wyraźna. Nakieruj tę świadomość na kości w całym ciele. Powinieneś odnieść wrażenie, jakby nie było w tobie nic poza kośćmi. Osiągnąwszy ten stan, stopniowo wyhamuj swoje ruchy, aż zapadniesz z powrotem w zupełny bezruch Nie-działania indywidualnej jaźni.


  • Powoli ukucnij, ręce powinny być między kolanami i oparte o ziemię, jak u małpy.


  • Teraz postaraj się pogłębić świadomość swojego szkieletu, wyobrażając sobie przykucnięty szkielet. Zamiast głowy powinieneś czuć samą czaszkę. Twoim tworzywem jest biały kamień. Jako szkielet, tajemnicza istota, przyglądasz się światu z ciekawością i zadziwieniem. Oddychaj mocno. Wyobraź sobie zamiast oczu dwa ziejące oczodoły. Pozostań w tej pozycji, aż uzyskasz bardzo wyraźne poczucie własnego szkieletu.

  • W pełni świadomy swoich kości, zacznij wolno się podnosić. Potem zrób trzy kroki do przodu i trzy do tyłu. Spróbuj spojrzeć na świat "oczami" szkieletu. Staraj się dostrzegać szkielety w pozostałych uczestnikach.
   
      20. Dotykanie szkieletu
      To ćwiczenie wykonuje się w parach. Stosując się do wszystkich podanych wyżej wskazówek, uczestnicy stają naprzeciwko siebie i z zamkniętymi oczami jeden z partnerów zaczyna dotykać kości drugiego, który się nie rusza. Starajcie się wyczuć dotykiem kształt czaszki i pozostałych kości, zwróćcie uwagę na doznawane przy tym wrażenia. Delikatnie, z ciekawością, dotykajcie łuków brwiowych, nosa, kości czaszki, zębów, podniebienia, obojczyka, łopatki, żeber i tak dalej. Za pomocą zmysłu dotyku spróbujcie przedstawić sobie stojący przed wami "szkielet". Wyobraź sobie, że jesteś kościotrupem obmacującym drugiego kościotrupa; osoba stojąca w bezruchu skupia się na pogłębianiu swojej świadomości szkieletu. Poświęć na to ćwiczenie co najmniej 20 minut.

      21. Taniec szkieletów
      Ćwiczenie to najlepiej wykonywać w milczeniu z odpowiednio dobraną muzyką w tle, sprzyjającą skupieniu i pobudzającą wrażliwość, muzyką urzekającą i tajemniczą. Jest to rozwinięcie dwóch poprzednich ćwiczeń. Po zastosowaniu się do wszystkich wymienionych wyżej poleceń, z dotykaniem szkieletów włącznie, partnerzy zaczynają tańczyć do rozbrzmiewającej muzyki. Jest to taniec swobodny, w którym chodzi o wyrażenie własnego poczucia jako szkieletu, który żyje w świecie. Magia, która utrzymuje twój szkielet w pozycji wyprostowanej, to przemijająca magia życia. To ona wprawia biały kamień w ruch, a gdy jej zabraknie, kamień znów pogrąża się w martwocie. Szkielety tańczą w rytm tej magii, wśród cieni, które je otaczają. Powinno to trwać od 10 do 20 minut.

      Komentarz
      Ćwiczenie to przeznaczone jest do wykonywania w ciemności. Najlepsze wyniki osiąga się ćwicząc w lesie, w otwartym polu lub na pustyni. Znakomicie nadaje się do tego dno wąwozu albo wyschłe koryto rzeki. Jednak należy unikać miejsc w sąsiedztwie oceanu. Poza tym, wyznaczona osoba powinna czuwać nad przebiegiem ćwiczenia, inicjować kolejne jego fazy, włączać muzykę i poddawać uczestnikom pomocne określenia. Obecność nieznajomych oraz wszelkie przerwy są, naturalnie, niepożądane.

iconka



      Wprowadzenie do ćwiczeń na wymazywanie osobistej przeszłości
      Wymazywanie jednostkowej historii to chyba najbardziej ogólna forma nie-działania, ponieważ obejmuje wszystkie techniki stosowane w nie-działaniu. Jej zadaniem jest zerwanie związku przyczynowo-skutkowego między przeszłością a teraźniejszością. Unicestwienie osobistej przeszłości proponuje Carlo-sowi don Juan (III-26). Nawiązuje on nie tylko do konieczności zmiany przez Carlosa jego sposobu życia, ale sugeruje też, że zmiana taka pociągnęłaby za sobą wygaśnięcie deterministycznego oddziaływania przeszłości, co don Juan nazywał jego "indywidualną historią".

      Pomysł ten może wydawać się dziwaczny, przyzwyczajeni jesteśmy bowiem uważać przeszłość za podstawę teraźniejszości i co gorsza, za coś w zasadzie stałego, co stanowi doskonałą wymówkę, aby zaniechać wszelkich zmian. W pracy w grupach raz po raz ze zdumieniem napotykam ludzi, którzy wciąż podkreślają, jak bardzo chcą się zmienić, a przy tym robią wszystko, co możliwe, aby było "po staremu". Najczęściej usprawiedliwiają się odwołując się do przeszłości: "To przez to, że nie umiałam wyrobić w sobie dyscypliny". "Zawsze byłem słaby. "Miałem nadopiekuńczych rodziców", i tak dalej. Zawsze przez "coś", co ma związek z przeszłością.

      Wymazanie osobistej przeszłości to cudowna możliwość, którą trudno wyjaśnić przy pomocy logiki rozumu. Przekreślić przeszłość – nie starać się jej przezwyciężyć, po prostu przekreślić. Nie oznacza to, że można usunąć minione zdarzenia. Chodzi tu raczej o zerwanie więzi, jakie z nimi ustanowiliśmy, a które przejawiają się w tym, jacy jesteśmy i jak żyjemy.

      Jeśli nasza indywidualna historia hamuje wszelkie zmiany, wówczas wymazanie jej otworzy nam drogę do Wolności.

      Opór przed nowymi zachowaniami bierze się z naszego przekonania, że nie jesteśmy zdolni do działania, które nie mieści się w repertuarze minionych czynów, chronimy się przed zmianą. A kiedy próbujemy, na drodze staje nam nasza indywidualna przeszłość. Niechętna naszej zmianie jest też rodzina, a także przyjaciele, którzy, dobrze obeznani z naszą jednostkową historią, nie pozwalają nam postępować na przekór jej nakazom. Spotkanie z nieznanym obnaża brak umiejętności postępowania w obliczu czegoś, do czego nikt ich nie przygotował, dlatego tego unikają.

      Zachował mi się w pamięci dość dramatyczny tego przykład: Kilka lat temu uczestniczyła w moich warsztatach dziewiętnastoletnia dziewczyna, która borykała się z wieloma problemami – narkotyki, alkoholizm, bezrobocie, brak zrozumienia w rodzinie i tak dalej. Odkryłem, że cierpi na ciężką depresję i jest niezwykle osłabiona wskutek swych wyniszczających przyzwyczajeń. Z czasem, w wyniku pracy nad sobą, udało jej się przezwyciężyć te problemy. Odstawiła alkohol i narkotyki, podjęła pracę i stopniowo odzyskała energię. Jednak w rezultacie tych zmian pogorszyła się jej sytuacja w domu. Kłótnie nabierały coraz ostrzejszego charakteru. Raz zwymyślał ją własny brat za to, że tak dziwnie się zachowuje. Rodzina nie wiedziała, jak spędza czas, z kim się obecnie spotyka, ani nie rozumiała powodów tak nagłej przemiany. Tak przyzwyczaili się traktować ją jako "nieuleczalny" przypadek, że zagadkowa i niepożądana zmiana wzbudziła w nich wielkie poruszenie. Nie mogli jej tego darować. Brat oznajmił jej: "Co się z tobą dzieje? Zupełnie ci odbiło i nie mogę cię zrozumieć! Przedtem było lepiej – wolę siostrę-narkomankę; niż wariatkę". Ostatecznie dziewczyna wybrała niezależność i poszła własną drogą.

      W walce o wymazanie osobistej historii naszym przeciwnikiem są nie tylko pewne zinternalizowane elementy naszej istoty – które zapewniają poczucie bezpieczeństwa zachowując ego w rzeczywistości mniej lub bardziej przykrej, ale za to znajomej – ale i historia przyswojona przez osoby z naszego otoczenia, która również spełnia rolę swoistego pancerza ochronnego. Dla ego nie ma nic groźniejszego od obcowania z osobą, której nie potrafimy zaszufladkować. Jednostkowa historia dostarcza nam etykietek, z pomocą których możemy siebie zdefiniować, redukując własną osobę do kilku haseł wywoławczych. Podobnie klasyfikujemy innych, sięgając po określenia do ich osobistej przeszłości, prawdziwej bądź zmyślonej. Ponieważ nie umiemy sobie radzić z nieznanym, wolimy szufladkować. Dlatego nikt nie może nas niczym zdziwić. Jesteśmy bardziej pewni samych siebie, im szybciej potrafimy kogoś "przygwoździć".

      Don Juan uczy Carlosa, że jeśli chce się uwolnić z więzów jakie nakłada na niego opinia innych ludzi na jego temat, musi zacząć siebie wymazywać, stworzyć wokół siebie zasłonę dymną, co uczyni z niego istotę tajemniczą i nieprzewidywalną. Należy to odnieść nie tylko do zewnętrznego świata. Musimy unicestwić swoją osobistą historię do tego stopnia, że sami staniemy się dla siebie tajemnicą, zgodnie z tym, co głosi trzecie przykazanie dla adeptów sztuki podchodzenia.

      Utrata pewności co do tego, kim we własnym mniemaniu jesteśmy, której źródłem jest indywidualna historia, pozostaje w zwrotnej relacji z utratą pewności co do tego, co normalnie uznajemy za realny świat. Po raz kolejny przekonujemy się, że ego i rzeczywistość to konstrukty werbalne. Toteż proces wymazywania odnosi się nie tylko do jednostkowej przeszłości, ale również do naszego zwykłego obrazu świata.

      Rozciągające się poza granicami opisu pole bitwy to sfera nieznanego, sfera, gdzie nic nie jest z góry wiado-me. To miejsce, poza jaźnią i światem, gdzie możemy wybierać, tworzyć, być tym, czym zapragniemy. To obszar wolności.

      22. Ego: portret słowny
      Ćwiczenie to jest przeznaczone dla pojedynczej osoby. Ma ono wartość poznawczą samo w sobie, ale może też służyć jako wstęp do wyspecjalizowanych indywidualnych form nie-działania. Rzecz polega na tym, aby możliwie jak najbardziej wiernie opisać siebie i swój sposób życia, tyle że w trzeciej osobie, jakbyśmy mieli do czynienia z kimś innym. Powinniśmy uwzględnić następujące punkty:

          Imię i nazwisko
          Wiek
          Cechy fizyczne.
          Sposób ubierania się.
          Sposób bycia.
          Stan zdrowia.
          Miejsca odwiedzane.
          Miejsca unikane.
          Najczęstsze nastroje.
          Rodzaj ludzi, do jakich lgniemy.
          Rodzaj ludzi, jakich się wystrzegamy.
          Rodzaj pracy wykonywanej w przeszłości i obecnie.
          Charakterystyczne cechy życia emocjonalnego.
          Wizerunek, jaki tworzymy na użytek innych.
          Powtarzane czynności.
          Przyzwyczajenia i nawyki życia wewnętrznego (cykliczne nawroty).
          Sposób mówienia.
          Tematy poruszane w rozmowie.
          Sposoby spędzania wolnego czasu.
          Stosunek do życia erotycznego.
          Sytuacja ekonomiczna.
          Główne zalety.
          Główne wady.
          Najlepsze uczynki.
          Najgorsze uczynki.
          Najbardziej pomyślne wydarzenia, jakie się przytrafiły.
          Największe nieszczęścia, jakie się przytrafiły.

      Komentarz
      Ważne jest, aby sporządzić tę charakterystykę w trzeciej osobie, jak najbardziej chłodno i rzeczowo, z całkowitą obojętnością, jakbyśmy mieli do czynienia z kimś, wobec kogo nie żywimy ani przyjaznych, ani nieprzyjaznych uczuć. Pracując rzetelnie, łatwo uzyskamy portret naszego ego; a ego to bez wątpienia tylko opis, któremu nadajemy życie przez swoje działania. Z chwilą kiedy oddamy się praktykowaniu nie-działania, ukaże nam się z całą jasnością to, co nazywamy "ja" – jako opis, który podobnie jak portret słowny można zmienić albo po prostu odrzucić.

      23. Pierwsze kroki ku wymazaniu siebie
      Pierwsze wskazówki don Juana dotyczące przekreślania osobistej przeszłości (III-31) mogą posłużyć za ćwiczenia wstępne dla osób, które chcą uwolnić się od ograniczeń ich jednostkowej historii:

      1. Nie rozgaduj wszystkim wokoło, czym się zajmujesz, gdyż impuls ten bierze się z chęci ego potwierdzenia siebie, a to umacnia twą osobistą przeszłość.

      2. Nie ograniczaj się tylko do stosunków z ludźmi, którzy dobrze cię znają, ale zacznij zadawać się również z tymi, którzy nie zaszufladkowali ciebie w oparciu o wspólną przeszłość.

      3. Unikaj konieczności wyjaśniania i usprawiedliwiania swoich uczynków i grzecznie odmawiaj wszystkim, którzy domagają się od ciebie wytłumaczenia.

      4. Nie wyjawiaj każdemu swoich zamiarów. Nic nie daje ukrywanie się, jeśli każdy wie, że się ukrywasz.

      24. Okłamywanie siebie (III-213)
      Jako forma nie-działania, technika świadomego okłamywania siebie okazała się bardzo skuteczna, zwłaszcza jeśli chodzi o uwolnienie jaźni od samooskarżycielskich wątków jednostkowej historii – tych, które kreślą "okropny" obraz jaźni. Zalecam ją w szczególności osobom, które przejawiają silną skłonność do samoponiże-nia, uważając się za najgorszych ludzi na świecie.

      1. Na początek przez osiem dni zapisuj swoje myśli (jak w ćwiczeniu na ustalanie wydatków energii). Jeśli przeżywasz jakiś okresowy drastyczny spadek samooceny, wystarczą trzy dni.

      2. Obok swoich najbardziej uporczywych negatywnych myśli umieść ich zaprzeczenia w następujący sposób:

      PRAWDA:

      Jestem zawistny. Mam słabą wolę.

      Tłumię swoje uczucia.

      Jestem brzydki i nieciekawy.

      Zawiodłem swoją rodzinę.

      Lękam się porażki.

      KŁAMSTWO:

      Cieszy mnie szczęście innych. Doprowadzam do końca wszystko, za co się zabiorę.

      Swobodnie wyrażam to, co czuję.

      Jestem naprawdę pociągający.

      Wypełniłem oczekiwania mojej rodziny.

      Jestem pewien sukcesu.

      3. Przez okres od jednego do trzech tygodni (w zależności od potrzeb), wmawiaj sobie te kłamstwa przy każdej okazji. Myśl o nich, jakby to była najszczersza prawda. Jeśli nadarzy się sposobność, powtórz, co o sobie myślisz komu innemu, nie zdradzając, rzecz jasna, że to kłamstwo. Codziennie z samego rana i wieczorem wypowiadaj te kłamstwa na głos pod adresem swego odbicia w lustrze. Nie ma najmniejszego znaczenia, że doskonale wiesz, iż to kłamstwa.

      Komentarz
      Praktyka samookłamywania nie tylko dodaje pewności siebie, ałe działa też hamująco na skłonność do "biczowania siebie" w myślach. Stosowana w połączeniu z ogólną strategią podchodzenia, może doprowadzić do całkowitego wykorzenienia nawyku stawiania siebie "pod pręgierzem". Wbrew temu, co niektórzy mogą sądzić, nie jest to własnoręczne pranie mózgu albo siła sugestii; ćwiczący ani przez chwilę nie wierzy, że to prawda. Polega to raczej na skupieniu uwagi na "działaniu", które odbiega od przyjętego. Kiedy ćwiczący będzie w stanie dostrzec nierealność zarówno kłamstw jak i prawd o sobie, będzie można całkowicie się ich wyzbyć.

iconka



      25. Zmiana fasady
      Jest to wariant techniki "Przebrania". Składa się na nią zasadnicze odmienienie własnego wyglądu i postępowania, z zachowaniem aktywności w życiu codziennym. Choć dokonujemy radykalnej zmiany swojego oblicza, nie należy jednak posuwać się za daleko. Oto kilka porad na przeprowadzenie tego ćwiczenia:

      1. Wybierz dla siebie nowy wizerunek. Jeśli dysponujesz dostateczną energią, możesz naśladować kogoś, kim zawsze chciałeś zostać. W swoim nowym wcieleniu możesz odważyć się na wszystko, czego do tej pory sobie odmawiałeś.

      2. Zmień swój wygląd: ubiór, fryzurę, sposób poruszania się.

      3. Zmień swoją osobowość: sposób mówienia, odwiedzane miejsca, sposób reagowania na sytuacje.

      4. Odgrywaj nową rolę przez określone odcinki czasu, wydłużając je stopniowo, aż nabierzesz wprawy i utożsamisz się ze swoim nowym wizerunkiem.

      Przykłady zmian, o jakie chodzi w ćwiczeniu, to: członek gangu ulicznego, który poprawia się, przycina włosy, schludnie się ubiera i wraca do szkoły, pilnie się uczy i zostaje prymusem; bardzo zapracowany biznesmen, który udaje ojca poświęcającego swój czas rodzinie, odkłada na bok sprawy zawodowe i zabiera dzieci na wycieczkę za miasto; hipis – kontestator, który przebiera się za młodego menedżera w garniturze i krawacie.

      Wprowadzenie do ćwiczeń na przełamanie przyzwyczajeń

      Choć "przełamywanie przyzwyczajeń życiowych (III-87) to jedna z podstawowych technik w wymazywa-niu osobistej przeszłości, omawiam ją osobno ze wzglę-du na jej znaczenie i szeroki zasięg, jak i stosunkowo łatwe zastosowanie w życiu codziennym. Jest to niezwykle szybko skutkujący środek na rozbicie struktury ego i zatrzymanie świata.

      Ludzkie istoty, podobnie jak zwierzęta, ulegają przyzwyczajeniom. Ustanawiamy nawyki we wszystkim, co robimy: co jemy, gdzie bywamy, jak śpimy. Obracamy w rutynę nasze myślenie i rozmowy, to, czego pożądamy i nienawidzimy. Przybywając gdzieś po raz pierwszy, natychmiast wybieramy stanowisko, które odtąd będzie "nasze". Jeśli w grę wchodzi miejsce do siedzenia, zawsze będziemy się starali zająć to samo.

      Nasze przyzwyczajenia czynią z nas łatwy cel. Nietrudno obmyślić odpowiednią pułapkę komuś, kto poznał nasze nawyki, na ogół przejrzyste dla oka bacznego obserwatora.

      Codzienna rutyna obejmuje nie tylko wykonywane czynności, jak pójście do pracy, posiłki o ustalonej porze, kładzenie się do tego samego łóżka o stałej godzinie. Mowa tu też o postawach powtarzających się w zachowaniu, odnoszących się do wszystkiego, co robimy. Na przykład, swoje wyobrażenie miłości (często wypaczone) z reguły przejmujemy od rodziców; w dorosłym życiu staramy się to wyobrażenie z wszelkimi naleciałościami odtworzyć. Możemy zmieniać partnerów, ale zjawisko się powtórzy. Częstość odnoszonych sukcesów czy porażek, albo cyklicznie przeżywane kryzysy, wszystko to stanowi przejaw życiowych przyzwyczajeń, a te z kolei są odbiciem jednostkowej historii. Dlatego te same problemy wciąż do nas powracają, a nasze życie składa się z nie kończącego się ciągu powtórzeń. Gdy na koniec opadamy z sił i nie jesteśmy w stanie podołać temu kieratowi, kładziemy się i umieramy.

      Dla odmiany wojownik ceni sobie nieograniczoną wolność, jaką daje brak przyzwyczajeń – nieprzewidy-walność i dreszcz podniecenia na widok nieznanego odbicia w lustrze.

      Myśliwy zawsze upoluje zdobycz, jeśli zna nawyki zwierzyny. Ale istnieją magiczne istoty, których nie sposób usidlić, których magia pochodzi stąd, że obca im jest wszelka rutyna. Są też ludzie wolni od przyzwyczajeń, którzy również przeobrażają się w magiczne istoty.

      Utarte czynności i nawyki można wykryć za pomocą ćwiczeń na podchodzenie, takich jak lista wydatków energii i rekapitulacja, a następnie zastosować do nich różne techniki.

      26. Śledzenie nawyków
      Przełamanie przyzwyczajeń może okazać się niezwykle trudne, gdyż jako zwykli ludzie nie mamy nic innego, co nadałoby sens naszemu życiu. Wystarczy pomyśleć o takich nawykach jak znudzenie, złoszczenie się, użalanie nad sobą, palenie papierosów, obżarstwo czy spóźnianie się, aby uzmysłowić sobie, z jakim przeciwnikiem mamy do czynienia. Bez strategii jest to niemożliwe. Strategia ta polega głównie na śledzeniu siebie, swoich przyzwyczajeń. Dokonuje się tego obserwując ze spokojem ich przejawy. W ten sposób można dostrzec, że nawyki czy też "działania" składają się z poszczególnych elementów. Jak każdy automatyczny mechanizm, nawyk, aby zadziałać, potrzebuje wszystkich swych składników. Jeśli chcesz z nim zerwać, zamiast do tego się przymuszać, usuń po prostu jedną z jego części składowych i nawyk nie będzie mógł się przejawić.

      Aby to osiągnąć, trzeba dokładnie przyjrzeć się wszystkim składnikom nawyku, niezbędnym do jego zaistnienia. Weźmy, na przykład, utarty sposób, w jaki mąż rozmawia ze swoją żoną. Przyjmijmy, że przestudiował dokładnie ten nawyk przy pomocy techniki śledzenia i odkrył, że składa się z następujących elementów.

          Temat rozmowy.
          Rozmówczyni, czyli żona.
          Zmęczenie męża po dniu ciężkiej pracy.
          Mówienie.
          Powiedzenie żonie chociaż raz, że nie ma racji.
          Wytknięcie żonie jakiejś wady.
          Obrona przed wszelką krytyką z jej strony.

      Uzyskana w ten sposób informacja pokazuje, na ile różnych sposobów można ów nawyk "rozbroić":

          Własna nieobecność.
          Wysłanie żony z domu z jakimś zadaniem.
          Zmiana pracy na mniej wyczerpującą.
          Udanie, że boli ząb, co zwalnia od mówienia.
          Powiedzenie "masz rację" zamiast "mylisz się" (mimo że może to zabrzmieć absurdalnie).
          Skupienie uwagi, dla odmiany, na jakiejś zalecie żony.
          Niebronienie się przed zarzutami, lecz raczej przyznanie żonie racji. Innym przykładem może być palenie. W tym przypadku lista zawierałaby papierosy, zapałki, czas, brak ćwiczeń ruchowych, brak ćwiczeń głębokiego oddychania, brak odprężenia i stres. Wówczas zamiast siłą zmuszać się do niepalenia, możemy zacząć uprawiać, dajmy na to, wspinaczkę i nałóg sam wygaśnie.

      Nie trzeba eliminować wszystkich elementów danego "działania"; nawet po usunięciu jednego składnika, przestanie się przejawiać. W ten sposób można "rozbroić" każdy nawyk.

      27. Wyspecjalizowane nie-działania
      To technika o niezwykłej mocy, która, jak wskazuje nazwa, stanowi specjalnie dobrane nie-działanie, szczególnie godzące w ego ćwiczącego. Ma ono za zadanie odsłonić prawdziwą naturę ego, czyli opis. Ma to, oczywiście, ogromny wpływ na poczucie własnej ważności.

      Ponownie uwidacznia się tu pokrewieństwo między poszczególnymi technikami omawianymi do tej pory oraz niemożność zakwalifikowania ich do jednej wyłącznie kategorii; dotyczy to ogólnie technik śledzenia, a szczególnie form nie-działania indywidualnej jaźni. Rekapitulacja, oszczędzanie energii, świadomość śmierci, wymazywanie osobistej historii, utrata poczucia własnej ważności, wszystko to łączy się ze sobą prowadząc do wspólnego celu: przesunięcia punktu zbornego i zaakceptowania wolności, jaką to za sobą pociąga.

      Treść opisu, czyli cokolwiek mamy na myśli, gdy mówimy "ja", to tylko i wyłącznie pochodna konkretnej pozycji punktu zbornego. Jeśli punkt zborny się przemieści, załamuje się opis i ego zostaje "zatrzymane". W tej samej chwili zdajmy sobie też sprawę ze swej prawdziwej natury; jesteśmy świetlistymi istotami, o nieograniczonej mocy tworzenia. Realność ego okazuje się iluzoryczna. W wyspecjalizowanych nie-działaniach staramy się z rozmysłem stworzyć złudzenie odbiegające do jednostkowej historii ego. Przy odpowiednim wysiłku ta nowa iluzja może wyprzeć starą, nabierając tak samo realnego charakteru w obrębie codziennego życia. Ćwiczenie to można uznać za bardziej zaawansowany stopień ćwiczeń stwarzania pozorów, jak "Przebrania" czy "Zmiana fasady". Zacząć należy od opisu słownego ego, techniki 22, którą już przedstawiłem. Po sporządzeniu portretu werbalnego, możesz przystąpić do wybrania i zaprojektowania dla siebie wyspecjalizowanego nie-działania. Zachowując całkowity obiektywizm, odpowiedz sobie na pytanie, jakiego rodzaju zajęcie byłoby całkowicie obce postaci wyłaniającej się z opisu? Jakiego rodzaju czynność spowodowałaby rozbicie tej osobowości?

      Działanie to powinno trwać od trzech miesięcy do roku. Castaneda podał własny przykład podczas rozmowy w Mexico City. Opowiedział nam, że – na polecenie czarownicy Florindy – podjął pracę jako kucharz i przez dwa lata smażył jajka w Stanach Zjednoczonych, w miejscu, gdzie na Latynosów patrzono z góry. Oto sławny pisarz Carlos Castaneda jako Joe Cortez dzień w dzień znoszący docinki i zniewagi klientów restauracji – wszystko po to, aby wymazać osobistą przeszłość i zwalczyć poczucie własnej ważności.

      Właściwe nie-działanie musi radykalnie się różnić od tego, do czego przywykliśmy, choć nie należy posuwać się tak daleko jak Carlos. Podaję kilka przykładów zastosowania tego ćwiczenia w warsztatach, jakie prowadziłem na temat technik śledzenia. Zaznaczam, że nie nadają się one dla nowicjuszy.

          Wysłałem członka zarządu korporacji, aby zbierał datki w centrum Mexico City każdego popołudnia przez trzy miesiące.
          Skierowałem rdzennego Indianina z góry Oaxaca do pracy w handlu nieruchomościami.
          Zaproponowałem pewnemu politykowi, aby popracował trochę incognito jako peon w społeczności nie znającej języka hiszpańskiego.
          Posłałem osoby z wyższych sfer, może nawet przedstawicieli władzy, aby sprzedawali gumę do żucia na ulicy, zmywali przednie szyby samochodów na skrzyżowaniach, sprzedawali cukierki w metrze (co oznacza również ukrywanie się przed kontrolerami, których zadaniem jest nie dopuszczać do takiej działalności), występowali w przedstawieniach ulicznych, śpiewali w autobusach.

      Jak można sobie wyobrazić, wszystkie te osoby, z wyjątkiem Indianina przedzierzgniętego w biznesmena, jako szanujący się obywatele, uznałyby tego rodzaju działalność za poniżej ich godności. Zazwyczaj parają się tym biedacy, osoby z samego dołu społecznej hierarchii.

      Kiedy już wybrałeś swoją rolę, musisz spełnić następujące wymogi:

      1. Dopnij do najdrobniejszego szczegółu wszystkie atrybuty swej nowej roli (ubranie, sposób mówienia, potrzebne narzędzia i tak dalej). Chodzi o to, abyś nie rzucał się w oczy, po prostu jeden z wielu. Jeśli stajesz się pucybutem, powinieneś dołożyć starań, aby wyglądać jak zwyczajny pucybut, niczym się nie wyróżniający.

      2. Oddawaj się temu regularnie, co najmniej cztery godziny dziennie przez trzy miesiące.

      3. Wchodź w kontakty towarzyskie ze zwykłymi ludźmi.

      4. Staraj się osiągać odpowiednie dochody ze swej działalności. Pamiętaj, że posiadasz nie mniejsze umiejętności niż ktoś, kto zarabia tym na życie – nie robi on tego dla przyjemności, lecz po to, aby przeżyć; ciebie stać na to samo.

      5. Unikaj ułatwień, które nie idą w parze z obranym zajęciem, takich jak dojeżdżanie do pracy samochodem, kupowanie towaru w sklepie, a nie w hurtowni czy u producenta, i tak dalej.

      6. Nie przesadzaj z maskowaniem się. Ktoś kto cię zna, powinien być w stanie cię rozpoznać.

      7. Nie wdawaj się w wyjaśnienia, jeśli przypadkiem natkniesz się na znajomego. Nie mów, że ćwiczysz podchodzenie. Powiedz, że dorabiasz sobie, albo że jesteś bez pracy, czy coś w tym rodzaju.

      8. Oddając się temu nie-działaniu, nie szukaj ani też nie wystrzegaj się towarzystwa ludzi, których znasz.

      Komentarz
      Rezultat tych ćwiczeń może być dla ego porażający. Wymagają one niebagatelnej dyscypliny i samokontroli, w związku z tym nie są wskazane dla początkujących.

      Idealnym rozwiązaniem byłoby praktykowanie tego nie-działania dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale stwierdziliśmy, że ze względów praktycznych przedpołudnia lepiej zarezerwować na zwykłe codzienne zajęcia, a na nie-działania przeznaczyć popołudnia. Jest to również dogodniejsze, gdy w grę wchodzą takie czynniki jak praca czy rodzina. Ogólnie rzecz biorąc, po kilku miesiącach nie-działania twój obraz świata ulegnie całkowitej zmianie. Wyjąwszy sytuację absolutnej konieczności, niewskazane jest informowanie przyjaciół czy rodziny o swych zamiarach. W ten sposób uchronisz się od wpływu ich poglądów.

      Podczas wypełniania tego zadania mogą się przytrafić dziwne zdarzenia, jak to miało miejsce z pracownikiem rządu, uczestnikiem moich warsztatów, któremu zaleciłem sprzedawanie gazet na ulicach Mexico City. Mężczyzna ten miał pod sobą wielu podwładnych i przywykł do rozkazywania innym. Mimo to postanowił podjąć tę formę nie-działania. Każdego popołudnia przywdziewał wytarte ubranie i jechał autobusem po najnowszy numer do ośrodka kolportażu gazety. Tam z innymi gazeciarzami walczył o zajęcie czołowego miejsca w kolejce. Później toczył bój o najbardziej dogodne stanowisko na ulicy, gdzie spędzał całe popołudnie wrzeszcząc ile sił w płucach w ulicznym zgiełku. Pewnego pięknego dnia, zachwalając swą popołudniówkę, stanął nagle oko w oko ze swym podwładnym, z którym łączyły go bezpośrednie stosunki służbowe. Stojąc naprzeciwko siebie w odległości pół metra, wlepili w siebie wzrok. Tego dnia, jak sam wyznał, mężczyzna ten przekonał się na własnej skórze, co to jest prawdziwy strach. Włosy stanęły mu dęba, a w mięśniach na całym ciele poczuł ukłucie tysięcy zimnych igieł. Ponieważ miał już pewne doświadczenie, wiedział, jak postąpić. Nie spuszczając ze swego pracownika oczu, wziął głęboki oddech i krzyknął jeszcze głośniej niż zwykle Ooovacioneeees\ (tak nazywała się ta popołudniówka).

      Efekt był zdumiewający. Jego podwładny nie poznał go, mimo że stali twarzą w twarz. Jakiś impuls płynący z jego wnętrza poprzestawiał świat tak, aby uniemożliwić mu dostrzeżenie rzeczywistości. Widok szefa sprzedającego gazety na ulicy nie mieścił się w jego opisie świata.

      Bohater tej historii wiele dowiedział się tego dnia o naturze rzeczywistości. Kontynuował swe nie-działa-nie jeszcze przez kilka tygodni, po czym ruszył własną drogą, ale świat nigdy już nie był dla niego taki jak przedtem.

      Wprowadzenie do ćwiczeń na zwalczanie poczucia własnej ważności

      Eliminowanie poczucia osobistej ważności to naczelne zadanie wojownika, ponieważ pochłania ono większą część jego energii. Don Juan ujął to tak:

      ...w strategicznym wykazie wojownika poczucie własnej ważności widnieje jako działanie pochłaniające najwięcej energii, stąd wysiłki zmierzające do jego wykorzenienia... Wojownik powinien przede wszystkim dążyć do uwolnienia tej energii, aby z jej pomocą stawić czoło nieznanemu... Skierowanie tej energii na nowy ceł to przykład praktycznej zasady doskonałości (VII-31).

      Nie chodzi tu o zwykłą próżność czy egocentryzm, są to bowiem pomniejsze przejawy poczucia osobistej ważności. Stanowi ono raczej swoisty tryb postrzegania, specyficzne położenie punktu zbornego, które pociąga za sobą nadmierne i bezproduktywne zużycie energii. Za jego sprawą uczymy się postrzegać świat w takich kategoriach, że stale odczuwamy potrzebę obrony swej osoby (ego). To ono powoduje, że jesteśmy zniewoleni przez własny wizerunek (opis ego) i uporczywie szukamy potwierdzenia tego wizerunku w oczach innych. To za jego przyczyną obsesyjnie skupiamy się na żądaniach ego do tego stopnia, że świat nabiera dla nas znaczenia na tyle, na ile zaspokaja te żądania. To ono odpowiedzialne jest za zmęczenie, jakie niemal bez przerwy odczuwamy, gdyż na nie tracimy najwięcej energii. Pod jego wpływem sądzimy, że nam przychodzi borykać się z największymi przeciwnościami losu i jedynie nasze poglądy są słuszne.

      Poczucie własnej ważności to tron, na którym zasiada despotyczny rządca każdego z nas: ego. To dzięki niemu zyskuje ono władzę nad całą naszą istotą, aż uznajemy za pewnik, że jesteśmy tylko naszym ego i niczym więcej. Wszelkie energochłonne emocje i wyniszczające nawyki; litowanie się nad sobą, zazdrość, zawiść, zgryź-liwość, depresja – są możliwe tylko dlatego, że czujemy się ważni. Zwalczanie poczucia własnej ważności to chyba najtrudniejsze z zadań wojownika; pokonanie go to jedno z jego najdonioślejszych osiągnięć.

      Niemal każde z przedstawionych w tej książce ćwiczeń, podobnie jak wszystkie nauki don Juana, można zastosować do osłabienia bądź wyeliminowania poczucia osobistej ważności. Szczególnie przydatne są jednak techniki rekapitulacji, małego tyrana oraz nie-działania jako ogólnej strategii zwalczającej zapatrzenie w siebie.

      Dołączam do nich kilka dodatkowych ćwiczeń, które wypróbowałem z dużym powodzeniem. Mają one na celu stopniowe osłabienie hegemonii poczucia własnej ważności.

      28. Przemawianie do roślin i drzew
      Don Juan poradził Carlosowi, że jeśli chce przestać traktować siebie tak poważnie, powinien na początek przemawiać do roślin, na głos, co jego uczeń uznał za niedorzeczny pomysł. Ta prosta technika przydaje się szczególnie w chwilach, kiedy jesteśmy rozgniewani albo w jakiś inny sposób dotknięci. Wybierz dowolną niewielką roślinę, która akurat znajduje się w pobliżu, i poproś ją o pomoc, ponieważ nie możesz uporać się z brzemieniem poczucia własnej ważności. Trzeba to uczynić na głos.

      Podobnie rzecz się ma z drzewami, tyle że rozmowa z nimi otwiera przed nami jeszcze większe możliwości, a to dlatego, że drzewa darzą ludzkie istoty wielką sympatią. Przez wiele lat badałem związki między drzewami i ludźmi, i odkryłem, że mają one szczególnie dobroczynny wpływ na osoby dręczone silnymi wyrzutami czy depresją. Obejmij drzewo, zwierz się ze swych kłopotów – na głos – a ono objawi się jako prawdziwy przyjaciel, który ciebie wysłucha, zrozumie i przyniesie ukojenie. Jako że sam uwielbiam drzewa, proszę każdego, kto to praktykuje, aby później złożył ofiarę drzewu – podlał wodą albo podsypał nawozem. Będzie mu bardzo miło.

      29. Działanie dla samego działania
      Posłużyć do tego może każda bezsensowana czynność. Ważne jest, aby wykonać ją sumiennie, oddając się jej bez reszty.

      My, zwykli ludzie, owładnięci poczuciem własnej ważności, zawsze spodziewamy się jakiejś nagrody za swoje uczynki, lecz jeśli chcemy stać się wojownikami, musimy nauczyć się działać dla samego działania.

      W normalnych okolicznościach podejmujemy się czegoś, jeśli uznamy to za istotne i zgodne z nakazami ego i opisem świata, co również stanowi zapatrzenie w siebie. W związku z tym każdy czyn, który ma na celu zmniejszenie poczucia własnej ważności, z punktu widzenia ego jest raczej niepożądany, toteż należy się od nigo powstrzymać.

      Działanie dla samego działania, z drugiej strony, oferuje nowe możliwości i doświadczenia, dopuszcza nieoczekiwane, uczy cierpliwości, a przede wszystkim zwalcza chęć czerpania korzyści ze wszystkiego, co robimy. Jeśli nie potrafimy nauczyć się postępować w sposób bezinteresowny, wówczas ta forma nie-działania będzie ponad nasze siły, ponieważ jej wyniki nie stanowią atrakcyjnej "nagrody" dla ego.

      Jedną z metod na działanie dla samego działania jest ustanowienie absurdalnych czynności codziennych, któ-re odrzucamy z chwilą, gdy same staną się nawykiem.] Oto kilka przykładów:

          Powiedz dobranoc swej poduszce przed zaśnięciem] O Obejdź dookoła dom, zanim wejdziesz do środka. O Ustaw kamienie w ogrodzie w osobne kupki według wielkości i kształtu.
          Zabieraj naczynia kuchenne na przejażdżkę samochodem raz w tygodniu.
          Pewną odmianą będą przedsięwzięcia wymagające sporo wysiłku i koncentracji, ale również nie przynoszące korzyści.
          Przenieś jakiś głaz o kilometr, a następnie postaw go z powrotem na miejsce.
          Wykop z ziemi duży pień drzewa i posadź go z powrotem.
          Zbuduj chatkę w lesie z naturalnych surowców (nie niszcząc przy tym żadnej żywej istoty), postaraj się, aby była ładna, a kiedy ukończysz, rozbierz ją od razu na części, odnosząc wszystkie materiały na miejsce.
          Wyrzeźb posążek z drewna z wielką pieczołowitością, a potem wrzuć go do ogniska albo do rzeki.

      Komentarz
      Im więcej czasu na to poświęcisz, im więcej włożysz w to wysiłku, tym skuteczniejsze będzie działanie tych ćwiczeń.

iconka



      30. Zaopiekowanie się kimś
      Inną pożyteczną techniką prowadzącą do zmniejszenia poczucia własnej ważności jest zaangażowanie się na określony czas w opiekę nad kimś, szczególnie jeśli za tą osobą nie przepadamy.

      Godzi tu bezpośrednio w ego, które przywykło do dbania wyłącznie o własne potrzeby. Najlepiej zachować w tajemnicy motywy naszego postępowania, chyba że mamy do czynienia z osobą chorą albo sytuacją szczególną, kiedy wymagana jest zgoda osoby zainteresowanej.

      Aby wykonać to z prawdziwym oddaniem i bezinteresownie, wybierz kogoś, nad kim opieka nie przyniesie ci żadnego wymiernego dobra – z punktu widzenia ego. Nie należy szukać dla siebie żadnej korzyści. Oczywiście, aby to dziwaczne zadanie – opieki nad kimś, kto nie jest nam miły, od kogo nie możemy oczekiwać żadnej zapłaty, czy nagrody – się powiodło, trzeba nauczyć się postępować w oderwaniu od poczucia własnej ważności. Warto się wysilić, aby tego doświadczyć.

      31. Zmiana otoczenia
      Czasowa zmiana otoczenia, w którym przebywamy, może wpłynąć hamująco na obsesyjną skłonność do skupiania się na sobie. Jednak, aby uzyskać pożyteczne wyniki, należy przenieść się w środowisko nam obce, nieznane, nie przystające do naszej osobistej historii, co da nam możliwość traktowania siebie z mniejszą niż zwykle powagą. Dla mieszkańców miast może okazać się odkrywczy pobyt na łonie natury, pod warunkiem, że wyrzekną się miejskich wygód.

      Zmiana otoczenia, jaką mam na myśli, zakłada pełną integrację z wybranym nowym środowiskiem, pozostawienie za sobą swego starego "ja" i wypracowanie nowego sposobu bycia, zgodnego z nowymi warunkami życia.

      Kontakty z rdzennymi plemionami Meksyku wymusiły na mnie radykalną zmianę zachowania i stylu życia; chodziło tu nie tyle o zyskanie akceptacji, ale o zwykłe przetrwanie. Choć nie słabła siła oddziaływania starych nawyków, mój nowy świat wymagał zupełnie nowych sposobów postępowania w sytuacjach, które nie miały swoich odpowiedników w moim dawnym życiu, wykluczających wszelką rutynę. Znalazłem się wśród ludzi, którzy nie rozumieli mojej mowy, nie wiedzieli nic o mnie i o mojej przeszłości, w okolicznościach, które nakazywały odstawienie w kąt poczucia własnej ważności. O ile w mym codziennym życiu poczucie to spełniało swego rodzaju funkcję ochronną, to w górach, w bliskim kontakcie z przyrodą, wśród Indian ukazało swe prawdziwe oblicze; prawdziwej rozrzutności i do tego niebezpiecznej.

      Ważne, aby wybrane otoczenie odbiegało jak najbardziej od twego dotychczasowego środowiska, a ludzie, z którymi się zetkniesz, w żadnej mierze nie podzielali twoich wyobrażeń o tobie.

      32. Odgrywanie głupca
      Technika ta szczególnie jest przydatna dla tych, którzy lubią imponować innym, zamieniają swoje otoczenie w widownię, która ma ich podziwiać. Ludzie ci lubią zwracać na siebie uwagę, dlatego chcą uchodzić za najbystrzejszych, najzręczniejszych, najprzystojniejszych, najlepiej wysportowanych, najlepszych przyjaciół i kochanków, za niepokonanych w dyskusji. Słowem, wszystko robią najlepiej.

      Prostym sposobem na zwalczenie tej przemożnej skłonności jest celowe wywoływanie efektu przeciwnego. Nie mówiąc tego nikomu, zacznij z rozmysłem robić z siebie głupca. Jeśli poruszasz się zwinnie i ostrożnie, zamień się w niezdarę, potykaj się albo upuszczaj rzeczy. Podczas dyskusji powiedz coś niedorzecznego, co mogłoby wyjść z ust idioty, przypieczętowując swą porażkę. Jeśli cieszysz się opinią eleganta, załóż na siebie jakieś łachy, robiąc z siebie pośmiewisko w miejscach, gdzie zazwyczaj popisywałeś się swoim strojem.

      I na pewno – jak wyraziła to Florinda w książce The Eagle's Gift – ten, kto nauczy się grać rolę błazna bez obrazy, będzie w stanie wywieść w pole każdego (VI-291).

      33. Demaskowanie siebie
      Technika ta nawiązuje do poprzedniej, choć jest bardziej radykalna. Oprócz osób wymienionych w ćwiczeniu 32, może ona też pomóc ludziom, u których zapatrzenie do wewnątrz przybiera postać przedstawiania siebie w jak najgorszym świetle, które ciągle zwierzają się innym ze swych straszliwych cierpień, błędów i słabości.

      Na początku ustal, jakich myśli czy fraz używasz w celu podsycenia poczucia własnej ważności. Pospolite przykłady to:

          Poprzez odpowiedni dobór słów sprawianie wrażenia osoby kulturalnej lub dowcipnej.
          Dążenie do zwyciężania sporów przy pomocy niepodważalnych argumentów.
          Zdawanie relacji ze swych imponujących osiągnięć.
          Roztaczanie osobistego uroku w celu przyciągnięcia płci przeciwnej.
          Naśladowanie filmowych bohaterów lub bohaterek.
          Opowiadanie o swych problemach i tragediach w celu wzbudzenia litości.

      Większość z powyższych przykładów opiera się na mówieniu, co jest znamienne, zważywszy że mówienie należy do podstawowych instrumentów, jakie oddajemy na usługi własnej ważności. Skoro zapatrzenie w siebie zafałszowuje obraz rzeczywistości, to nic dziwnego, że próbujemy zbudować rzeczywistość za pomocą słów, dopasowując ją do tej szczególnej formy interpretacji, jaką jest egocentryzm.

      Przedstawione wyżej postawy służą nieświadomej projekcji fałszywego wizerunku, wyniesienia nas wysoko ponad rzeczywisty status. Składają się na nie frazesy, pozy, kłamstwa, obłuda, próżność – wszystko ku chwale ego. Ćwiczenie to polega więc na ucięciu ich z chwilą, kiedy dojdą do głosu, na zdemaskowaniu siebie. W gorączce dyskusji zatrzymaj się i powiedz coś takiego: "Wiesz co? Głupiec ze mnie. Właśnie zdałem sobie sprawę, że znów przemawia przeze mnie mój stary nawyk sprzeczania się dla zasady. Po prostu ignoruj mnie." Albo: "Dość, dość, dość. Ale ze mnie kretyn. Nie zwracaj na mnie uwagi. Wybacz mi, gdyż znów prowadzę swoją starą gierkę – popisuję się swoją inteligencją, aby wywrzeć na innych wrażenie, ale tak naprawdę zwykły ze mnie bufon". Czy też: "Nie, nie słuchaj tego, proszę. Znów odgrywam rolę cierpiącej ofiary. Powinienem się zamknąć".

      Za każdym razem musisz postarać się o dobór określeń jasno i wyraźnie odnoszących się do konkretnej sytuacji.

      Praktykowanie tego wymaga trochę dyscypliny, ale rezultaty są pokrzepiające. Z góry będziesz wiedział, co powiesz, zanim jeszcze otworzysz usta. Krok po kroku, wyzbędziesz się pragnienia projekcji fałszywego wizerunku siebie przy pomocy słów.

iconka



CZĘŚĆ TRZECIA
JAK WNIKNĄĆ W ODRĘBNĄ RZECZYWISTOŚĆ
(ćwiczenia dla lewej strony)


ROZDZIAŁ SZÓSTY
Przerwanie wewnętrznego dialogu – klucz otwierający przejście między światami



      Pusty umysł

      Możliwość wyciszenia myśli występuje w wielu odmianach wiedzy, o marginalnym znaczeniu z punktu widzenia Zachodu.

      Myślenie jest nieodłącznym elementem codziennego życia. Nie chodzi mi tu o ścisłe rozumowanie, lecz o prostą czynność swobodnego myślenia, której oddajemy się nieustannie. Ciągle rozmawiamy ze sobą w myślach. To właśnie don Juan nazwał "wewnętrznym dialogiem" (IV-20), którego zawieszenie zajmuje w jego naukach poczesne miejsce.

      Ponieważ "wewnętrzny dialog" trwa stale, uznajemy to za naturalny i nieodzowny składnik ludzkiego życia. Zakładamy nieświadomie, że umilknie dopiero po naszej śmierci, a stan całkowicie "opróżnionego" umysłu jest niemożliwy do osiągnięcia. Utwierdza nas w tym przekonaniu to, że próby wyłączenia umysłu często kończą się niepowodzeniem. Metody osiągania pustego umysłu są dość osobliwe i wymagają systematycznej pracy.

      Jednak patrząc z szerszej perspektywy historycznej i geograficznej, wydaje się, że człowiek zawsze żywił zainteresowanie możliwością wyciszenia umysłu. Powiedziałbym nawet, że każdy tęskni w głębi duszy za tego rodzaju wiedzą. Prace Castanedy przedstawiają pogląd, że w przeszłości znajomość wewnętrznej ciszy była człowiekowi bliższa. Dopiero stopniowo została zapomniana wskutek rozwoju i późniejszej dominacji myślenia racjonalnego (VIII-169-170), które całkowicie zawładnęło jednostkowym doświadczeniem. W miarę upływu czasu myślenie ogółu ludzi stawało się coraz bardziej mechaniczne i mniej racjonalne.


      Spojrzenie na Wschód

      W myśli Orientu, a w szczególności w hinduskiej jodze, japońskim Zen i chińskim taoizmie, pusty umysł lub stan nie-umysłu stanowi jeden z podstawowych celów, jakie systemy te sobie stawiają.

      Możliwość uzyskania takiego stanu i następstwa, ja-kie niesie on dla doświadczenia jednostki, nie znalaz żywszego oddźwięku w umysłach Zachodu. Musimy jednak oddać sprawiedliwość bohaterskim staranior antypsychiatrów, których praca, na obrzeżach nauk formalnej, przybliżyła stan nie-umysłu pod postacią do-znania zaliczonego do ogólnej kategorii "doświadczeń pozastrukturalnych" [David Cooper, La Muerte de la Familia, Barcelona: Ariel, 1985].

      Kiedy myśl Zachodu popada w samozwątpienie, nie| śmiało zerka na Wschód, ujmując świat w schludną dylchotomie orientalno-okcydentalną. Usuwa w ten sposób ze sceny wiele ludów, których rozwój przebiegał inaczej i których kosmologia nie mieści się w intelektualnych koncepcjach ani Wschodu, ani Zachodu.


      Zwrot w stronę amerykańskich Indian

      Pojęcie to obejmuje wszystkie plemiona zamieszkujące Amerykę, od Alaski po Ziemię Ognistą, które w przeszłości stworzyły wspaniałe cywilizacje. Ich filozoficzne i magiczno-naukowe osiągnięcia nie zostały jeszcze odkryte przez antropologów i etnologów naszych czasów.

      Biali najeźdźcy zdołali pokonać Indian, ponieważ posiadali nowocześniejsze uzbrojenie. Fakt ten zadecydował o tym, że z góry przekreślili wszelką możliwość nauczenia się czegokolwiek od tubylców. Nie dopuszczali istnienia technicznego czy duchowego dorobku ludów Ameryki prekolumbijskiej, podbitych w szesnastym wieku i pozostających dziś na najniższym szczeblu rozwoju ewolucyjnego – zgodnie z rozumowaniem, które europejskie cywilizacje umieszcza na samym szczycie [Taki obraz rozwoju ludzkości znany jest pod nazwą "ewolu-cjonizmu". Choć został poddany surowej krytyce, antropologowie, urzędnicy państwowi oraz misjonarze w stosunkach z rdzennymi kulturami nadal zachowują postawę wyższości, właściwie tożsamą z postawą, która legła u podstaw koncepcji ewolucji.].

      Tak niewiele wiadomo o sposobach osiągania stanu nie-umysłu w teorii i praktyce Wschodu, i skutkach, jakie za sobą pociąga, a jeszcze mniej wiemy na temat tego stanu w doświadczeniu amerykańskich Indian.

      W rzeczywistości stan zawieszenia wszelkich myśli dostępny jest dla każdego człowieka; wiedza ta ujawnia się wszędzie tam, gdzie panuje szczere zainteresowanie samopoznaniem.


      Don Juan i dziedzictwo Tolteków

      Obszar Ameryki Środkowej kryje w sobie społeczność, która żywo zajmowała się stanem wewnętrznego wyciszenia; mowa tu o historycznej i kulturowej matrycy Tolteków. Ich imponujący i praktycznie niezrozumiały dorobek w postaci piramid, rzeźby, malarstwa i poezji po dziś dzień pozostaje wymownym świadectwem ich wypraw w świat wewnętrznej ciszy i drugiej uwagi.

      Nauki don Juana wyraźnie są osadzone w tradycji Tolteków. Ukazują te jej aspekty, które dla postronnego obserwatora pozostają niewidoczne, nawet jeśli zetknie się bezpośrednio ze spadkobiercami kultury Tolteków | – plemionami Nahua, Huicholów i Majów.

      W myśli don Juana przerwanie wewnętrznego dialogu stanowi klucz otwierający przejście między światami, środek wiodący do prawdziwego poznania. Dlatego też wiele ćwiczeń, które kazał wykonać swemu uczniowi, wiązało się z poszukiwaniem wewnętrznej ciszy. Nie robił tego dla zabawy, wiedział bowiem, że jednym z najgorszych sposobów na wyciszenie myśli jest myślenie o ich przerwaniu. Na tym polega trudność, jaką napotyka współczesny człowiek przystępujący do tego zadania.


      Odrzucenie pragnienia

      Nam ludziom Zachodu wbito do głów, że aby osiągnąć jakiś cel, należy przede wszystkim zrozumieć i wiedzieć, co się na ów cel składa. Nauczono nas też, że osiągnięcie takiego celu jest warte trudu, stąd powstaje w nas pragnienie jego realizacji. Pragnienie, rzecz jasna, pociąga za sobą myślenie o celu – myślenie, że go pragniemy, że chcemy go osiągnąć. Jałowość tego rodzaju umysłowej gimnastyki wynika stąd, że samo myślenie zamienia ono w obiekt naszego pożądania, a tym samym naszych myśli. Z tego labiryntu nie ma ucieczki.

      Systemy orientalne głoszą konieczność wyzbycia się pragnienia. Ludziom Zachodu może się wydawać, że prowadzi to do apatyczności, bierności, ogólnej niezdolności do działania czy cieszenia się czymkolwiek. Jest jednak wręcz przeciwnie. Zaś myśli Wschodu udało się uchwycić ścisły związek, jaki zachodzi między pragnieniem i myśleniem: jedno napędza drugie.

      Zdawał sobie z tego sprawę również don Juan i dlatego nauczył Carlosa – oprócz innych rzeczy – jak przerwać wewnętrzny dialog. Carlos dał się zwieść, sądząc, że jego uczynki służą czemu innemu – działaniu dla samego działania czy nauce działania bezinteresownego. Toteż wypełnił pewną liczbę absurdalnych zadań, którym nie przyświecał żaden widoczny cel (VI-232-233).

      Tak przy okazji, ja nazwałem działanie dla samego działania działaniem z rozmysiem. Dostarcza ono tworzywa, z którego zbudować można drogę do wolności.


      Myślenie o niemyśleniu

      Nie można przestać myśleć po prostu o tym myśląc. Zachodni racjonalizm nie sprawdza się jako metoda na osiągnięcie wewnętrznej ciszy. Przede wszystkim, nie mamy pojęcia, na czym stan ten polega, ponieważ nie przypominamy sobie żadnego doświadczenia z tym związanego. Nie da się o tym pomyśleć, gdyż zawsze będziemy mieli na myśli coś innego, a doświadczenie ciszy nie mieści się w zakresie myśli. Myśl nie jest w stanie ogarnąć czegoś, co wykracza poza jej sferę.

      Trzeba postawić sprawę jasno: myśl to niezwykle użyteczne dla ludzkości narzędzie, ale jej zakres działania, choć olbrzymi, ma wyraźnie określone granice. Kłopot w tym, że jesteśmy tak przywiązani do sfery myśli, że przeżywamy życie nie zdając sobie sprawy z istnienia innych obszarów rozciągających się poza jej granicami, tych, które mogą nam się objawić właśnie wskutek ustania wewnętrznego dialogu.

      Jeśli więc nie da się tego "z góry" zrozumieć, jeśli pragnąc tego odsuwamy się jednocześnie od celu, jeśli myśląc o tym w istocie myślimy o czymś innym, wówczas staje się jasne, że przerwania wewnętrznego dialogu nie można dokonać przy pomocy intelektu. Zatrzymanie myślenia nie może być przedmiotem myśli ani rozumienia; zakłada ono czyn, działanie dla samego działania, bez nadziei nagrody. Trzeba doświadczyć wewnętrznej ciszy bez uciekania się do linearnego rozumu. Potrzebna jest do tego strategia czarownika bez czarownika. Dział poświęcony technikom ukaże w zarysie, jak opracować taką strategię dla siebie. A ściślej mówiąc, dla ego, które jest najpoważniejszą przeszkodą na drodze do pustego umysłu.

      Wcześniej jednak chciałbym podzielić się kilkoma istotnymi spostrzeżeniami, które są owocem naszych poszukiwań i doświadczeń wewnętrznej ciszy. Wyłania się z nich możliwość odzyskania przez współczesnego człowieka zapomnianego świata wyciszonych myśli.


      Myślenie a postrzeganie

      Trzeba od razu podkreślić, że myślenie to nie postrzeganie. Myślenie to nie postrzeganie. Jako ludzkie istoty potrafimy myśleć i potrafimy postrzegać. Problem w tym, że choć z natury, jako pola energii, jesteśmy odbiorcami, nasze myśli tak nas zniewoliły, że nie dostrzegamy swoich możliwości w tej mierze. To nie przypadek. Myśl jest podstawowym tworzywem ego, jego substancją. W związku z tym, przerwanie wewnętrznego dialogu umożliwia nam wyrwanie się poza granice ego i uwalnia nas od osobistej przeszłości, gdyż ego i osobista przeszłość wzajemnie się podtrzymują.

      Jako przeciętni ludzie, postrzegamy tak niewiele, że zatarła się dla nas różnica między myślą a percepcją; wierzymy, że to, co myślimy, to to samo, co postrzegamy. Rzutując swoje myśli na zewnętrzną rzeczywistość, podstawiamy na miejsce rzeczywistości nasze o niej sądy, a ten nieustanny proces odsuwa nas od realnego świata. W naukach Wschodu stan ten nazywa się maya (iluzja), czyli zwykła rzeczywistość. To zasłona, którą trzeba uchylić, aby ujrzeć, jaki naprawdę jest świat. Don Juan również wspomina o przejrzeniu jako doświadczeniu, które zamienia zwykłego człowieka w mędrca.

      My, ludzie współcześni, jesteśmy więźniami rzeczywistości, którą zbudowały nam myśli – myśli zdeterminowane przez tonal epoki i jednostkową historię.


      Bramy percepcji

      Jeśli zamiast dostrzegać ludzi, przedmioty czy sytuacje, w jakich się znajdujemy, widzimy albo przyjmujemy to, co dyktują nam myśli – które bez przerwy rzutujemy na świat zewnętrzny – wówczas musi być prawdą to, że zawieszenie myśli otwiera nam bramy percepcji.

      Gdybyśmy zobaczyli rzeczy takimi, jakie w rzeczywistości są, czy to będą ludzie, zdarzenia, sytuacje czy my sami, uzyskalibyśmy przewagę nad kimś, kto na miejsce rzeczywistości stawia własne myśli. Ci, którzy nie postrzegają, siłą rzeczy walczą o narzucenie kontroli wyobrażonej przez siebie rzeczywistości i cierpią skutki wynikające z rozdźwięku między tym, co im się wydaje, że jest, a tym, co jest naprawdę.

      Powoduje to kryzysy, które występują okresowo w życiu każdego z nas. Są to chwile, kiedy rzeczywistość przeciwstawia się naszym wyjaśnieniom i oczekiwaniom, kiedy mimo naszych wysiłków nic nie dzieje się po naszej myśli. Odkrywamy wtedy, że życie, ludzie i to, co odczuwamy, wszystko to nie zgadza się z opisem, jaki wpajano nam od dziecka, z opisem, do którego uparcie próbujemy się nagiąć, lecz bez powodzenia.

      Nasze pojęcie życia, miłości, partnera, sukcesu, postępu, wszystkie wartości, stanowiące dla nas ideał, okazują się mgłą spowijającą nasze umysły. Nadajemy im realny kształt, ponieważ uporczywie trwamy w zachowaniu zgodnym z opisem, jakiego nas nauczono. Tylko przekonujemy się później, że trudno dopasować do niego swoje życie. Poza tym, jest zbyt ubogi i nudny jak na nasze możliwości śmiertelnych – a przez to magicznych – istot.

      Dla odmiany, ten, kto postrzega, może postępować zgodnie z rzeczywistością, co daje mu ogromną przewagę nad innymi. Dostępna dla każdego możliwość zdjęcia zasłony i ujrzenia prawdziwego świata oznacza potęgę i wolność.


      Przepustka do innej rzeczywistości

      Do tej pory skupiałem się na przydatności zawieszenia wewnętrznego dialogu jako sposobu na bardziej sprawne radzenie sobie ze zwykłą rzeczywistością, co wynika z poszerzenia percepcji, będącej jego następstwem. Ale dostrzeżenie rzeczywistości rozciągającej się poza zasłoną myśli, to tylko pierwszy krok ku realizacji nieznanych możliwości świadomości. Wewnętrzne wyciszenie, w systemie don Juana, stanowi punkt wyjścia do penetracji odrębnej rzeczywistości.

      Dla don Juana ustanie wewnętrznego dialogu to klucz otwierający przejście między światami (IV-240), zdaje on sobie bowiem sprawę, że treść, forma i granice znanej rzeczywistości, to w gruncie rzeczy wytwór treningu, jakiemu jesteśmy poddawani od dzieciństwa. On to sprawia, że postrzegamy rzeczywistość w określony sposób; a zasadniczym czynnikiem, który utrzymuje ją w narzuconych ramach, jest wewnętrzny dialog. Niczym zazdrosny strażnik chroniący swoje dzieło, odnawia rzeczywistość nieustannym zalewem myśli.

      Kiedy ta wewnętrzna fabryka słów zostanie zamknięta, zarówno świat jak i nasza osoba przestaną wydawać się nam takie, jak sobie wmówiliśmy, że są. Uwidocznią się inne aspekty rzeczywistości, uprzednio uznawane za mrzonki czy dziwactwa, a to z kolei stanowi następny przejaw prawdziwej wolności. Mowa tu o naszej magicznej spuściźnie – możliwości opuszczenia świata, w który nas wrzucono, którego granice wyznaczają tonal epoki i osobista przeszłość, i wkroczenia w świat dotąd istniejący tylko w marzeniach.


      Magia w tym i w innym świecie

      To prawda, że ta odrębna rzeczywistość może przeciętnemu człowiekowi wydawać się fantastyczna, jeśli nie zgoła nieprawdopodobna – przemawianie do drzew, rozmowa z wielorybem, świadomość Ziemi jako myślącej istoty, rozmyślne działanie w śniącym ciele. Ale prawdą jest też, że w tej innej rzeczywistości znikają ograniczenia, jakie nakłada na nasz sposób bycia, postępowania i odczuwania osobista przeszłość. Stwarza to nam szansę wymyślenia siebie na nowo, odkrycia swoich nieprzeczuwanych i tajemniczych aspektów, drzemiących w ukrytych zakamarkach naszej istoty. Odzyskawszy je, można te bogate wewnętrzne zasoby zaprząc do nowego stylu życia i działania w świecie codziennych spraw.

      Tak więc, wejście w odrębną rzeczywistość niekoniecznie oznacza wykonywanie zadań niezwykłej wagi w świecie snów. Należą do niej tak niezwykłe rzeczy jak wyzbycie się nienawiści wobec bliźnich, kochanie bez zniewolenia, odkrywanie nowej istoty w lustrze, odważne sprawienie, aby spełniło się od dawna żywione marzenie, spojrzenie na ukochaną osobę nowymi oczami, rozstanie się z mocno zakorzenionym nawykiem, który uważaliśmy za cząstkę siebie. Przyjrzymy się teraz sposobom na ich osiągnięcie.


      Techniki

      Jednym z podstawowych środków na wyciszenie wewnętrznego dialogu jest specjalne użycie zwykłej uwagi, co dzięki zaoszczędzeniu energii z kolei prowadzi do odzyskania tego, co don Juan nazywa drugą uwagą.

      Jako że sposób, w jaki zazwyczaj posługujemy się uwagą, nakierowany jest na podtrzymanie wewnętrznego dialogu, użycie uwagi w inny, specjalny sposób stanowi warunek konieczny do jego zawieszenia. Ćwiczenia uwagi pomagają osiągnąć wewnętrzną ciszę i na odwrót, ćwiczenia na wyciszenie myśli nadają się do ćwiczenia uwagi, trudno bowiem jest je rozróżnić. Ściślej mówiąc, ćwiczenia na przerwanie wewnętrznego dialogu, to w istocie ćwiczenia na specjalne opanowanie uwagi. Jednak ich szczególna przydatność w wyciszaniu wewnętrznego dialogu tłumaczy ich obecność w tym rozdziale.


      Specjalne sposoby posługiwania się uwagą

      Wewnętrzny dialog podsyca to, że nasza uwaga jest na niego bez przerwy zwrócona. Wewnętrzny dialog to głos ego, mamy więc tu do czynienia z obsesyjną skłonnością ego do skupiania się na sobie.

      Każde ćwiczenie czy działanie, które odwraca uwagę od tej wewnętrznej fabryki słów, przyczynia się do zawieszenia dialogu, pod warunkiem, że robimy to wytrwale i wystarczająco długo. Jeśli uwaga nie skupia się na nim, dialog zamiera. Toteż kluczowym elementem ćwiczeń na przerwanie wewnętrznego dialogu jest skierowanie uwagi na co innego.

      Wychodząc z tego, można ułożyć własne ćwiczenia. Niemniej, podam kilka naszych, które przyniosły zadowalające rezultaty.


      34. Chód z uwagą

      Spacer, sam w sobie, stanowi dobre ćwiczenie ruchowe, sprzyjające zdrowiu. Nie wszystkim jednak wiadomo, że przez dodanie pewnych elementów można zwykły spacer zamienić w chód z uwagą. Choć właściwie każdy "wie, jak" się chodzi, prawda jest taka, że dla współczesnego człowieka nauka pawidłowego chodzenia wymaga specjalnego treningu, który z reguły przynosi też szczególne rezultaty.

      Niekwestionowanymi mistrzami chodu byli ci, którzy od stuleci niestrudzenie przemierzali powierzchnię uwielbianej przez nich Ziemi – Indianie. Można się od nich w tej dziedzinie wiele dowiedzieć.

      Chód z uwagą to doskonałe ćwiczenie na przerwanie wewnętrznego dialogu. Częste jego praktykowanie niezawodnie owocuje stanem wewnętrznej ciszy. Zanim szczegółowo omówię poszczególne jego odmiany, wymienię kilka zasadniczych elementów chodu z uwagą:


  • Uwaga skupiona jest nie na myślach, lecz na chodzeniu i elementach uwagi.
  • Zachowaj całkowite milczenie. Jeśli koniecznie trzeba się odezwać, przerwij chód i powiedz to, co musisz powiedzieć, a dopiero potem zacznij iść.
  • Nie próbuj na siłę zatrzymać swoich myśli; po prostu pozwól im przepływać, przysłuchując się im, jakby były jeszcze jednym odgłosem natury.
  • Utrzymuj stały rytm podczas chodzenia; prędkość nie odgrywa tu żadnej roli.
  • Zsynchronizuj swój oddech z tempem marszu.
  • Natęż oddychanie, aby łatwiej można było skupić na nim uwagę.
  • Nie trać z pola uwagi otoczenia oraz uczuć, jakie w tobie budzi (natomiast myśli, jakie ci się nasuwają, ignoruj).
  • Zwróć uwagę na doznania twojego ciała, szczególnie w okolicach brzucha.
  • Nasłuchuj uważnie.
  • Ręce powinny być wolne; jeśli musisz coś nieść, użyj plecaka.
  • Przedłuż ćwiczenie aż do czasu osiągnięcia stanu specjalnej uwagi; kiedy to nastąpi, możesz kontynuować je do woli.

Komentarz

      Zwracanie bacznej uwagi na wszystkie elementy naraz wymaga pewnej wprawy; do czasu jej nabycia można skupić się na kilku wybranych. Można powiedzieć, że "umiesz chodzić" dopiero wtedy, gdy spełnisz wszystkie warunki.

      Elementy wymienione powyżej w "podstawowym chodzie z uwagą" wchodzą również w skład wszelkich jego odmian.

      Jednym z najbardziej zadziwiających wyników, jakie przynosi chód z uwagą, z wszelkimi jego wariantami włącznie, jest wytworzenie odmiennych stanów świadomości. Im więcej czasu i uwagi poświęcimy chodzeniu, tym głębszy będzie stan wyższej świadomości. Na uzyskane rezultaty ma również bezpośredni wpływ częstotliwość ćwiczeń. Wszystko to wyzwala w nas niezwykłą percepcję i wrażliwość, co stwarza możliwość zaistnienia wiedzy bez słów.



     

iconka



35. Chód po indiańsku

      Przypomina on poprzednie ćwiczenie, z tą różnicą, że potrzeba do niego kilku osób. Jak sama nazwa wskazuje (polskim odpowiednikiem jest "chód gęsiego" «przyp. tłum.»), praktykowany jest on przez rdzenne ludy Ameryki, które dobrze umieją chodzić uważnie. Nauczyłem się go właśnie od Indian, maszerując wraz z nimi. To jedno z moich ulubionych ćwiczeń, ponieważ umożliwia nie tylko dzielenie się wieloma cudownymi przeżyciami z innymi, ale również połączenie się w jedno uwagi i energii poszczególnych uczestników. Końcowy rezultat przewyższa zwykłą sumę poszczególnych części.

      Metoda ta stosowana jest w grupie, zwłaszcza gdy w grę wchodzi przejście przez tereny nie zamieszkane czy nieznane. Ma to też dodatkowy skutek w postaci wzmożenia czujności.

      Chód ten pociąga za sobą określone następstwa, co wpływa na poważne różnice kulturowe między Indianami a ludźmi Zachodu w traktowaniu chodzenia.

      W mentalności Zachodu podróż składa się z dwóch zasadniczych członów: odjazdu i przyjazdu. Toteż obojętnie, czy będziemy przemieszczać się pieszo czy pojazdem, sama droga się nie liczy – chodzi o to, by dotrzeć do miejsca przeznaczenia, im szybciej, tym lepiej. Człowiekowi Zachodu chód służy wyłącznie do przenoszenia się z miejsca na miejsce, dlatego w drodze zazwyczaj stajemy się niecierpliwi, nie możemy doczekać się końca. Albo dla odmiany, żałujemy tego, co za sobą zostawiliśmy. Ludziom Zachodu w gruncie rzeczy trudno jest się odnaleźć w rzeczywistości, czyli tu i teraz.

      Chodzenie rozumiane jako przenoszenie się z miejsca na miejsce jest męczące i chcemy jak najszybciej dojść do celu. To, rzecz jasna, powoduje znużenie, które jest efektem marnowania energii na co innego niż samo chodzenie. Ta strata energii powstaje w wyniku skupiania uwagi na myślach zamiast na czymś realnym, jak ruchy ciała. Nieuważny spacer nie tylko wyczerpuje, ale może być niebezpieczny; to między innymi dlatego ludzie obawiają się wędrować w nieznanych okolicach, w nocy, czy w ogóle spacerować.

      Kiedy idziemy, przeważnie rozmyślamy o tym, co zostawiliśmy za sobą (przeszłość) albo wyobrażamy sobie, co nas czeka (przyszłość), ale trudno umiejscowić nam siebie w rzeczywistości (w teraźniejszości).

      Z drugiej strony, Indianie po wiekach praktyki wiedzą, że chodzenie jest również środkiem, za pomocą którego możemy doświadczyć bycia tu i teraz. Znają wartość chodzenia dla samego chodzenia, dla czystej przyjemności.

      Kiedy wyruszają, wiedzą, że każda wędrówka, długa czy krótka, składa się z pojedynczych kroków, jednego na raz. Odnajdują się w teraźniejszości i nie martwią o przyszłość, chyba że muszą opracować strategię. Lecz gdy to ukończą, zapominają o przyszłości na ten czas, dopóki nie stanie się chwilą obecną. Dlatego kiedy idą, Indianie nie patrzą przed siebie albo na szczyt góry, na który się wspinają, lecz raczej spoglądają pod nogi.

      Jeśli chcą podziwiać krajobraz, zatrzymują się i dopiero potem idą dalej. Można powiedzieć, że chodzą osadzeni w "tu i teraz", nie błądzą myślami w przeszłości czy przyszłości. Postawa ta znalazła odbicie w elementach tworzących "chód po indiańsku", który wygląda następująco:


  • 1. Dobierzcie sobie przewodnika, kogoś, kto zna drogę lub potrafi rozsądnie pokierować grupą stosownie do okoliczności.
  • 2. Idźcie jeden za drugim; to warunek konieczny. Uczestnicy cały czas mają przed sobą plecy swojego poprzednika.
  • 3. Zachowujcie stałe odstępy; odpowiednia będzie odległość wyciągniętej ręki. Sprawą najwyższej wagi jest utrzymanie równego odstępu niezależnie od zmian w rzeźbie terenu.
  • 4. Skierujcie spojrzenie na ziemię, na krok, który stawiacie, nie patrząc ani przed siebie, ani na boki. Jeśli ktoś na czele prowadzi grupę, nie ma potrzeby podnoszenia wzroku. Strona wizualna nie ma w tym ćwiczeniu znaczenia; ważne jest odbieranie wrażeń całym ciałem.
  • 5. Ustalcie jakiś rytm – dźwięki wydawane w rytm kroku czy oddechu. Musi się do tego włączyć każdy, aby zadziałało.
  • 6. Starajcie się nie myśleć o dotarciu na miejsce; nie wypatrujcie, "ile jeszcze wam zostało do przejścia".
  • 7. Do tego ćwiczenia potrzeba co najmniej dwóch osób.


      Komentarz

      Jednym z kluczowych zadań tego ćwiczenia jest wytworzenie i utrzymanie poczucia jedności, które umożliwi zespolenie się energii i uwagi wszystkich uczestników. Dwie rzeczy niezbędne są do osiągnięcia tej jedności: nieustanne zachowywanie stałego odstępu od poprzednika oraz przyswojenie sobie wspólnego rytmu. Jeśli choć jedna osoba wypadnie z rytmu, nie zachowa odległości lub wyłączy się w myślach, "łańcuch" zostanie przerwany i grupowy spacer nie przyniesie niko-rnu obiecanych korzyści.


      36. Chodzenie po śladach

      Jest to odmiana chodzenia po indiańsku, tyle że uczestnicy – z wyjątkiem przewodnika – muszą stąpać po śladach swego poprzednika.

      Oznacza to, że ruchy nóg wszystkich uczestników muszą być idealnie zgrane – lewe stopy unoszone i stawiane w tej samej chwili, prawe stopy unoszone i stawiane w tej samej chwili, i tak dalej. Stopę stawiamy dokładnie na miejscu stopy swego poprzednika, choć ślad jest niewidoczny. Musimy sobie odcisk jego stopy "wyobrazić" i na nim stanąć.


      Komentarz

      W ćwiczeniu tym chodzi przede wszystkim o to, aby kroczyć po śladach poprzednika i utrzymać pełną synchronizację ruchów nóg mimo nagłych zmian tempa czy trudności wynikających z rzeźby terenu. Przy odpowiednim natężeniu uwagi zmiany te nietrudno przewidzieć.

      Ćwiczenie powinno trwać co najmniej godzinę i można je przedłużać bez ograniczeń. Ścisłe wypełnienie poleceń powinno zaowocować wytworzeniem się "bąbla uwagi" obejmującego całą grupę. Traci się poczucie bycia odrębnym ego, w zamian zyskuje się świadomość przynależności do większej całości. Czar sprawia, że można w ten sposób chodzić całymi godzinami, bez zmęczenia. Rozsadza nas energia, czujemy się pełni i odnowieni.


      37. Chód cieni

      Choć to stosunkowo proste ćwiczenie, może wzbudzić intensywne stany wyższej świadomości. Nazywa się je również "chodzeniem na uszach".

      Polega ono na bardzo powolnym chodzeniu z wytężoną uwagą; staramy się przemieszczać niczym cień, bezszelestnie, nie wydając żadnych odgłosów. Ani nasz krok, ani oddech nie powinny być słyszalne. Poruszasz się ostrożnie i bezgłośnie jak cień. Prowadzą cię twoje uszy. Tak bardzo skupiasz się na dźwiękach – po to, aby ich uniknąć – że słuch staje się głównym ośrodkiem twej percepcji. Rozumie się samo przez się, że nie wolno nam nadepnąć na nic, co mogłoby wydać jakiś odgłos. Lepiej unieść stopę, niż wpaść na gałązkę, i obejść przeszkody, niż po nich chodzić. Należy stawiać kroki tak, aby czynić jak najmniej hałasu.


      38. Chód w wydaniu don Juana (III-35)


  • 1. Nadaj jakieś niecodzienne ułożenie swoim rękom – zagnij palce ku dłoni, oddziel jak najszerzej palec środkowy i wskazujący, czy coś w tym rodzaju. Przyjmij pozycję, jaka najbardziej ci odpowiada.
  • 2. Zachowaj świadomość całego swojego pola widzenia. Staraj się rejestrować wzrokiem wszystko naraz, nie skupiaj się na niczym szczególnym. Oczy powinieneś mieć skierowane przed siebie, wzrok utkwiony w punkcie tuż nad linią horyzontu.
      Ćwiczenia te praktykowane są w różnych postaciach i wszystkie z nich przyczyniają się do przerwania wewnętrznego dialogu, ale w sumie stanowią warianty formy podstawowej, uważam więc, że to, co tu przedstawiłem, wystarczy w zupełności.

      Pragnę powtórzyć raz jeszcze, że różne odmiany chodu z uwagą, a także chód mocy, mimo że zaliczone do grupy ćwiczeń na wyciszenie wewnętrznego dialogu, równie dobrze mogłyby być zaklasyfikowane jako ćwiczenia uwagi.


      39. Bieg mocy (III-171)

      Tę technikę można stosować wyłącznie w stanie całkowitego wewnętrznego wyciszenia. Wydobywa ona na jaw ukryte aspekty naguala – u nowicjusza zaledwie część, u dojrzałego mistrza całość. Kluczowe znaczenie mają tu praktyka i ilość dostępnej energii. Wykonywanie tego ćwiczenia nie jest możliwe bez udziału świadomości innej jaźni, a rezultaty, jakie przynosi, są doprawdy zadziwiające. Nie jest to jednak proste ćwiczenie.

      Ogólnie rzecz biorąc, bieg mocy polega na poruszaniu się z dużą prędkością, z wykorzystaniem niezwykłej energii, bez zwykłej pomocy pięciu zmysłów i wcześniejszej znajomości terenu, i do tego w całkowitych ciemnościach. Przypomina nieco dziwaczną odmianę joggingu czy biegu przełajowego. Choć nadaje się do tego dowolny teren, zwykle praktykuje się bieg mocy tam, gdzie powierzchnia jest nierówna i usłana kamieniami, na stromym zboczu, albo na obszarze trudnym do pokonania nawet za dnia.

      Trzeba zaznaczyć, że to nie jest zwykłe ćwiczenie czy jakiś sport. Nie każdy temu podoła. Nie wystarczy samo poznanie zasad. To nadzwyczajny wyczyn, którego dokonuje samo ciało z pominięciem intelektu. Powodzenie zależało będzie głównie od poziomu umiejętności i energii; mimo to zamieściłem je w niniejszej pracy, ponieważ adresowana jest do osób o różnym stopniu zaawansowania.

      Wprawdzie zdolność do biegu mocy może wyrobić się w nas sama jako wynik praktykowania innych, mniej skomplikowanych technik, ale są ćwiczenia, które pozwolą nam dojść do niej stopniowo, które pokażą nam, czy już jesteśmy gotowi.

      Bieg mocy zawiera się w nie poznanych możliwościach ciała – w gruncie rzeczy, potrafi to każdy, albo ściślej mówiąc, potrafią to nasze ciała. Jednak przeciętni ludzie, żyjący pod władzą kaprysów ego przekazywanych przez wewnętrzny dialog, tak oderwani są od wiedzy ciała, że bardzo trudno jest im ją odzyskać. Zdarza się raz na jakiś czas, że w sytuacjach zagrożenia życia bezwiednie zdobywają się na bieg mocy i ratują się pędząc w całkowitych ciemnościach czy po górzystym terenie w pobliżu przepaści. Zjawiska takie tłumaczy się jako cuda, które są znakiem boskiej interwencji, podczas gdy w rzeczywistości świadczą o tym, do czego jesteśmy zdolni, gdy nasze ciało przejmuje ster.

      Staraj się w miarę systematycznie budzić pamięć ciała. Istnieją do tego odpowiednie zasady postępowania, jednak należy je odrzucić z chwilą, gdy ciało się ocknie i rozpocznie bieg mocy. Odtąd dowodzenie przejmuje ciało; rozum i ego ze swymi pragnieniami i wyjaśnieniami zostają wyłączone z uczestnictwa. Można wykonać to w następujący sposób:


  • 1. Na początek ćwicz trucht na płaskim terenie za dnia. Unosząc wysoko kolana, biegnij, aż poczujesz, że ciało samo, bez przymusu z twojej strony, prze do przodu. Dążysz do stanu pośredniego między napięciem a odprężeniem. Mięśnie stopniowo się rozgrzeją, osiągając giętkość, która jest przy tym sprężysta. Jeśli natrafisz na przeszkodę, na przykład duży kamień, mięśnie nie będą ani na tyle twarde, abyś nadwerężył sobie staw, ani na tyle luźne, aby nastąpiło przesunięcie kości. Wchodzisz w szczególny stan, który można określić spięto-odprężonym – jesteś czujny, rozbudzony i ożywiony, lecz z zachowaniem wewnętrznego poczucia trzeźwości i panowania nad sytuacją. Etap ten powinien trwać co najmniej godzinę.
  • 2. W miarę nabywania wprawy, zacznij ćwiczyć w warunkach trudniejszych, na płaskim, ale nieregularnym terenie, na powierzchni kamienistej czy w wyschniętym korycie rzeki. Stopniowo też zwiększaj prędkość. Musisz czuć się swobodnie, gdyż zmuszanie się do czegoś bez poczucia bezpieczeństwa może skończyć się obrażeniami. Zwróć uwagę na to, jak giętkość nóg pozwala im dostosować się w naturalny sposób do kamieni, zwalonych drzew czy innych przeszkód. Staraj się po trochu wyczuwać teren ciałem, unikając nadmiernego oparcia w oczach jako przewodniku dla twoich stóp. Wzrok powinien być skierowany w przód, na ziemię, ale nie skupiony na czymś konkretnym. Zauważ, że podczas normalnego marszu decyzje, jak i gdzie stawiać stopy, podejmowane są zgodnie z relacją wzrok/mózg/umysł. Bieg mocy, dla odmiany, oparty jest na oddziaływaniu ciało/świat, lub dokładniej, "energia z wnętrza / energia z zewnątrz".
      Kiedy potrafisz rozwinąć dużą prędkość w terenie wyżej opisanym, omiatając ziemię wzrokiem, utrzymując rytm i równowagę, i nie męczysz się, nie potykasz i nie ranisz się, to znaczy, że możesz przejść do drugiej fazy.

  • 3. Na tym etapie możesz zacząć ćwiczyć na pochyłościach – łagodniejszych, a potem bardziej stromych W miarę doskonalenia sprawności, wybieraj zbocza strome o nierównej powierzchni. Jeśli zaczniesz od dróg nabierzesz wprawy w biegach przełajowych. Pamiętaj, że sztuki tej nie można opanować w jeden dzień; wymaga ona ciągłego praktykowania. Ile czasu na to potrzeba, zależy od osoby. Możliwości, jakie otwiera przed nami bieg mocy, są doprawdy nieograniczone, podobnie jak wewnętrzne przemiany, jakich doświadczamy. Ważne jest, aby nie przeszarżować z wyborem terenu. Sama prędkość nic nam nie da, jeśli utracimy rytm i poczucie bezpieczeństwa – popadniemy wówczas z powrotem w wąskie ramy normalności i wtedy łatwo o wypadek.
  • 4. Wykorzystując wszystkie omówione dotąd techniki, zacznij świadomie zmieniać prędkość, dostosowując ją do zmiennej powierzchni, ale zachowując przy tym ten sam rytm.
      Dalsze wskazówki odnoszą się wyłącznie do tych, którzy z łatwością radzą sobie z poprzednimi etapami i są gotowi do podjęcia ćwiczeń w nocy.

  • 5. Zacznij od ćwiczeń na znajomym gruncie o zachodzie słońca albo podczas pełni księżyca. Księżyc w pełni jest szczególnie wskazany ze względu na światło, jakie daje oraz dlatego, że jego obecność ułatwia wniknięcie w świadomość lewej strony. W miarę osiągania biegłości, spróbuj na nieznanym terenie ciemną nocą. Kiedy dojdziesz do tego etapu, przestaniesz już – jako ego – dobrowolnie wykonywać zadane ćwiczenie. To raczej twoje ciało działa w oparciu o bezpośrednią relację, jaką ma ze światem, gdzie rozum już nie sięga.

      Komentarz

      Ponieważ wewnętrzny dialog i bieg mocy nie mogą współistnieć, już na samym początku powinniśmy dostrzec, że dialog ten zamiera bez żadnych zabiegów z naszej strony. Jako że bieg mocy wymaga zaangażowania całej naszej energii, nie pozostaje nic, co mogłoby podsycać wewnętrzny dialog. Dlatego właśnie technika ta jest niezawodna. Jeśli jednak dalej będziemy rozmyślać, to znaczy, że oddajemy się tylko biegowi dla rekreacji.

      W moich warsztatach zachęcam uczestników, aby wsłuchiwali się bacznie w to, co przekazują im ciała, czyli uczucia raczej niż myśli czy idee. Przekazy te, to nasza wrodzona utajona wiedza, której na nieszczęście słuchamy tak rzadko. Co się tyczy ćwiczeń z udziałem biegu mocy, trzeba podkreślić, że nikt nie powinien zmuszać się do stosowania technik, które nie leżą w zasięgu jego możliwości. Przykładem może być grupa, która używa biegu mocy do zejścia z góry. Jeśli jedna czy dwie osoby czują, że nie są w stanie nadążyć za pozostałymi, pod żadnym pozorem nie wolno im się dalej wysilać. Świadczyć o tym będzie zadyszka, skłonność do potykania się, zachwianie równowagi. W takich przypadkach najlepiej zwolnić do czasu przywrócenia rytmu i równowagi. Jak powiedziałem, praktykowanie biegu mocy pociąga za sobą wyciszenie wewnętrznego dialogu. To z kolei pozwala doświadczyć nieznanych aspektów świata i nas samych. Wewnętrzne wyciszenie podczas intensywnego wysiłku fizycznego, w bliskim kontakcie z przyrodą, otwiera przed nami stany pokrewne świadomości innej jaźni. Jedną z tych możliwości jest nagualizm.



      Ilustracja związku między biegiem mocy a zjawiskiem nagualizmu

      Podczas uprawiania biegu mocy, zwłaszcza nocą na pustkowiach, można nierzadko odnieść wrażenie, że przemieniamy się w jakieś zwierzę. Objawia się to przez zmianę w oddechu, pewność, z jaką się poruszamy i niezamierzone odgłosy, jakie z siebie wydajemy. Odkryłem to zjawisko, kiedy w grupie wędrowaliśmy po ogromnym wzgórzu na południe od Mexico City. Działo się to nocą podczas pełni księżyca. Od dwóch dni oddawaliśmy się zabawie w "plemiona", jak to określaliśmy. W trakcie tego nocnego marszu ogarnął nas spokój, otuliła nas ciemność i staliśmy się zespołem cieni przemierzających swoje naturalne środowisko. Nasze dziwne ubrania, dwudniowe milczenie i wytężona praca, wszystko to wprawiło nas w szczególny stan, w którym prze-stały się liczyć ego i osobista przeszłość każdego z nas. Stanowiliśmy plemię i musieliśmy dotrzeć do ziem zaj-mowanych przez inne plemię, które żyło na przeciwnym zboczu góry.

      Nagle odczułem w sobie potrzebę przyspieszenia kro-ku. Otaczająca mnie roślinność stopiła się w jedno i świat pociemniał. Miałem wrażenie, jakby coś mnie przyzywało, coś nieznanego. Stopniowo przeszedłem w trucht i zawładnął mną rytm. Czułem, że mogę biec bez końca. Wiedziałem, że się nie przewrócę, mimo że wokół dostrzegałem tylko cienie. Próbowałem nakłonić grupę, aby poszła w moje ślady. Starałem się ich "pociągnąć", lecz bez powodzenia, aż zwyciężyła siła, która mnie przyzywała i zakręciło mi się w głowie. Przyspieszyłem, w końcu puściłem się pędem przez pole w absolutnej ciemności; tak szybko nie pobiegłbym nawet po płaskim terenie w ciągu dnia. Mój oddech stał się dziki i głęboki. Ciało dziwnie posapywało i pochrząkiwało. Zmieniłem się w zwierzę gnające po górach – zwierzę będące w swoim żywiole. Cienie nabrały dla mnie znaczenia. Rzeczą naturalną stało się przemieszczanie się w tej postaci. To była moja postać. Po to przyszedłem na świat, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zewsząd wabiła tajemnica, zapraszająca do odkrycia. Zewsząd wionęła magia i moc. Doświadczyłem radości życia w innym świecie – dzikiego zwierzęcia wolnego od myśli, wolnego od przeszłości. Rozpoznałem to zwierzę i wiedziałem, że odtąd potajemnie nim będę do końca życia.

      Dużo czasu minęło, zanim wróciłem do siebie i odnalazłem moich towarzyszy. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jaki widok musiałem przedstawiać dla innych. Sądzę, że zależało to od ich wrażliwości i zdolności "widzenia". Zwykły człowiek pewnie by się przeraził. Sam nie mam wątpliwości, co się stało. Don Juan miał rację; nie ma innej rzeczywistości, niż to, co odczuwamy. Rzeczywistość to czucie. Tej nocy, hasając po górach jako dziki zwierz, odkryłem zjawisko nagualizmu.



      Specjalne użycie zmysłów

      Skoro wewnętrzny dialog ściśle współdziała z normalnym wykorzystywaniem przez nas pięciu zmysłów, to wszelka innowacja w sposobie używania zmysłów może pomóc nam osiągnąć wyciszenie.

      We współczesnym konsumpcyjnym świecie wzrok jest niekoronowanym "królem zmysłów". Cały system konsumpcji zasadza się na wizualnym oddziaływaniu jako kluczowym elemencie. Toteż u zwykłych ludzi pozostałe zmysły mają znaczenie podrzędne. Tak dalece jesteśmy we władzy wzroku, że niemal nie zwracamy uwagi na to, co ukazują inne zmysły. Dzieje się tak, ponieważ wzrok jest uległym sługą wewnętrznego dialogu.

      Relację zachodzącą między postrzeganiem a wewnętrznym dialogiem można wyrazić tak: oczy, myśli, świat, oczy i tak dalej. Co widzimy i jak to widzimy, jest wynikiem manipulacji wewnętrznego dialogu, który sprawia, że rzeczywistość przychodząca z zewnątrz jest dla nas niezrozumiała. Rzutujemy rzeczywistość ze swojego wnętrza na zewnątrz, a potem odnajdujemy w niej własne odbicie, nie zdając sobie z tego sprawy. Ponieważ zaprzęgnęliśmy do tego zmysł wzroku, to każda wymuszona zmiana postrzegania czy odwrócenie hierarchii wykorzystywania zmysłów spowodują przerwanie wewnętrznego dialogu. Przykładem będzie wspomniany już chód cieni, w którym słuch i dotyk angażują uwagę, zazwyczaj poświęcaną wzrokowi. Każde niezwykłe użycie zmysłów może służyć jako ćwiczenie prowadzące do wewnętrznego wyciszenia.



      40. Nasłuchiwanie

      Z zamkniętymi oczami i w absolutnym milczeniu spędzaj okresy co najmniej piętnastu minut, wsłuchując się w dolatujące ciebie odgłosy (II-225).



      41. Bieg natury

      Z zamkniętymi oczami i w absolutnym milczeniu tym razem nasłuchuj jednego nieprzerwanego, ale zmiennego odgłosu – płynącej rzeki, trzaskającego ogniska, wycia wiatru czy deszczu.



      42. Nasłuchiwanie ciszy

      Wsłuchaj się w odgłosy przyrody, starając się wychwycić oddzielające je przerwy, aż zaczniesz rozróżniać rytm dźwięków i rytm momentów ciszy. Spróbuj połączyć percepcyjnie chwile przerwy, jak to zazwyczaj czynisz z dźwiękami (II-225-232).



      43. Ciuciubabka

      Zawiązuj sobie oczy na okresy od kilku godzin do kilku dni, zachowując aktywny tryb życia. Technika ta wymaga obecności jeszcze jednej osoby ze względów bezpieczeństwa.



      44. Błądzący wzrok

      Patrz przed siebie "rozmytym" spojrzeniem, rejestrując wszystko w polu widzenia bez skupiania się na czymś szczególnym. Ćwicz to co najmniej przez piętnaście minut (V-295-296).



      45. Dostrzeganie cieni

      Spójrz na przedmioty zawierające zacienione pola, drzewa, skupiska kamieni czy góry, starając się wizualnie zespolić obszary cienia tak, aby postrzegany przedmiot wydał się zbiorem cieni, a nie bryłą światła i barw (III-194).



      Komentarz

      Jak w przypadku pozostałych technik, ważna jest ciągła praktyka. Im więcej ćwiczeń, tym lepsze wyniki. Ograniczenia należy sobie narzucić tylko wtedy, gdy w wyniku ćwiczeń, przed osiągnięciem wewnętrznego wyciszenia popadniemy w kolizję ze światem spraw codziennych. W takim przypadku trzeba zmniejszyć częstotliwość i długość ćwiczeń. Należy wystrzegać się wszelkiego zniecierpliwienia. Najlepiej wykonywać je, jakby były celem same w sobie i zapomnieć, że mają za zadanie doprowadzić do przerwania wewnętrznego dialogu. Istotne jest też znalezienie czasu i miejsca na tego rodzaju działalność. Najdogodniejszy byłby czas wolny od innych trosk i obowiązków, przeznaczony specjalnie na ćwiczenia. Praktykować można wszędzie, ale najlepiej zacząć od terenów oddalonych od miejsc, w których bywamy na co dzień – może odludnych terenów poza miastem. Później, na wyższym stopniu zaawansowania, korzystne jest działanie w mieście.

iconka


      Oddychanie
      Specjalne techniki oddychania są na ogół pomocne również w wyciszaniu umysłu, gdyż odwracają naszą uwagę od myśli. Skupianie uwagi na oddechu to w istocie jedna z podstawowych metod osiągania wewnętrznej ciszy. Dlatego też nadaje się do tego świetnie wiele praktyk medytacyjnych, zwłaszcza jeśli pozbawimy je otoczki religijnej, ezoterycznej, symbolicznej czy jakiejkolwiek innej.


      46. Podstawowa technika oddechowa
      Znane również pod nazwą pełnego oddechu, ćwiczenie to wygląda następująco:


  • Wdychaj i wydychaj powietrze przez nos.
  • Podczas wdechu, wpierw napełnij powietrzem okolice brzucha, a potem klatkę piersiową; zaczynając od dołu; posuwaj się do góry.
  • Wypełnij płuca maksymalnie, nie pozostawiając żadnego wolnego miejsca na powietrze.
  • Przetrzymaj powietrze w płucach w celu zapewnienia właściwego natlenienia krwi.
  • Wydychając, upewnij się, że płuca zostają całkowicie opróżnione.
  • Wdychaj i wydychaj powoli. Tempo oddychania powinno być nieco wolniejsze niż zwykle.
  • Skup się na oddychaniu, nie na myśleniu. Jeśli wystąpią jakieś myśli, słuchaj ich po prostu, jakby były dźwiękami bez znaczenia. Uwaga powinna być stale zwrócona na oddychanie.
     
      47. Wariant podstawowej techniki oddechowej
      Wykonaj wszystkie czynności wymienione wyżej, ale wydychaj przez nos. Uzyskasz w ten sposób swoisty stan uwagi, najbardziej przydatny w sytuacjach wzmożonego wysiłku.



      48. Odmiana z dźwiękiem
      Zastosuj wszystkie elementy pełnego oddechu, ale skup swą uwagę na odgłosach zewnętrznych. Całą swą istotą zalej swoje wnętrze dźwiękami tak, że wyparte zostaną wszelkie myśli. Do tego celu możesz wykorzystać odgłosy przyrody albo miejski hałas. Muzyka również się nadaje, zwłaszcza jeśli nie zawiera słów, które pobudzałyby myśli. Trudniejszym, ale skutecznym wariantem tej techniki byłoby przysłuchiwanie się dyskusji i skupianie się na samym brzmieniu słów, bez wnikania pod żadnym pozorem w ich znaczenie, to znaczy słuchanie słów, jakby były czystymi dźwiękami.



      49. Wariant z wykorzystaniem liczb
      Przypomina on technikę podstawową, tyle że do wdechu należy przyporządkować liczbę jeden, a do wydechu liczbę dwa. Włączając wszystkie elementy pełnego oddechu, wykonaj to ćwiczenie w następujący sposób:


  • 1. Podczas wdechu, przedstaw sobie i wypowiedz w myślach liczbę jeden.
  • 2. Podczas wydechu, przedstaw sobie i wypowiedz w myślach liczbę dwa.
      Kiedy ani pierwszego, ani drugiego etapu nie będą już zakłócać żadne myśli, przejdź do etapu trzeciego i czwartego.

  • 3. Po prostu przedstaw sobie liczbę; nie wypowiadaj jej w myślach.
  • 4. Teraz pomiń również przedstawienia liczb, całą uwagę poświęcając "kontemplacji" wdechu i wydechu. Jeśli powróci myślenie, cofnij się do poprzednich etapów.


      50. Płomień ciszy
      Ćwiczenie to polega na wykonaniu pełnego oddechu w zaciemnionym pokoju, który rozświetla płomień świe-cy, wykonanej i odlanej przez ciebie w stanie całkowitej koncentracji. Uwaga musi być zwrócona na płomień i oddychanie. Jeśli poczujesz, że nasuwają ci się myśli, wypełnij umysł obrazem płomienia, wypierając zeń wszelkie myśli. W zależności od stopnia wyciszenia myśli, zwracaj uwagę ponownie na płomień zewnętrzny. Jeśli trzeba, przerzucaj uwagę z płomienia realnego na wyobrażony i odwrotnie; w ten sposób unieszkodliwisz i myśli, zanim zdążą przybrać konkretny kształt. Im więcej uwagi i troski poświęciłeś przygotowaniu świecy, tym skuteczniej będzie cię przyciągała. Mając to na względzie, możesz nawet pokusić się o uczynienie z niej dzieła I sztuki; im bardziej kunsztowne wykonanie, tym większa przydatność.



      Komentarz
      Ćwiczenia te można wykonywać z otwartymi lub zamkniętymi oczami, choć na początek zalecane jest zamykanie oczu, co ułatwia koncentrację. Z wyjątkiem ćwiczenia z wykorzystaniem dźwięków, powinny one przebiegać w otoczeniu cichym, ewentualnie z łagodnymi, kojącymi odgłosami w tle. Jednorazowo powinny trwać co najmniej piętnaście minut.

      Trzeba zaznaczyć, że palenie – oprócz tego, że jest szkodliwe dla zdrowia – ujemnie oddziałuje na oddychanie, percepcję, wewnętrzną ciszę i świadomość. Wyjaśnienie tego faktu jest bardzo proste. Kto praktykował jakąkolwiek formę kontroli oddechu, wie, jak ścisła zależność panuje między oddychaniem a postrzeganiem i świadomością. Palacze mają zaburzony oddech, w związku z tym możliwości ich świadomości i percepcji w porównaniu z osobami niepalącymi są ograniczone. Ćwiczenia oddechowe utracą wiele ze swojej skuteczności, jeśli w płucach będzie nikotyna. Jeśli ktoś szczerze pragnie widzieć, w donjuanowskim znaczeniu tego słowa, dobrze postąpi zrywając z tym nałogiem.



      51. Sztuka i sport
      Każda autentyczna działalność artystyczna, o ile jej uprawianie bardziej wiąże się z uczuciami niż myślami, może doprowadzić nas do wyciszenia – zwłaszcza jeśli nie wymaga użycia słów. Szczególnie nadają się do tego taniec i gra na instrumencie muzycznym, które wymagają silnej koncentracji. Prawdziwa sztuka w istocie bierze swój początek w świecie wewnętrznej ciszy – nawet teatr, o czym wspomnieliśmy w rozdziale dotyczącym podchodzenia.

      Mowa tu, rzecz jasna, o sztuce rozumianej jako osobiste wyzwanie i tajemnica, a nie czysty popis czy chęć wzbudzenia podziwu. Tak się nieszczęśliwie składa, że we współczesnym społeczeństwie konsumpcyjnym przywykliśmy określać jako sztukę różnego rodzaju niskie przejawy megalomanii. Wielu osobników, czy to z powodu choroby umysłowej, czy zwykłych pobudek ekonomicznych, podaje się za artystów; pozują na piosenkarzy, malarzy czy aktorów, podczas gdy w rzeczywistości chodzi im tylko o to, aby jak najkorzystniej się sprzedać na "targowisku próżności". Powstała w ten sposób sztuka w ostatecznym rozrachunku wcale nią nie jest.

      Podobnie rzecz się ma ze sportem. Powinniśmy natychmiast odrzucić wszystko, co pod pozorem sportu promuje ekshibicjonizm i nienasyconą chęć zysku – na przykład sport transmitowany przez telewizję.

      Rzetelny sport, dla odmiany, podejmowany dla przyjemności i przezwyciężenia własnej słabości, ma działanie dobroczynne nie tylko dla naszego zdrowia. Ponieważ wymaga odruchów i reakcji szybszych niż świadoma myśl, daje nam sposobność długiego działania bez ingerencji wewnętrznego dialogu. Poza tym, umożliwia nam kontakt z naszą cielesnością, uwalniając na krótko spod władzy ego. Szczególnie korzystne są sporty uprawiane na łonie natury, oczywiście z poszanowaniem jej integralności, co uchroni nas zarazem od wyrządzenia szkody sobie.

iconka

#24

CZĘŚĆ TRZECIA
JAK WNIKNĄĆ W ODRĘBNĄ RZECZYWISTOŚĆ
(ćwiczenia dla lewej strony)


ROZDZIAŁ SIÓDMY
Magia uwagi



Uwaga i postrzeganie
      Uwaga, to jedno z kluczowych pojęć spotykanych w dziełach Carlosa Castanedy.

      Specyficzny sposób posługiwania się uwagą powoduje, że postrzegamy rzeczywistość w taki, a nie inny, sposób. W tym sensie uwaga utrzymuje w istnieniu świat.

      Stanowi ona tę cechę świadomości, która sprawia, że skupiamy się na niektórych aspektach wewnętrznej i zewnętrznej rzeczywistości, pomijając pozostałe. Ale w donjuanowskiej wizji, podobnie jak dla współczesnej fizyki, świat kryje w sobie dużo więcej niż to, co normalnie dostrzegamy; naszej percepcji umyka nieskończenie wiele elementów.

      Fizyka i chemia posługują się techniką, która wykrywa i kształtuje wybrane aspekty tej "niewidzialnej rzeczywistości" – fale radiowe, promieniowanie czy sygnały telewizyjne. Z drugiej strony, czarownik od niepamiętnych czasów korzystał z innego narzędzia w celu poznania odrębnej rzeczywistości i wpływania na nią – magii uwagi.

      W wyniku treningu, jakiemu jest poddawana, percepcja ludzka działa w sposób wybiórczy, nie uwarunkowany czynnikami biologicznymi. Prowadzi to do postrzegania świata takim, jakim jawi się nam na co dzień. Sposób posługiwania się uwagą to bezpośredni rezultat treningu, który musi przejść każda nowa jednostka, kiedy wchodzi w kontakty z innymi ludźmi, postrzegającymi świat w określony sposób, będący efektem takiego samego treningu. Proces uwagi, który trafnie nazwano płynnym, zakłada dość zawiły mechanizm selekcji; Castaneda nadał temu miano "prześlizgiwanie się" (VI-284, w hiszpańskiej wersji językowej). Prześlizgiwanie się oznacza wybór, które elementy zostaną postrzegane, a które pominięte w świecie praktycznie niezmierzonych możliwości percepcyjnych, po to, aby postrzegana rzeczywistość była uporządkowana.

      Magia uwagi polega na nadawaniu znaczenia i wprowadzaniu ładu w to, co postrzegamy. Oprócz selekcji, uwaga poddaje obróbce szczegóły dowolnego przedmiotu, tak aby zgodny był z percepcją innych osób. O ile dorośli mogą umówić się co do tego, jak postrzegać daną rzecz, to inaczej będzie ona postrzegana przez zwierzęta, które nie są poddawane procesowi ludzkiej socjalizacji. Niemowlęta przychodzą na świat z surową zwierzęcą percepcją. Jeszcze nie opanowały magii uwagi, która ukształtuje ich percepcję w sposób pozwalający im funkcjonować w świecie codziennych spraw wspólnie z innymi przedstawicielami gatunku.



      Uwaga i jej ograniczenia
      Uwaga dziecka ogarnia o wiele więcej niż uwaga dorosłego. Toteż dzieci często postrzegają ukryte przed dorosłymi aspekty rzeczywistości, które zbywane są jako dziecięce wymysły. Niekonwencjonalna psychologia uznała jednak zasadność dziecięcych spostrzeżeń. Przykładem może być zjawisko skórno-optyczne (postrzeganie wzrokowe za pomocą skóry). Każde dziecko poddane odpowiedniemu treningowi nabywa zdolności widzenia i czytania za pomocą dłoni czy stóp. Jakiś czas temu byłem świadkiem, jak chłopiec z zawiązanymi oczyma gra w domino. Nie potrzebował on oczu, aby widzieć. Ale szkoły, które tego uczą, nie przyjmują dorosłych, uważają bowiem, że tylko dzieci potrafią opanować tę sztukę [w Meksyku zjawisko to jest powszechnie znane, gdyż szkoły uczące postrzegania skórnego regularnie reklamują się w telewizji]. Dorośli, w wyniku bezwiednego treningu uwagi, trwale przywiązani są do określonych rodzajów percepcji i ich ograniczeń, podczas gdy dzieci cieszą się pod tym względem o wiele większą swobodą.

      W świecie don Juana, czarownicy i adepci angażują się w walkę, która ma na celu odzyskanie możliwości innego użycia percepcji, utraconej wiedzy dzieciństwa, która ma im dopomóc w przeniknięciu do innych światów.

      Z chwilą gdy dzięki mocy naszej uwagi nauczymy się postrzegać w określony sposób, niemal na zawsze wykluczamy możliwość percepcji czegokolwiek poza granicami wyznaczonymi przez uwagę. Możemy jednak podjąć systematyczne i zdyscyplinowane starania, aby te percepcyjne bariery przełamać.

      W przekonaniu don Juana w każdym z nas drzemie ukryta zdolność ogarniania niezwykłych aspektów świata, nieznanego, którego istnienia nawet nie podejrzewamy.



      Rodzaje uwagi
      Sposób, w jaki posługujemy się uwagą na co dzień, określany jest w pracach Castanedy jako pierwsza uwaga (V-266). Jej właśnie używamy do postrzegania świata naszych codziennych spraw i nadawania mu porządku. Większość ludzi zna i rozwinęła tylko ten rodzaj uwagi, a to zamyka im drogę wiodącą do odrębnej rzeczywistości. Castaneda wskazuje też na istnienie innej formy, zwanej drugą uwagą (V-266), która stanowi nieznane i szczególne wykorzystanie uwagi. Umożliwia ona wgląd w inny, praktycznie niezmierzony obszar rzeczywistości, który z powodzeniem można nazwać odrębnym światem, ponieważ tak bardzo odbiega od realiów codziennego życia.

      Te dwa rodzaje uwagi działają w równoległych, współistniejących ze sobą poziomach rzeczywistości, które zazwyczaj nigdy ze sobą się nie stykają. To dlatego Castaneda stwierdza, że pierwszą i drugą uwagę rozgraniczają "równoległe linie" (VI-292, w hiszpańskiej wersji językowej). Aby zobrazować różnicę między tymi dwoma rodzajami uwagi, posłużę się sposobem postrzegania ludzkiego ciała; w stanie pierwszej uwagi ukazuje się jako fizyczne ciało, znane nam wszystkim; w stanie drugiej uwagi, widoczne jest w postaci tego słynnego kokonu albo świetlistego jaja, o którym tak często wspomina don Juan.



      Fiksacja uwagi
      Cechą charakterystyczną zarówno pierwszej jak i drugiej uwagi jest zdolność przyciągania zdarzeń. Na ogół tego się nie dostrzega i przypisuje się je szczęściu albo pechowi. Ludzie bezwiednie skupiają obsesyjną uwagę na rzeczach, przedmiotach, sytuacjach czy osobach, powodowani lękiem, ciekawością, pożądaniem czy przywiązaniem, i niczego nie podejrzewając, sprowadzają na siebie rozmaite wypadki. Podobnie fiksacja drugiej uwagi może wywołać osobliwe skutki, jak to miało miejsce w przypadku dawnych czarowników i jasnowidzów, którzy potrafili przywołać nie kończący się strumień cudownych przedmiotów na wszelkie okazje, od drobnych talizmanów po wielkie piramidy (VI-17).

      Odzyskanie drugiej uwagi i zespolenie jej z pierwszą, jak pisze Castaneda, umożliwia wkroczenie do zagadkowego i właściwie niewyobrażalnego świata trzeciej uwagi, świata totalnej wolności.

      Jednak mając na względzie praktyczne zastosowanie tej książki, radziłbym czytelnikom zacząć od opanowania szczególnego i niezwykłego sposobu posługiwania się pierwszą uwagą.


      Nie-działanie a uwaga
      Wykonywanie czynności, które zmuszają pierwszą uwagę do niezwykłego podejścia do znanego świata albo skupienia się na tych jego aspektach, które na ogół są pomijane, powoduje natężenie i nasycenie uwagi. To z kolei może prowadzić do stanów wyższej świadomości i wreszcie, do drugiej uwagi.

      Oczywiście, opisane wcześniej ćwiczenia nie-działania indywidualnej jaźni i wyciszania wewnętrznego dialogu stanowią ćwiczenia uwagi, ale różnią się sferą działania i rozłożeniem akcentów od technik przedstawionych poniżej. Podane tu ćwiczenia uwagi i nie-działania zamieszczone są razem dlatego, że zarówno jedne jak i drugie przyczyniają się do istotnego przekształcenia percepcji w wyniku świadomej modyfikacji użycia uwagi.

      52. Obserwowanie cieni (III-194)


  • Znajdź spory krzew okryty liśćmi
  • Ułóż się w wygodnej pozycji umożliwiającej koncentrację.
  • Przypatrz się wybranej gałązce krzewu, ale zamiast skupiać się na liściach, całą uwagę zwróć na ich cienie, aż zaczniesz dostrzegać "gałązkę cieni" na miejscu gałązki okrytej liśćmi.
  • Poszerz swoje pole widzenia, skupiając się wyłącznie na cieniach.
  • Staraj się widzieć cały krzak, jako krzew składający się z cieni
      Do tego celu można też wykorzystać drzewo i zastosować taką samą procedurę. Ćwiczenie powinno trwać co najmniej trzydzieści minut.


      53. Obserwowanie kamieni


  • Przyjrzyj się dokładnie kamykowi położonemu na głazie, najlepiej o dużej płaskiej powierzchni, na której możesz położyć się na wznak. Kamyk powinien być w odległości 20 centymetrów od twarzy. Skup się na szczegółach powierzchni kamyka, postaraj się dostrzec na niej wszelkie wgłębienia i otwory. Stopniowo kamyk powinien zaabsorbować całą twą uwagę. Przypatruj mu się, aż wypełni całe twoje pole widzenia.
  • Następnie przesuń uwagę na cień, jaki rzuca ka-myk, postrzegając go jako spoiwo, które skleja ze sobą kamyk i głaz, aż głaz i kamyk staną się jednym.
  • Na wzór poczynań Castanedy opisanych w Jour-ney to Ixtlan, prowadź dalej obserwację cieni wykorzystując do tego większe kamienie. Potrzebne będą dwa duże kamienie albo głazy, rzucające długie i mniej więcej równoległe, przylegające do siebie cienie. Ułóż się w wygodnej pozycji i spoglądaj na oba cienie jednocześ-nie, starając się połączyć je percepcyjnie, nie tracąc przy tym ostrości widzenia, aż oba zostaną na siebic nałożone.
      Można też spróbować z mniejszymi, trafnie dobrany-mi kamieniami w miejscu nadającym się do przeprowadzenia ćwiczenia; niektórym osobom bowiem lepiej wychodzi to z mniejszymi kamieniami niż z głazami.


      54. Drzewo utkane z nieba
      Ta odmiana poprzedniego ćwiczenia przynosi zadziwiająco dobre wyniki.


  • Znajdź liściaste drzewo średniej wielkości, najlepiej takie, które spodobało ci się na pierwszy rzut oka. Jeśli drzewo to znajduje się w skupisku drzew, rzucającym ogromny cień, tym lepiej. Między liśćmi musi być widoczne niebo, ale słońce nie powinno razić cię w oczy.
  • Usiądź albo połóż się pod wybranym drzewem. Oczywiście, musi ci być wygodnie. Przyjrzyj się konarom i gałęziom drzewa, ale zamiast gałęzi i liści staraj się widzieć przestrzenie między nimi. Staraj się połączyć odrębne przestrzenie w jedno, jak to zazwyczaj czynisz z liśćmi i gałęziami. Jeśli niebo w tle jest błękitne, stopniowo zaczniesz dostrzegać "drzewo z błękitnymi liśćmi" albo kawałki błękitu rozrzucone na zielonym tle, przypominającym wodę. Powinieneś być odprężony i umieć skoncentrować się bez wyłapywania szczegółów, dążąc do ogarnięcia wszystkiego, co mieści się w twoim polu widzenia. Kiedy odmienisz swoją percepcję i zorientujesz się, że oglądasz coś w rodzaju drzewa z błękitnymi liśćmi, możesz zwrócić uwagę na szczegóły tego obrazu. Nie skupiaj się wprost na nich, gdyż to przerwałoby czar twojego nie-działania.

      55. Chodzenie do tyłu (VI-124)
      Można to ćwiczyć na dowolnym terenie, zależnie od umiejętności wykonującego.

      Ćwiczenie polega na chodzeniu do tyłu bez oglądania się za siebie. Na początku trenuj na płaskiej, równej powierzchni bez żadnych niebezpiecznych pułapek i stopniowo, w miarę nabywania wprawy, podnoś stopień trudności.


  • Idź do tyłu, z drugą osobą jako przewodnikiem. Należy zachowywać całkowite milczenie, co sprzyja koncentracji i pobudzeniu wrażliwości ciała. Osoba kierująca jest zwrócona do ciebie twarzą, gdy ty idziesz do tyłu. Jeśli na drodze pojawi się nierówność albo przeszkoda, twój przewodnik da ci znak rękoma, że masz ją ominąć albo zatrzymać się. Nie oglądaj się za siebie, patrz tylko na ręce przewodnika. Ćwicz przez co najmniej dwadzieścia minut, po czym zamień się rolami z osobą kierującą.
  • Wykonuje się jak etap pierwszy, ale w pojedynkę. Za przewodnika początkowo będzie ci służyć znajomość terenu i jego właściwości, które z pewnością zapamiętałeś idąc do przodu i spoglądając pod nogi. Teraz, krok po kroku staraj się wyczuć całym ciałem teren za twoimi plecami.
  • Wykonuje się podobnie jak etap pierwszy, tyle że teraz zacznij biec do tyłu, na początku powoli, a później kiedy nabierzesz do siebie zaufania, przyspiesz, aż osiągniesz prędkość normalnego biegu.
  • Przebiega tak jak etap trzeci, tylko bez udziału przewodnika.
  • Wybieraj się na długie przechadzki tyłem, drogą, którą znasz. Po godzinie lub dwóch wędrowania do tym powinieneś pogrążyć się bez reszty w nie-działaniu.
  • Chodź tyłem, ale w grupie. Może to ogromnie wzmóc uwagę każdego uczestnika pod warunkiem, że każdy będzie pracował z takim samym skupieniem i zaangażowaniem.


      Komentarz
      Jedną z czołowych zalet tej techniki jest możliwość postrzegania zewnętrznego świata bez zbytniego uzależnienia od wzroku. Dlatego też nie wolno ulec nam pokusie obejrzenia się za siebie. Za każdym razem kiedy się odwracamy, przerywamy proces uwrażliwienia, który ciało przechodzi w celu przystosowania się do warunków ćwiczenia. Obracając się w przód wracamy do normalności i wszystko trzeba zaczynać od nowa. Jednak uwrażliwienie nie oznacza "postrzegania plecami". N chodzi o to, abyśmy wyobrażali sobie, co mamy za plecami, gdyż to nadal uzależniałoby nas od wzroku. Dążymy raczej do osiągnięcia poczucia bezpieczeństwa płynącego ze świadomości cielesnej, która wykorzystuje bodźce pozawzrokowe. W rzeczywistości całe nasze ciało potrafi dostrzegać, nie tylko same oczy. Wskazana jest cierpliwość, stan odprężenia i – jeśli to możliwe – wewnętrznej ciszy.



      56. Kapelusz z lusterkami (VI-137)
      Wyszukaj odpowiedni kapelusz i przyczep do niego dwa lusterka. Nadaje się do tego właściwie każde nakrycie z rondem albo daszkiem. Zawieś na rondzie dwa małe lusterka w odległości dziesięciu, dwunastu centymetrów od twarzy, po bokach twego bezpośredniego pola widzenia, tak abyś mógł dojrzeć, co jest za twoimi plecami. Ważne jest, aby lusterka nie przesłaniały ci widzenia z przodu; powinny być umieszczone tak, abyś miał możliwie najszersze pole widzenia zarówno z przodu jak i z tyłu. Lusterka można przymocować za pomocą śrub, drutu czy czegokolwiek, co trwale zabezpieczy je przed przesunięciem.

      Po przygotowaniu nakrycia głowy, możesz przystąpić do ćwiczeń.


  • Podstawowa forma polega na chodzeniu do tyłu z wykorzystaniem lusterek jako przewodników. Praktyka przyniesie wprawę i pogłębienie uwagi, co pozwoli ci zmierzyć się z nierównym terenem, otwartymi polami poza miastem czy łagodnymi zboczami. Pożądany poziom uwagi osiągniesz wtedy, gdy będziesz umiał patrzeć jednocześnie w oba lusterka i zintegrować oddzielne obrazy w jedną całość odpowiadającą polu widzenia, dokładnie jak przy patrzeniu w przód.
  • Wykonuje się tak samo jak poprzednie ćwiczenie, z tym, że teraz ogarniasz również pole widzenia z przodu, idąc do tyłu i zachowując zarazem obraz tego, co masz za plecami.
  • Wypełnij wszystkie polecenia od ćwiczenia pierw-szego, ale wykonaj je nocą. Idealnym do tego miejscem byłby las albo pustynia. Nie szarżuj na początku, poczekaj, aż przywykniesz do poruszania się wśród cieni. Nie wystrasz się, jeśli w lusterkach ukażą ci się jakieś "dziwne rzeczy"; nie ma nic dziwnego w tym, że doznajesz czegoś niezwykłego, kiedy postępujesz w niezwykły sposób.
  • Ćwiczenie w grupie: Jak w przypadku większości ćwiczeń polegających na chodzeniu, praca w zespole może poszerzyć krąg doświadczenia, o ile grupa jest spójna (wszyscy zaangażowani są w tym samym stopniu).
      Wariantem, który wypróbować mogą wyłącznie osoby o dużym doświadczeniu, jest połączenie ćwiczeń na świadomość szkieletu (omówione w części poświęconej świadomości śmierci) z nocną wersją ćwiczeń z użyciem lusterek. Niewskazane jest praktykowanie tego w pojedynkę.

iconka



      Uprząż oczyszczenia
      W The Eagle's Gift Castaneda wspomina o wykorzystaniu uprzęży w celu zawieszenia siebie nad ziemią, jako formy nie-działania, która ma moc oczyszczenia ciała, a nawet leczenia chorób "nie mających podłoża fizycznego..." (VI-184). Pisze on też, że jej dobroczynny efekt może posłużyć jako przygotowanie do dalekiej podróży czy innej ciężkiej próby. Przedstawia on dwie odmiany: zawieszenie się pod sufitem i zawieszenie się na drzewie. Ja częściej wykorzystywałem do tego drzewa, które z racji naturalnej sympatii dla ludzkich istot, są ogromnie pomocne.

      Pierwszym etapem jest zgromadzenie ekwipunku:


  • Uprzęży, w której możesz spędzić zawieszony długie godziny nie odczuwając bólu ani niewygody. Dobrze nadaje się do tego sprzęt używany przez spadochronia-rzy albo grotołazów. Uprzęż stosowana przy wspinaczce górskiej nie jest dość wygodna, ponieważ ten rodzaj działalności nie przewiduje na ogół długiego przebywania w zawieszeniu. (Właściwą uprząż można nabyć w sklepie z artykułami sportowymi albo wykonać samemu. Wypożycz jakąś na wzór, od alpinisty, skoczka spadochronowego czy grotołaza, albo skorzystaj z książek z tej dziedziny. Ja posłużyłem się tym samym materiałem, z którego zrobione są samochodowe pasy bezpieczeństwa, który pozszywałem nylonowymi nićmi. Każde łączenie powinno być trzykrotnie przeszyte gęstym ściegiem, w celu zapewnienia maksymalnego bezpieczeństwa.)
  • Wysokiej jakości liny z konopii albo stali o wytrzymałości co najmniej 600 kilogramów. Osobiście wolę linę z konopii, jest naturalna, a poza tym lżejsza i elas-tyczniejsza. Lina używana przez alpinistów i grotołazów ma co najmniej 9 mm grubości.
  • Jakiegoś oparcia, przez które przewiesimy linę i które utrzyma nasz ciężar. Musi być dostatecznie wysokie i mocne i nie może uszkodzić liny.

      57. Zawieszony pod sufitem.
      Do tego potrzebujemy odpowiedniego miejsca, magazynu, warsztatu czy hali, z odsłoniętymi belkami nośnymi dachu. Ponad belką musi być dość miejsca na przerzucenie liny i musi być ona dostatecznie silna, aby udźwignąć osobę w uprzęży. Zamiast dopuścić do bezpośredniego zetknięcia się liny z belką, o wiele łatwiej jest przyczepić do belki uchwyty karabinkowe, które spełniają rolę zaczepów dla liny używanej do podciągania. Uchwyty karabinkowe mają kształt owalnego pierścienia wykonanego z metalu, z ruchomym zatrzaskiem zabezpieczającym, który można otwierać i zamykać. Są niezwykle wytrzymałe i nie uszkodzą liny – umożliwiają swobodne jej przesuwanie bez tarcia i strzępienia. Można je kupić w każdym sklepie z artykułami sportowymi. Kiedy mamy już cały niezbędny ekwipunek, samo ćwiczenie jest bardzo proste. Najpierw przerzuć jeden koniec liny przez belkę albo przepchnij przez uchwyty karabinkowe. Załóż uprząż i przywiąż ją do drugiego końca liny. Połączonymi siłami dwóch silnych osób zostaniesz wyniesiony niemal na wysokość belki. Wolny koniec liny zostaje przymocowany do podłogi. Można przebywać w zawieszeniu, ile się chce. Zazwyczaj wy-starcza jednorazowo od 8 do 12 godzin. Najlepiej przy-stąpić do tego w nocy, kiedy słabnie siła oddziaływania ego i zwyczajnego postrzegania świata. Po skończeniu ćwiczenia zostaniesz opuszczony. Można je powtarzać wielokrotnie, w zależności od potrzeb.



      58. Zawieszony na drzewie
      Można do tego użyć tych samych materiałów co do poprzedniego ćwiczenia, z wyjątkiem stalowej liny, gdyż drzewa nie przepadają za stalą. Tak czy owak, trzeba uważać, aby nie uszkodzić drzewa. W tym celu należy wykonać następujące polecenia:


  • Wyszukaj drzewo z mocnymi, grubymi konarami.
  • Poproś – na głos – drzewo o pozwolenie użycia go do celów ćwiczenia i o przychylność dla twoich działań. Choć mogłoby to nigdy nie przyjść nam do głowy, może się okazać, że nie uzyskamy pozytywnego odzewu, związku z czym trzeba poszukać innego drzewa.
  • Wejdź na wybraną gałąź i owiń ją płótnem lub innym odpornym materiałem, który uchroni ją od otarcia.
  • Umocuj zaczepy karabinkowe i przetkaj przez nią linę, albo po prostu przewieś linę przez gałąź, załóż uprząż i daj się wciągnąć do góry.
  • Zwracaj szczególną uwagę na wszelkie sygnały ze strony drzewa, które w jakiś sposób zareaguje na twoją obecność. Pamiętaj, że znajdujesz się w środku jego świetlistego kokonu.
  • Przemawiaj do drzewa, wyraź swoje uczucia, albo po prostu zaśpiewaj mu.
  • Najlepiej przeprowadzić to ćwiczenie w odludnym miejscu, z dala od postronnych osób.


      Komentarz
      Technika zawieszania się ma wiele zastosowań. Sam z niej korzystałem i zalecałem innym w przypadkach depresji, zagubienia czy kryzysu emocjonalnego. Służyła mi również jako przygotowanie do zajęć czy wypraw wymagających dużo wysiłku, długich wędrówek po górach czy po pustyni. Przebywanie w stanie zawieszenia zawsze przynosiło mi poczucie oczyszczenia, naładowania energią, lekkości.

      Trzeba pamiętać o trzech rzeczach w związku z tym ćwiczeniem: zachowaniu całkowitego milczenia, nocnej porze i utrzymaniu stanu podwyższonej koncentracji w trakcie przygotowań. Skutek będzie tym silniejszy, im wyżej i dłużej będziemy zawieszeni. Można znaleźć drzewa z odpowiednimi gałęziami na wysokości dziesięciu metrów lub wyżej. Można ćwiczyć przez kilka dni pod rząd, można też przebywać w zawieszeniu całą noc i cały dzień. W takim przypadku należy rozpocząć i skończyć o świcie.

      Trzeba pilnować się, aby nie zasnąć. Sen w stanie zawieszenia na drzewie, nawet w hamaku, ma dobroczynne działanie, ale wówczas mamy do czynienia z zupełnie innym ćwiczeniem. Toteż, aby tego uniknąć, można się umówić, aby ktoś z dołu od czasu do czasu wołał do nas głośno.

      Czas spędzony na praktykowaniu tego nie-działania owocuje szczególnym stanem świadomości i percepcji, którego nie należy lekkomyślnie trwonić. Po zejściu na dół powinno się utrzymać stan wzmożonej uwagi i wyciszenia, i wystrzegać się hałaśliwych zachowań czy zajęć, które zagłuszą w tobie dopiero co doznane przeżycie.



      Komentarz ogólny do ćwiczeń uwagi i nie-działania
      Powinno się je wykonywać ze spokojem i bez pośpiechu, bowiem ich działanie jest kumulacyjne. Przeciętny człowiek, nawykły do "działania", łatwo się może znudzić albo znużyć ćwiczeniami nie-działania, zwłaszcza jeśli nie prowadzą do natychmiastowych czy spektakularnych rezultatów. Niezbędny jest upór i wysiłek. Efekt pogrążenia się na długie godziny w nie-działaniu objawia się nawet w przypadkach, kiedy panuje odczucie, że "nic się nie wydarzyło".

      Koncentracja jest niezmiernie ważna i żaden adept nie może się bez niej obejść. Zazwyczaj nie potrafimy utrzymać na wodzy naszych myśli i uwagi. Jednak po trochu możemy nauczyć się panowania nad pierwszą uwagą oraz koncentracji. Tylko wtedy dotrzemy do wewnętrznej ciszy i form uwagi, z których istnienia nie zdawaliśmy sobie sprawy.

iconka



CZĘŚĆ TRZECIA
JAK WNIKNĄĆ W ODRĘBNĄ RZECZYWISTOŚĆ
(ćwiczenia dla lewej strony)



ROZDZlAŁ ÓSMY
Sterowanie snem



      Co się komu śni
      Myśl Zachodu uznaje sny za złudną rzeczywistość – albo całkowicie odmawia im realności. Stanowi to następstwo powszechnej skłonności do negowania istnienia wszystkiego, co nie pasuje do zwyczajnego obrazu rzeczywistości. To, co przeżywamy we śnie – latanie, przemiana w dziwne stwory, porozumiewanie się ze zwierzętami – siłą rzeczy jest bagatelizowane jako nierealne.

      To, że sny stały się przedmiotem zainteresowania nauki, a właściwie tylko jej marginalnego nurtu, jest zasługą Zygmunta Freuda, twórcy teorii psychoanalitycznej, działającego pod koniec dziewiętnastego i na początku dwudziestego wieku. Jednym z zadań tej teorii jest wyjaśnienie znaczenia snów.

      Pomijając wszelkie następstwa drugiego, trzeciego i czwartego stopnia – z ich kompleksem Edypa, obsesją penisa i całą resztą – można zaryzykować twierdzenie, że psychoanaliza uważa sny za mniej lub bardziej symboliczne przejawy tłumionych pragnień, lęków i niepokojów jednostki. Symbolika ta, mająca korzenie w obiektach pożądania lub lęku, często wyraża się nie wprost, ale przez obrazy, które na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego ze wspomnianymi obiektami. I tak, władczy i surowy ojciec może pojawić się we śnie jako olbrzymi pień drzewa, który przygniata śniącego, a pożądana kobieta jako dziki koń, który nie daje się schwytać.

      Choć większości ludzi nie znane są ani teoria Freuda, ani jej możliwości w zakresie interpretacji snów, to jej zasadnicze twierdzenia sprawdzają się na ogół w odniesieniu do przeważającej części współczesnego społeczeństwa. Nasze sny naprawdę odzwierciedlają nasze lęki i pragnienia.


      Sny niecywilizowane
      Jednak Freud nie wyczerpuje całości zagadnienia. Jeśli przyjrzeć się innym kulturom zarówno w przeszłości jak i teraźniejszości, okaże się, że wnioski tej teorii oraz sama psychoanaliza nie mają uniwersalnego charakteru. Nie można ich odnieść do wszystkich ludzi wszystkich epok. Weźmy, na przykład, kwestie tłumienia popędu seksualnego, która szczególnie interesowała Freuda. O ile w kulturze europejskiej i kulturach pochodnych rygoryzm w sferze seksualnej i wynikła stąd obsesja na punkcie seksu pozostają niezmienne, w innych kręgach etnicznych o odmiennych kulturowych orientacjach znaleźć można świadectwa znacznie bardziej otwartej i zdrowszej postawy wobec erotyzmu. Przykłady można mnożyć – od Buszmenów z pustyni Kalahari [G. Silberauer, Cazadores del desierto- cazadores y habitat en el Desierto de Kalahari, Barcelona: Mitrę, 1983] do Polinezyjczyków [Margaret Mead, Adolescencia, Sexo y Cultura en Samoa. Buenos Aires: Paidos, 1979] z Samoa. Nietrudno też wykazać, że nie wszyscy mają ten sam rodzaj snów, że nie każdy śni "po freudowsku". Moje doświadczenia z Indianami Huichole, na przykład, dały mi okazję zaobserwować, jaką szczególną wagę przykładają oni do snów. Na porządku dziennym zdarza się, że ojciec pyta synka, który ledwo co nauczył się mówić: "Co ci się śniło, synu? Przypomnij sobie, przypomnij sobie dokładnie, co ci się śniło?" W ten sposób Huichole od najmłodszych lat zaczyna zwracać uwagę na sny, co nie tylko ułatwia im ich zapamiętywanie, ale nadaje snom praktyczne znaczenie w ich życiu, znaczenie, które wykracza poza wszelkie freudowskie interpretacje. Dla nich sny obfitują w wiadomości, znaki, wskazówki, obietnice. Są tak realne jak uprawa roli, budowa domów, płodzenie dzieci, pisanie pieśni czy cokolwiek innego. Sny wpływają na podejmowane przez nich decyzje i sposób życia. Huichole odnajdują w nich poczucie ciągłości oraz przestrzeń do celowego, praktycznego działania, czego ludzie Zachodu nie są sobie w stanie nawet wyobrazić. Dotyczy to ogółu plemienia, zaś w snach marakame (szamana) natrafimy na jeszcze bardziej zadziwiające możliwości, bliskie doświadczeniom opisywanym przez Castanedę.

      Być może najbardziej niesamowite w tym wszystkim jest to, że zarówno doświadczenie snów Indian Huichole, jak i sny freudowskie, a nawet możliwość snów drugiej uwagi czyli sterowania snami, należą do zjawisk uniwersalnych.

      Toteż, jeśli prawdą jest, że naszemu społeczeństwu znane są tylko sny freudowskie, jest również prawdą, że nie wyczerpują one naszych możliwości. Możemy śnić na inne sposoby. Sposoby, które prowadzą wprost do niezwykłych doznań: do drugiej uwagi, mocy i świadomości innej jaźni. Możemy je opanować. Możemy nauczyć się sterować snami.


      Sterowanie snami: nie-działanie we śnie
      Jak pisze Castaneda, drugim, obok techniki śledzenia, kluczowym polem walki wojowników spod znaku nagu-ala jest królestwo snów. Don Juan nazywa pracę nad snami drogą wiodącą do mocy i nadaje jej czołowe znaczenie w swym systemie wiedzy. Sterowanie snem oznacza w nim wpływanie na swoje sny, co zaczyna się z chwilą, kiedy uświadamiamy sobie, że śnimy.

      Oprócz sztuki sterowania snem przedstawionej w książkach Castanedy, chciałbym też omówić pewne zjawiska, które wychodzą na jaw, kiedy sami zaczynamy wdrażać techniki, które się na tę sztukę składają.

      Sterowanie snem zaczyna się od dość prostego, jak się wydaje, posunięcia (III-114): musi nam się przyśnić, że spoglądamy na swoje ręce. Tylko tyle. Zanim zaśniemy, dajemy sobie polecenie odszukania we śnie naszych rąk. Jednak przestaje się to wydawać proste, kiedy po raz pierwszy doświadczymy tego zjawiska w całym jego ogromie. Kto już to osiągnął, wie, co mam na myśli: kiedy odnajdujemy we śnie swoje ręce, doznajemy bardzo dziwnego, intensywnego uczucia. Wrażenie jest takie jakby książka, którą trzymamy w ręku, albo pokój, w którym jesteśmy, nagle zniknęły nam z oczu, a na ich miejsce ukazała się jakaś złudna rzeczywistość. Oczywiście, tego rodzaju wydarzenie bardzo by nas zdumiało; odkrycie świata, którego istnienia nie podejrzewaliśmy, wywołałoby w nas podniecenie.

      I właśnie zdumienie odczuwamy, kiedy odnajdujemy we śnie swoje ręce. Kiedy nasze śniące ciała (które Castaneda określa terminem śniony) spoglądają na swoje ręce, wykonują rozkaz pochodzący z innego świata. Ze świata, z którego istnienia nie zdawały sobie sprawy.

      Nasz świat codzienny to dla śnionego inny świat – a śniony, jako jeden z aspektów świadomości innej jaźni, nie wie czy nie pamięta o śniącym i jego świecie. Śniony nie zna tonala, odpowiednika naguala dla śniącego. Zwykła rzeczywistość jest dla niego tak niewyobrażalna i nierealna jak świat śnionego dla nas.


      Inna jaźń innej jaźni
      Prawda jest taka, że śniący i śniony nie pamiętają o swoim istnieniu. Przebywają w równoległych rzeczy-wistościach – razem, ale oddzielone. Jesteśmy inną jaźnią dla śnionego, a nasz świat jest jego odrębną rzeczywistością. Nasz racjonalny umysł ostatecznie sprowadza świat śnionego do roli fantastycznego przedłużenia rzeczywistości, którą znamy, iluzorycznego świata pozbawionego realności albo całkiem zapomnianego. Przypomnienie sobie istnienia innego zakładałoby uznanie, że stanowimy w istocie sen naszego śniącego ciała. To właśnie ma miejsce, kiedy nasze śniące ciała spoglądają na ręce: uświadamiają sobie, że śnią i przypominają sobie o istnieniu śniącego i jego świata. W ten sposób dokonują rzeczy zadziwiającej: stwarzają punkt styczny między dwiema stronami świadomości, między światami, które normalnie pozostają oddzielone, które wzajemnie się ignorują. Z tego powodu sztukę sterowania snem don Juan nazywa pomostem prowadzącym do drugiej jaźni, pomagającym zjednoczyć obie strony świadomości, tonal i nagual, w egzystencjalną jedność, którą nazywa pełnią jaźni (IV-270).

      Celem wszelkich ćwiczeń techniki śledzenia i sztuki sterowania snem jest przypomnienie sobie innej jaźni, aby zintegrować ją w całość osoby. Sterowanie snem stanowi według don Juana najlepszą drogę do uzyskania mocy, gdyż wiedzie ona wprost do dziedziny naguala, łączy nas z nieznaną i tajemniczą stroną naszej świadomości.

      Sterowanie snem to forma nie-działania we śnie, odpowiednik nie-działania w świecie codziennych spraw. Toteż tak jak technika śledzenia pozwala nam przesunąć punkt zborny w celu przywrócenia pamięci innej jaźni, sterowanie snem umożliwia śnionemu przesunięcie punktu zbornego w celu przypomnienia mu śniącego. Obie formy nie-działania reprezentują wysiłek, jaki musi podjąć każda ze stron, aby przypomnieć sobie swą inną jaźń.

      Jedną z zalet nie-działania we śnie jest wykorzystanie faktu, że podczas snu punkt zborny nie jest tak mocno przytwierdzony do swej stałej pozycji – nawet w zwyk-łych snach – i w związku z tym łatwiej daje się przesunąć w nowe, niepowszednie położenie.

      Sposoby praktycznego zastosowania sterowania snem nie znają wręcz ograniczeń. Dla mnie osobiście użycie techniki sterowania snem oznaczało możliwość działa-nia w pokorze, która dla większości stanowi czas od-poczynku, jeśli nie zupełnie bezproduktywny.


      Oddziaływanie zwrotne świata śnionego
      Jedną z rzeczy, która składa się na tak wielką pożyte-czność sterowania snem, jest relacja zwrotna, w jaką wchodzi z rzeczywistością zwykłą: świat snów odpowiada światowi jawy. Nie mam na myśli tutaj dosłownego podobieństwa treści naszych snów do treści naszego życia. Chodzi raczej o to, że nasz tryb życia rzutuje na to, jakiego rodzaju mamy sny. Życie według idei Freuda daje w rezultacie freudowskie sny. Wynika stąd, że nie-działanie w życiu codziennym znajduje odbicie w nie-działaniu we śnie: sterowaniu snem. Niesamowity jest wręcz sposób, w jaki ta relacja zwrotna funkcjonuje. Modyfikacja naszej postawy wobec codzienności modyfikuje nasze sny, a oddziaływanie na sny może mieć skutek w życiu codziennym. Dziedzina snów może stać się obrazem zmagań podejmowanych w imię przemiany i wolności. Oznacza to, że możemy podczas snów odmienić aspekty naszej codzienności. Zjawiskom, wobec których byliśmy bezsilni posługując się konwencjonalnymi metodami, można zaradzić z pomocą innej jaźni – i przy użyciu mocy drugiej uwagi, która jest jej atrybutem – poprzez proste nakierowanie na nie snów.

      Szukanie niezwykłych rozwiązań dla problemów i potrzeb pozornie nie do przezwyciężenia stanie się realną możliwością z chwilą, gdy do gry wejdzie moc pochodząca z drugiej strony naszej świadomości, moc naguala. Dzięki sterowaniu snami, można zmienić bieg wydarzeń czy odkryć nowe lekarstwo na stare bolączki. Pamiętaj, że źródłem prawdziwej twórczości jest świadomość lewostronna.

      Castaneda pisze, że dzięki sterowaniu snem jego towarzysze doskonalili swe umiejętności w różnych dziedzinach codziennego życia (VI-54). Pablito, który pracował jako stolarz, nauczył się konstruować; Nestor, który sprzedawał lecznicze zioła, opanował sposoby uzdrawiania chorych; a Benigno, który miał wyrocznię, znajdował rozwiązania dla cudzych problemów. Tak więc, sterowanie snem może się okazać niewyczerpaną kopalnią bogactw dla tych, którzy naprawdę oddani są swej pracy.

      Odnajdowanie zaginionych rzeczy lub osób, leczenie chorób czy podejmowanie decyzji określonego działania, oto, co można osiągnąć dzięki nie-działaniu we śnie, nie mówiąc o radosnym odkrywaniu wspaniałych światów za pośrednictwem śniącego ciała. Sterowanie snem umożliwia nam skupienie się na sprawach tego oraz drugiego świata.


      Ukryty skarb drugiej jaźni
      Kiedy zdobędziemy panowanie nad świadomością we śnie, nie tylko wyposażymy nasze śniące ciało w możliwość działania rozmyślnego i praktycznego – również nasza powszednia jaźń spojrzy na życie oraz siebie samą z innej perspektywy.

      Jako ilustrację chciałbym podać me własne doświadczenie z odnalezieniem rąk we śnie. Byłem wówczas studentem antropologii, zdecydowanym zrobić karierę w tej dziedzinie. Jednak pod wpływem książek Cas-tanedy poświęciłem trochę czasu na eksperyment z szukaniem własnych rąk podczas snu, ale nie odniosłem żadnego sukcesu. Lecz pewnej nocy przyśniło mi się coś, na pierwszy rzut oka niespecjalnego. Otóż znalazłem się na dachu ogromnego zamku. Na wieży były drzwi, które otwierały się na kręte schody prowadzące w dół. Wszedłem do środka i zacząłem schodzić. Wszystko wokół mnie, ściany, schody, wykonane było z ciemnoszarego kamienia. Panował mrok. Gnany rosnącą ciekawością, schodziłem coraz niżej. Grube, koliste mury pozbawione były okien. Wydawało się, że moja wędrówka trwa bez końca, aż w pewnej chwili odniosłem wraże-nie, że dotarłem już do podziemi zamku. Przemożna ciekawość ustąpiła teraz miejsca pewności: wiedziałem że tam w dole czeka mnie coś zupełnie nowego, nie-znanego, co trwale odmieni moje życie. W końcu zszed-łem na sam dół. Otworzyłem ciężkie drzwi i znalazłem się w pustej kamiennej komnacie z ogromnymi oknami na przeciwległej i na bocznych ścianach. Były to zwykłe prostokątne otwory w grubych murach, bez ram okiennych i szyb, zajmujące niemal całą ścianę. Przez te trzy okna widać było jedynie morze, linię horyzontu i błękitne niebo. Turkusowy odcień morza napełnił mnie głęboką melancholią. Odczułem nagle brak czegoś w moim życiu i to coś znajdowało się tam w oddali, w turkusowej toni morza. Było to niczym zew świata, którego nie dostrzegałem, lecz wyczuwałem intuicyjnie. Odczułem to bardzo wyraźnie, lecz wyrazistość ta była właśnie przyczyną mej tęsknoty i melancholii. Łzy spłynęły mi po policzku i nagle mnie oświeciło: Ja śnię. To przecież sen. Ręce! Muszę spojrzeć na ręce! Próbowałem je unieść, lecz okazały się bardzo ciężkie. Natężyłem się i udało mi się dźwignąć ręce i w tym momencie przypomniałem sobie drugi świat, śpiącego mężczyznę. Obraz we śnie naraz zaczął się zmieniać, ogarnęło mnie przytłaczające przeczucie, że zaraz wydarzy się coś niezwykłego. Otaczająca mnie sceneria, która dotąd sprawiała wrażenie naturalnej, nabrała upiornych i dziwacznych rysów. Wiedziałem, że wszystko to w każdej chwili może zniknąć, że jego istnienie zależało od mojej woli, choć nie wiedziałem, jak to się dzieje. Mury zadrżały, jakby były wyświetlane z projektora filmowego. Zwróciłem wzrok na ręce i ujrzałem, jak natychmiast znikają. Po chwili postanowiłem podjąć działanie i wykorzystać sytuację do rozstrzygnięcia pewnej istotnej sprawy z mojego życia...

      Następnego dnia obudziłem się i zabrałem się do mych codziennych zajęć. Jednak pozostały we mnie smutek i melancholia ze snu. Tylko że na dnie tego smutku snuł się posmak utajonego szczęścia. Było to niczym skarb. Odkryłem nowy świat – świat do podziwiania i do działania, pełen sekretów i bogactw. Jakie krył w sobie tajemnice? Czy w ogóle miał jakieś granice?

      Popołudnie zastało mnie na zajęciach z antropologii. Roztrząsano właśnie socjologiczne i antropologiczne teorie. Ja, zwykle biorący udział w dyskusji, przyglądałem się temu wszystkiemu jakby z oddali. Świat intelektualnych rozważań i poczucia własnej ważności wydał mi się jałowy. Co oni wiedzieli o moim śnie? Jakie to wszystko miało znaczenie wobec podniecenia płynącego z odkrycia nowego świata. W tajemnicy przed wszystkimi czułem się szczęśliwy, jakbym posiadł ukryty przed innymi skarb. Wgląd w drugą jaźń sprawił, że od tego dnia nic już nie będzie dla mnie takie jak dawniej.


      Kilka uwag ogólnych o tej technice
      Sen z użyciem drugiej uwagi polega zasadniczo na osiągnięciu kontroli nad sytuacją ze snu. W przeciwieństwie do zwykłych snów, umożliwia on działanie świadome, a nawet wcześniej przemyślane. Zaczyna się on z chwilą, gdy zdajemy sobie sprawę, że śnimy. Konstatacja, że przeżywamy sen, wzbogaca całe doświadczenie o nadzwyczajną świadomość, która pozwala śniącemu wykorzystać sen w sposób praktyczny.

      Sterowanie snem wymaga specjalnej uwagi, nazwanej drugą uwagą, co oznacza na ogół nieznaną zdolność świadomości do nadawania porządku rzeczywistości, którą napotykamy poza wąskimi ramami zwyczajnego opisu świata. Pierwsza uwaga pomaga nam porządkować i utrzymać percepcję świadomości prawostronnej. Druga uwaga nadaje ład percepcji świadomości lewostronnej, zachodzącej w sterowanym śnie. Ponieważ jest nam obca, musimy ją opanować i rozwijać. W przypadku snów oznacza to kształtowanie umiejętności utrwalania wizji ze snu, nadawania jej ciągłości i spójności, których zazwyczaj nie posiada. Nie-działanie we śnie wymaga nauki postrzegania, jak czynimy to na co dzień.

      O ile w zwykłym życiu chodzi o to, aby nauczyć się przekształcać rzeczywistość postrzeganą jako stałą i niezmienną, to w sterowaniu snem potrzebne jest zjawisko odwrotne – utrwalenie rzeczywistości będącej w ciągłym ruchu. Konieczna jest specjalna uwaga, aby jak w ogniskowej uchwycić treść snu i w ten sposób wprowadzić funkcjonalny ład w chaosie będącym cechą zwykłych snów.

      Warto nadmienić, że świadomość lewostronna przypomina lustrzany obraz rzeczywistości – zachodzi tu zależność, tyle że odwrotna. W zwykłej rzeczywistości musimy posłużyć się widzeniem peryferyjnym, aby osiągnąć wewnętrzne wyciszenie i dostrzec rzeczywistość jako całość, nie rozbitą na elementy i pełną sprzeczności. W świecie snów wymagana jest zdolność skupienia spojrzenia, utrwalenia wizji, zamiast peryferycznego widzenia, jakim zazwyczaj posługujemy się po lewej stronie świadomości. Działanie świadomości jednej strony siłą rzeczy staje się nie-działaniem drugiej. Oba można wykorzystać do stworzenia punktów styczności między obiema stronami po to, aby stopniowo zintegrować dwa rodzaje świadomości w jedną całość.

      Wreszcie, sterowanie snem pomaga w rozwinięciu techniki nazywanej w dziełach Castanedy śniącym ciałem. Ma ona miejsce, kiedy praktyka sterowania snem nabiera ciągłości sprawiającej, że staje się przydatna w radzeniu sobie z codziennymi problemami. Technika śniącego ciała ma działanie kumulacyjne: im bardziej zanurzymy się w sny, tym nadana im zostanie większa konkretność i sprawność. Uczymy się w ten sposób utrwalać nowe pozycje punktu zbornego, które odpowiadają sterowanym snom.


      Techniki
      Zamiast zbioru ćwiczeń na osiągnięcie sterowania snem, Castaneda przedstawia serię zadań, jakie należy wykonać, kiedy już się osiągnie świadomość snu, choć nie prowadzą do niej żadne określone etapy. To zrozumiałe, gdyż świadomość ta wiąże się z niecodziennym przemieszczeniem się punktu zbornego. Konkretne wskazówki mogą okazać się nieprzydatne, bowiem wszystko zależy od naszego położenia (właściwych nam "działań").

      Najpierw zarysuję różne ćwiczenia na umocnienie świadomości śniącego ciała. Następnie omówię szczegółowe techniki (które są niczym innym jak środkami na pobudzenie pamięci drugiej jaźni w trakcie snu). Nie da się tego właściwie opisać słowami: w pewnej chwili ciało po prostu sobie przypomina, i tyle.


      59. Odnajdywanie rąk
      Wszystko zaczyna się od przywrócenia pamięci drugiej jaźni. Przychodzi czas, kiedy jako śniony przypominasz sobie o zadaniu, jakie masz do wykonania, na przykład spojrzenia na swoje ręce. Obiekt nie ma tu znaczenia, ważne jest to, że dajesz sobie rozkaz na jawie, a wykonujesz go we śnie. Gdy śniony przypomni to sobie, uświadamiasz sobie pochodzące skądś polecenie i naraz pamiętasz drugi świat. Pamiętasz śniącego. Od tej chwili zaczyna się sterowanie snem i wszystkie zadania, jakie musisz wykonać, stają się możliwe.

      Ręce świetnie się do tego nadają, gdyż zawsze są "pod ręką" i nie ma problemu z ich odszukaniem. Ale możesz do tego wykorzystać dowolny przedmiot czy część ciała. Sztuka w tym, aby przypomnieć sobie rozkaz i go wykonać. Wbrew swej pozornej prostocie, ten pierwszy krok z reguły nastręcza najwięcej trudności. Podczas kursów i konferencji często spotykam się z osobami, które od lat stawiały sobie zadanie odszukania swoich rąk, ale bez powodzenia. Powtarzają się pytania: "Co się właściwie dzieje? Dlaczego nie mogę odnaleźć swoich rąk? Jak panu się to udaje?" Otóż w świecie snu, który stanowi odwrotność codziennego świata, praktykowanie nie--działania wymaga wpierw rozluźnienia ustalonych "działań". Toteż niemożliwością jest osiągnięcie wolności niezbędnej do sterowania snem bez jednoczesnego przełamania kręgu mechanicznej rutyny codziennych "działań". To sprzężenie zwrotne działa w obie strony, gdyż praktykowanie sterowania snem przygotowuje cię jednocześnie do niedziałania w powszedniej rzeczywistości. Tak więc konieczne jest skoordynowanie wysiłków ze strony śniącego i śnionego w obszarze nie-działania.

      Prawidłowość tę można było zaobserwować wśród uczestników warsztatów, zwłaszcza tych, którzy poświęcili na to najwięcej czasu – po prostu zaczęli odnajdywać swoje dłonie. Można to łatwo wytłumaczyć: na czas warsztatów uczestnicy zostali wyrwani ze swojego świata codziennych zajęć i zanurzeni w bezustannym nie--działaniu, dzień i noc. Na tej podstawie opracowaliśmy następującą strategię: jeśli chcesz odnaleźć swoje ręce we śnie, oprócz wydania sobie takiegp polecenia, musisz w ciągu dnia nasiąknąć nie-działaniem.

      Polegałoby to na spędzeniu całego dnia na czynnościach dla nas całkowicie niezwyczajnych. Szczególnie pożądane efekty uzyskuje się, jeśli czynności te w żaden sposób nie schlebiają naszemu ego, takie jak praca w bliskim kontakcie z ludźmi i całkowicie odbiegająca od naszego sposobu bycia: wykonywanie zadań, których nie lubimy, wymagających wielkiego nakładu sił psychicznych i fizycznych, z którymi nie umiemy sobie poradzić. Jeśli w rezultacie narazimy się na krytykę ze strony innych, tym lepiej. Tego rodzaju postępowanie przyczynia się do osłabienia tonała i dlatego jest bardzo przydatne jako przygotowanie do sterowania snem. Oczywiście, należy kierować się zdrowym rozsądkiem przy wyborze odpowiedniej strategii i nie narażać się na niebezpieczeństwo; chodzi tylko o to, aby naszemu ego trochę przytrzeć nosa.

      Jako wprowadzenie do sterowania snem mogą też posłużyć wszelkie ćwiczenia uwagi, nie-działania czy na przerwanie wewnętrznego dialogu. Gdy już raz odnajdziesz we śnie swoje dłonie, dalej pójdzie łatwiej. Ilekroć oddajesz się we śnie nie-działaniu, ciało wzbogaca się o kumulacyjny efekt nie-działania, który staje się pożywką dla dalszych doświadczeń sterowania snem.


      60. Podtrzymanie sennych obrazów
      Stwierdziłem wcześniej, że podstawą sterowania snem jest zdolność podtrzymania obrazów ze snu. To pierwsze zadanie, jakie musimy wykonać, kiedy już przypomnieliśmy sobie inną jaźń i ujrzeliśmy swoje ręce.

      Technika ta polega na skupieniu się na elementach składających się na scenę, w której się znajdujemy, począwszy od naszych rąk. Przekonasz się, że trudno utrzymać ostrość obrazu naszych rąk, a nawet podnieść je na wysokość oczu; może się też zdarzyć, że ich obraz całkiem zaniknie. Ale może zdołasz przy tym odkryć moc, wolę, która pozwoli ci utrzymać je w polu widzenia. Musisz posłużyć się wolą, aby zapobiec rozpłynięciu się obrazu. Na szczęście jest sposób, który to zadanie ułatwia. Wystarczy tylko, że gdy jeden przedmiot zaczyna zmieniać się lub zanikać, śniący przeniesie wzrok na inne elementy sceny, która mu się śni. Tak więc przenosisz spojrzenie z rąk na coś innego, a gdy on zaczyna się zmieniać, wracasz do rąk, i tak dalej. Stopniowo nauczysz się postrzegać coraz więcej rzeczy naraz, aż będziesz w stanie podtrzymać cały obraz ze snu. Kiedy już to opanowałeś, musisz ograniczyć się do krótkich spojrzeń, pobieżnego oglądu całej sceny, zamiast skupiać się dłużej na jednym przedmiocie. W ten sposób scena zostanie zachowana, a świat snu nabierze ciągłości.

iconka



      61. Pierwsze kroki
      Następnie przystępujesz do nauki poruszania się we śnie. Przemieszczanie się podczas sterowania snem wymaga treningu. Nie ma ono nic wspólnego z mechanicznym poruszaniem się w zwykłych snach, odbywającym się bez udziału naszej woli. Na początku z reguły próbujemy naśladować nasze ruchy w życiu codziennym, ale okazuje się to niemożliwe, ponieważ pozbawieni jesteśmy ciężkiego ciała, które normalnie stanowi podstawowy punkt odniesienia dla ruchu. Bez tego solidnego oparcia, bez rozpoznania naszej delikatnej natury, często nie potrafimy zrobić pierwszego kroku.

      Ponownie musimy odwołać się do tego nieuchwytnego, tajemniczego zjawiska, jakim jest wola. Podczas sterowania snem poruszasz się siłą woli. Pokrewna jest ona raczej uczuciu, pewności, niż myśli. Jej ośrodkiem jest obszar nieco poniżej pępka. Tam rodzi się to doznanie. W miarę ćwiczenia nabędziesz wprawy, choć może się zdarzyć kilka potknięć.

      62. Czas i miejsce
      Następnym etapem jest wpływanie na współrzędne, w jakich odbywa się nasza podróż, czyli miejsce i czas -gdzie rozgrywa się nasz sen i o jakiej porze.

      Najpierw wybierz miejsce, które chciałbyś odwiedzić we śnie. Można tego dokonać na dwa sposoby: albo rozpocząć sterowany sen w upatrzonym miejscu, albo już po przejściu w stan sterowania snem przenieść się do wyznaczonego miejsca. Polecam to pierwsze rozwiązanie, gdyż drugie zabiera dużo czasu i wymaga sporej wprawy w poruszaniu się, a także dobrej orientacji.

      Najbardziej wskazane są znajome miejsca, takie, w których toczy się nasze codzienne życie, w których czujemy się dobrze. Aby dotrzeć do nich podczas sterowanego snu, skoncentruj na nich swą uwagę w ciągu dnia. Ale nie koncentruj się na całości, upatrz sobie jakiś konkretny przedmiot i później użyj go do naprowadzenia, do "przyciągnięcia" twojego śniącego ciała.

      Powinno wystarczyć przyglądanie się wybranej rzeczy przez kilka godzin: dobrze jest w tym czasie doświadczyć kilku chwil wewnętrznego wyciszenia, kiedy wizja przedmiotu może nabrać mocy prawdziwego rozkazu dla śniącego ciała. Kiedy wejdziesz w stan sterowania snem, po prostu przypomnij sobie przedmiot i pozwól działać związanej z nim uwadze, która przyciągnie śniące ciało.

      Jeśli chodzi o czas, zacznij od wybrania miejsca, o którym chcesz śnić, za dnia lub w nocy. Jeśli to osiągniesz, dalej możesz ustalić dokładną porę, o której śpisz i jednocześnie przeżywasz sterowany sen. To prawdziwa sztuka kontrolowania czasu sterowanego snu: sprawienie, że rozgrywa się on w tym samym czasie co wydarzenia zewnętrznego świata.

      Zasada postępowania jest następująca: musisz kłaść się spać dokładnie o tej godzinie, o której w wyznaczonym miejscu pragniesz działać za pośrednictwem śniącego ciała. Do tego ćwiczenia nadaje się również poranna lub popołudniowa drzemka.

      Kiedy czas i miejsce sterowanego snu będzie pokrywać się z czasem i miejscem zwykłej rzeczywistości, będziesz mógł przystąpić do wpływania na swoje codzienne życie za pomocą śniącego ciała.


      63. Odnajdywanie siebie
      Na koniec czeka cię prawdziwa próba ogniowa, która pokaże, czy ty jako śniący rzeczywiście sterujesz snami: śniący i śniony muszą stanąć ze sobą twarzą w twarz.

      Kiedy jesteś w stanie ustalać czas i miejsce sterowanego snu, możesz łatwo się przekonać, czy twój sen rozgrywa się współcześnie z wydarzeniami zewnętrznego świata: zetknięcie ze swoim ciałem fizycznym, które śpi w łóżku. Zadanie polega teraz na odszukaniu siebie. Jako śniony, wiesz, że ktoś ciebie śni, a teraz dysponujesz wystarczającą odwagą i kontrolą, aby dowiedzieć się, kim jest ten, który ciebie śni. Jeśli trafisz na śniącego, zamiast przerażenia czy przebudzenia okaże się, że nadeszła chwila chwały i teraz śniący może wykorzystać to doświadczenie, aby pokusić się o niemożliwe: za pośrednictwem śniącego ciała wpływać na codzienną rzeczywistość.

      Odszukanie siebie we śnie może być jeszcze trudniejsze niż odnalezienie rąk. Tak przynajmniej było ze mną.

      Od dłuższego czasu eksperymentowałem ze snami i potrafiłem już uświadomić sobie, że śnię, spojrzeć na swoje ręce i przemieszczać się. Wielokrotnie dawałem sobie polecenie odnalezienia swojego śpiącego ciała. Przeważnie jednak nie mogłem dotrzeć do domu czy miejsca, w którym nocowałem. Coś zawsze stawało mi na przeszkodzie. Kilka razy trafiłem do domu, lecz nim doszedłem do sypialni, zdarzało się coś okropnego, co zamieniało mój sen w koszmar. W końcu udało mi się ustalić, jaki czynnik wchodził w grę we wszystkich mych nieudanych próbach – strach. Ilekroć mój śniony miał się zmierzyć ze śniącym, wpadałem w panikę. Nie miałem pojęcia, skąd brało się we mnie to przerażenie, ale kiedy już nazwałem rzecz po imieniu, postanowiłem stawić jej czoło. Musiałem przełamać barierę strachu. Wreszcie udało mi się dostać do mej sypialni w stanie sterowanego snu. Tak, to był mój pokój; sprzęty, rzeczy osobiste, wszystko się zgadzało, w łóżku spała moja towarzyszka, a obok niej ktoś jeszcze – ja sam. W tej chwili uzmysłowiłem sobie, czego tak się bałem: potwierdzenia, że to wszystko jest prawdziwe.

      W tym tkwił cały szkopuł. Praktyka sterowania snem, choć nader dla mnie atrakcyjna, godziła jednak wprost w moje ego, moje widzenie świata, pojęcia rzeczywistości i normalności. Choć zgłębieniu możliwości sterowania snem sporo poświęciłem, do tej pory cała sprawa wydawała się czymś w rodzaju gry, jaką ze sobą prowadziłem. Nie zdawałem sobie sprawy, że mój rozum, moja zwyczajna wizja rzeczywistości broniły swych pozycji, nadając całej mej przygodzie znamiona fantazji, przywidzenia. Rozumowanie to jednak straciło rację bytu z chwilą, gdy śniony i śniący stanęli ze sobą twarzą w twarz. Stąd nie było już odwrotu. Wszystko okazało się prawdą. Istniała inna jaźń i inny świat. Oba światy mogły się ze sobą spotkać. Nie pozostawało mi nic innego jak przyjąć do wiadomości ten przerażający, a zarazem cudowny fakt. I tak właśnie zrobiłem – zaakceptowałem i grozę, i cud.

      Gdy już pogodzisz się z czymś tak niesamowitym jak istnienie śniącego ciała czy sobowtóra, czas na czyn. Odstaw na bok pytania i obawy i wykorzystaj tę sytuację praktycznie. Jak wkrótce zobaczymy jak wielorakie mogą być jej konsekwencje.


      Jeden sobowtór czy dwa?
      Zanim przejdę dalej, chciałbym powrócić do kwestii sobowtóra. Otóż w rzeczywistości, mamy nie jednego, lecz dwa sobowtóry. Odkrycia tego dokonałem pewnej nocy w trakcie prostego snu. Opowiadaliśmy sobie dowcipy z przyjaciółmi. Siedzieliśmy wszyscy na podłodze po turecku, gdy nagle ogarnął mnie atak śmiechu i uświadomiłem sobie, że zaczynam sterowany sen. Towarzyszyło temu szczególne doznanie, zawsze zwiastujące początek sterowanego snu. Tym razem jednak sen miał nieco inny przebieg. Spostrzegłem, że patrzę na całą scenę z zewnątrz, widziałem, jak zanoszę się śmiechem wraz z przyjaciółmi. Ale jeśli to ja się śmiałem, to w takim razie kto się przyglądał? Zadając sobie to pytanie, dostrzegłem własną osobę przyglądającą się z zewnątrz scenie w tym samym czasie, kiedy ja znalazłem się w jej środku. Przebywałem w dwóch miejscach naraz. Coś szarpnęło mnie z powrotem do wewnątrz i znów byłem z przyjaciółmi, podczas gdy po mej lewej stronie ktoś przyglądał mi się z wyrazem zdziwienia na twarzy. To byłem ja! Widok ten ponownie przeniósł mnie do roli widza. Potem zostałem jakby wciągnięty w szereg eksperymentów polegających na nagłych przeskokach z jednego punktu widzenia do drugiego, przyglądałem się sobie na przemian z zewnątrz całej sceny i od środka. To jeszcze nie koniec. Odkryłem, że mogę rozdzielać percepcję i być w obu miejscach jednocześnie. Pochłonięty tymi doświadczeniami, nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Jeśli to jest sen, a w nim dwie osoby będące mną, to kto nas śni? Wtedy poczułem swoje śpiące ciało. Przekręciłem się w łóżku i już miałem się przebudzić, ale udało mi się opanować sytuację i kontynuować sen. Od tamtej chwili, byłem w stanie postrzegać z punktu widzenia jaźni śpiącej w łóżku, jaźni obserwującej scenę ze mną i przyjaciółmi oraz jaźni będącej w środku obserwowanej sceny, przenosząc się z jednego ośrodka percepcji do drugiego. Albo dzieliłem uwagę i postrzegałem z trzech punktów jednocześnie, czego nie da się opisać słowami. Doświadczenie to nie przeczy temu, co o sobowtórze mówią don Juan czy don Carlos, gdyż ten drugi sobowtór to w istocie przejaw zdolności śniącego ciała do postrzegania z zewnątrz i do wewnątrz. Możemy przyglądać się scenie jak na ekranie albo możemy widzieć wszystko od środka. I możemy wybrać. Ta pierwsza umiejętność przydaje się szczególnie wtedy, gdy przeżywany sen budzi silne emocje. Przejście z perspektywy "od wewnątrz" na perspektywę "z zewnątrz" pozwala nam trzeźwiej spojrzeć na wydarzenia rozgrywające się we śnie.

      Komentarz do technik sterowania snem
      Z chwilą gdy śniący napotyka swoje fizyczne ciało we śnie, może wykorzystać doświadczenie sterowania snem do celów praktycznych. Trzeba jednak podkreślić, że nie wolno budzić śpiącego ciała. Castaneda daje do zrozumienia, że to równałoby się śmierci! Jakkolwiek się sprawy mają, nie ma czasu na próżne eksperymenty, czekają bowiem inne, bardziej pożyteczne zadania:

      Możemy przeżywać na nowo trudne sytuacje z codziennego życia, przekonać się, jak rozwiązałoby je śniące ciało i zastosować te rozwiązania.

      Możemy rozwijać twórcze zdolności w każdej dziedzinie, jakiej się poświęcamy, czy będzie to malarstwo, pisarstwo, uzdrawianie, śpiew, taniec, budownictwo czy cokolwiek innego. W świecie naguala twórczość nie zna granic.

      Możemy poznawać ludzi oraz samych siebie, prowadząc obserwację w stanie sterowania snem. W przypadku samoobserwacji należy jednak wybrać porę różną od tej, gdy kładziemy się, aby oddać się sterowanym snom. Niewiele pożytku przyniesie nam oglądanie siebie we śnie. Możemy zrealizować zamiary, jakie powzięliśmy w codziennym życiu. Jeśli mamy wystarczająco dużo energii, wydarzenia ze sterowanego snu mogą wpłynąć na bieg zdarzeń w zwykłej rzeczywistości.

      Kiedy znajdziemy się na życiowym rozdrożu i nie wiemy, jaką drogą dalej pójść, najlepiej rozstrzygnąć w stanie sterowania snem, kiedy następuje ściślejsza integracja prawej i lewej strony świadomości. We śnie możemy zbadać określoną możliwość rozwoju i sprawdzić, czy przyniesie pożądane rezultaty.

      Przebaczenie, wyzbywanie się urazy, zwracanie się do ludzi, to tylko niektóre rzeczy, jakie możemy osiągnąć przez sterowanie snem, pod warunkiem, że mamy wystarczającą kontrolę nad snem, aby daną osobę odszukać. Oczywiście, wszelkie próby zbliżenia się do ludzi powinny być podejmowane z trzeźwym umysłem i z pobudek bezinteresownych. Chęć użycia tej mocy do wyrządzenia komuś krzywdy obróci się przeciwko nam samym. Kłóci się ona z zasadami wojownika, który – w przeciwieństwie do czarnoksiężnika – nigdy nie posuwa się do manipulacji swoimi bliźnimi, nie wykorzystuje ich ani nie dąży do zaspokojenia własnych ambicji.

      Dzielenie z kimś doświadczenia sterowania snem jest możliwe wtedy, gdy obaj uczestnicy potrafią ustalać czas i miejsce, w jakich rozgrywa się ich sen, dobrze znają siebie nawzajem oraz poziom energii i tonalności swój oraz drugiej osoby. Zabawy z użyciem śniącego ciała są dopuszczalne tylko jako sposób potwierdzenia doznania sterowania snem, pod warunkiem jednak, że nie wymkną się spod kontroli.

      Zgłębianie innego świata to chyba najważniejsza praktyczna konsekwencja systemu Castanedy i stoi ona otworem przed każdym, kto przeniknie zawiłości sterowania snem. W każdym razie, trzeba wiedzieć, że skupienie mocy sterowanego snu na codziennych sprawach wymaga trzeźwości i powściągliwości wojownika, co uchroni nas przed nadużyciami, które mogą mieć działanie ujemne.


      64. Kilka porad natury technicznej
      Dzieła don Carlosa obfitują we wskazówki technicznej natury, które mają pomóc nam w stworzeniu warunków bardziej sprzyjających sterowaniu snem.

      Moim zdaniem, nie trzeba stosować się do wszystkich tych zaleceń, gdyż jak odkryłem, zbiór konkretnych zasad postępowania nie może stać się nawykiem podczas nauki sterowana snem. Mimo to, można wybrać z przedstawionych poniżej zaleceń te, które nam odpowiadają. Jeśli ktoś się chce zapoznać z nimi bliżej, pomocą w tym względzie służą prace Castanedy.


  • Przy zasypianiu skoncentruj się na nasadzie mostka – jest to miejsce, gdzie powstaje uwaga konieczna do sterowania snem (VI-135).
  • Śpij w nakryciu głowy albo przepasce, najlepiej w takiej, którą odkryłeś w sterowanym śnie, a później odszukałeś w rzeczywistości (III-147).
  • Śpij w pozycji na wpół siedzącej; kobiety z nogami skrzyżowanymi, mężczyźni z wyprostowanymi. Idealnym miejscem do spania w takiej pozycji byłaby wydłużona kołyska (VI-137).
  • Wybierz najbardziej dogodną porę do sterowania snem; dla początkujących najlepszą porą są wczesne godziny ranne, kiedy większość ludzi śpi i słabnie natężenie ich uwagi. Daje to większą swobodę działania (VI-138).
  • Unikaj do praktykowania sterowania snem otwartych, płaskich obszarów, jak doliny nie porośnięte drzewami, jeziora czy sąsiedztwo oceanu. O wiele lepiej nadaje się do tego przestrzeń zamknięta – jaskinie, jamy, wyschnięte koryta rzek albo po prostu zamknięty pokój (VI-249).
  • Sterowanie snem
  • Osiągnij stan skupienia uwagi przez odprawianie rytuału. Równie skuteczne w koncentracji uwagi niezbędnej do sterowania snem może być jednostajne powtarzanie fraz czy ruchów, o ile pozbawione są wszelkiej wymowy symbolicznej (VI-249).
  • Pomasuj swoje łydki, gdyż ta część twojego ciała odgrywa ważną rolę podczas sterowania snem (VI-255).

      65. Obserwacja śnionych przedmiotów.
      Technika ta zasługuje na bliższe omówienie, ponieważ angażuje drugą uwagę, potrzebną do tego, aby zamienić zwykły sen w sterowany. Technika, którą Castaneda opisuje ze szczegółami w książce The Second Ring of Power (V-284-289), składa się z następujących elementów:

      Siedząc odprężony, skup swą uwagę przez kilka godzin na jednej wybranej rzeczy, przez cały czas starając się zachować stan wewnętrznego wyciszenia. Później, w trakcie sterowanego snu spróbuj tę rzecz odnaleźć. Gdy ją odszukasz, staraj się na nią oddziaływać ze stanu sterowania snem. Oto kolejne kroki:


  • Obierz sobie suchy liść. Zapoznaj się z najdrobniejszymi jego detalami do tego stopnia, że kierując się wyłącznie pamięcią, będziesz w stanie odróżnić ten liść od każdego innego. Wykonuj to ćwiczenie przez kilka dni, codziennie z innym liściem. Podczas sterowanego snu spróbuj odnaleźć upatrzony liść.
  • Wpatruj się w stertę suchych liści i wódź po niej dokoła palcem. Zaobserwuj powstałe w ten sposób wzory i figury; później odszukaj te same wzory w sterowanym śnie
  • Utwórz wzory w stercie suchych liści podczas sterowanego snu, potem wypatruj tych samych wzorów powstających w suchych liściach, które obserwujesz na jawie
  • Przejdź teraz do obserwacji innych rzeczy i roślin, drzew, owadów, kamieni, deszczu, mgły i chmur, dokładnie w tej kolejności.
      Ćwiczenie to nie tylko wyrabia w nas zdolność odszukiwania podczas sterowanego snu upatrzonych na jawie przedmiotów, ale pobudza też drugą uwagę, dlatego może nam pomóc w zadaniu odnalezienia rąk we śnie.

iconka

CZĘŚĆ TRZECIA
JAK WNIKNĄĆ W ODRĘBNĄ RZECZYWISTOŚĆ
(ćwiczenia dla lewej strony)



ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Świadomość ciała


      Postrzeganie cielesne
      Podstawowa prawda władzy nad świadomością według Castanedy mówi, że ludzkie istoty zawierają się w obrębie emanacji orła, których są częścią (VII-49). Prawda ta w sposób szczególny nawiązuje do naszej świetlistej natury – konkretnych bytów umieszczonych we wszechświecie składającym się z pól energii, emanacji orła.

      Przypadająca nam porcja energii za życia zawarta jest w matrycy zwanej ludzką formą (VII-280). Zasadniczą właściwością tego pola energii jest zdolność percepcji i dlatego don Juan oświadczył Carlosowi, że "jesteśmy uczuciem, świadomością zamkniętą tu..." i tu don Juan lekko popukał się w pierś (IV-18).

      Mówiąc o naszej naturalnej zdolności percepcji, nie mamy na myśli ego – które "werbalizuje", a nie postrzega – ale ciało jako pole energii. Toteż nie ma sensu dociekanie, którymi częściami ciała postrzegamy. Receptorem jest cały nasz świetlisty kokon. Percepcja cielesna zachodzi z użyciem całego ciała, nawet tych obszarów poza granicami wyznaczonymi przez skórę. Jak powiadają wieszcze, widziani w ten sposób przypominamy duże świetliste jaja (II-29). Postrzeganie cielesne można by przeciwstawić percepcji zwykłej, która jest niczym więcej niż wypadkową nakazów ego, osobistej przeszłości oraz pracy pięciu zmysłów. Postrzeganie ciałem, dla odmiany, jest bezpośrednie i nie ma w nim miejsca na interpretacje. W tym kontekście podział na ciało i umysł traci sens, bowiem ciało staje się częścią całego pola energii i proces percepcji polega wówczas na oddziaływaniu między energią świetlistego jaja i polami energii na zewnątrz.

      Od samego początku don Juan zaleca Carlosowi, aby zapomniał o myśleniu i zwracał większą uwagę na uczucia. Jak mówi don Juan, podczas gdy umysł musi się uczyć, ciało po prostu wie. Jego nauki zawierają wymiar cielesny, osadzony w czynie, a nie w myślach czy słowach. Wojownik nie filozofuje, lecz działa. Wiedza, jaką posiada ciało, nie przystaje do zachodnich kanonów wiedzy, zgodnie z którymi oznacza ona zdolność tworzenia sądów, odsłaniających rzekomo właściwości rzeczy lub znanego procesu.

      Podobnie ograniczone jest również zachodnie rozumienie percepcji. Przywykliśmy traktować ją jako coś co odbywa się wyłącznie za pośrednictwem pięciu zmysłów – głównie wzroku – które przekazują dane do ośrodka myślowego, który umiejscawiamy za oczami. Don Juan twierdzi, że możemy pojąć naturę rzeczy bez zastana-wiania się nad tym, że ciało posiada swą własną cichą mądrość i pamięć.

      Postrzeganie ciała, o którym pisze don Carlos, to wiedza, która obywa się bez słów i myśli. Zakłada raczej bezpośrednią interakcję między ciałem a światem. W wielu ćwiczeniach mowa jest o potrzebie zwracania uwagi na doznania ciała. W ten sposób wnikamy w dziedzinę percepcji cielesnej. Podane wcześniej przykłady dzieci, które poddawane są treningowi czytania bez pomocy oczu czy osób dobrze zaprawionych w chodzie mocy, ilustrują niezwykłe percepcyjne zdolności naszego ciała.


      Techniki
      Większość technik podanych przez don Carlosa opiera się na wykorzystaniu postrzegania cielesnego, gdyż właściwie nie istnieje żadna inna percepcja poza cielesną. Celem tego rozdziału jest przedstawienie kilku ćwiczeń, które uwypuklają związek zachodzący między ciałem a światem, zwłaszcza światem przyrody, gdzie myślenie racjonalne nie ma racji bytu.

      66. Chód środka
      Do tego niezbędne jest odmierzenie z matematyczną precyzją środka naszego ciała (VII-125). Znajdź z dokładnością co do milimetra punkt leżący w połowie długości i szerokości twego ciała. Możesz go zaznaczyć długopisem albo przez umocowanie kamyka, przyklejonego taśmą albo klejem, który nie naruszy skóry.

      Umiejscowienie środka ciała przydatne jest również do innych ćwiczeń, gdyż skupienie na nim uwagi prowadzi do wzmożenia świadomości w każdej sytuacji.

      Z odmierzonym i zaznaczonym środkiem, możesz zacząć chód. Ogólnie rzecz biorąc, przypomina on chód uwagi, z tym że uwaga skoncentrowana będzie na trzech elementach: środku ciała, oddechu i otoczeniu.

      Oddychanie pomaga nam wypracować rytm i osiągnąć koncentrację. Uwaga, jaką poświęcimy otoczeniu, powinna mieć charakter intuicyjny, a nie wzrokowy. Oczy powinny "omiatać" grunt pod nogami, z tego względu potrzebne jest nam wsparcie: można wykonywać to w grupie posuwając się w indiańskim szyku albo, jeśli w pojedynkę, na znajomym terenie. Sekret polega na umiejscawieniu percepcji i świadomości w oznaczonym środku ciała, wyczuwaniu tego punktu jako źródła postrzegania. Wybieraj się na długie przechadzki, aby przećwiczyć postrzeganie różnych rodzajów środowiska, odbieranie charakterystycznej natury każdego miejsca bez użycia oczu. Nie oznacza to, że mamy sobie wyobrazić, jak to otoczenie wygląda. Chodzi raczej o to, abyśmy określili, w jaki sposób dane miejsce oddziałuje na naszą energię i uczucia.

      Przy okazji, kamyk przymocowany do środkowego punktu ciała może być również wykorzystany do sterowania snem – po prostu z nim zaśnij.


      67. Posłanie z liści (III-162)
      To ćwiczenie można by uznać za jedno z najprzyjemniejszych, ale nie dlatego, że sprawia przyjemność w zwykłym tego słowa znaczeniu. Stan, jaki powoduje, wiąże się z głębokim doznaniem, które powstaje w nas wskutek dobroczynnego oddziaływania tego ćwiczenia na nasze pole energii. Przywraca energię po ciężkim czy wyczerpującym doświadczeniu. W pracy zespołowej korzystaliśmy z niego dla nabrania trzeźwości lub odpoczynku po oczyszczającym doznaniu.

      Technika opisana przez Castanedę w Journey to Ixt-lan zakłada udział dwóch osób – jedna przygotowuje posłanie, druga się w nim kładzie. Ćwiczenie to wykonuje się na szczycie niewielkiego wzgórza; składa się ono z następujących etapów:


  • Znajdź odpowiednie miejsce na posłanie, wyczuwając je oczami. Ważne jest, aby unikać przy tym skupiania spojrzenia na otoczeniu.
  • Weź trochę leżących w pobliżu liści i ułóż z nich krąg zdolny pomieścić leżącego człowieka.
  • Przy pomocy gałęzi zamieć wnętrze kręgu, ale bez dotykania gruntu.
  • Pozbieraj wszystkie kamienie leżące w środku kręgu i podziel je na dwie grupy według wielkości.
  • Mniejsze kamienie ustaw symetrycznie i w różnych odstępach na kręgu z liści, przyciskając je mocno.
  • Osoba przygotowująca posłanie na wzgórzu zaczyna staczać większe kamienie w dół, jeden po drugim. Odbiera je osoba, która ma się położyć w posłaniu, uważając, aby nie pomylić ich z innymi. Układa z nich kamienny krąg, podobny do tego na górze.
  • Osoba na wzgórzu mości górny krąg gałązkami, wypełniając całą przestrzeń wewnątrz kręgu, podczas gdy druga osoba wchodzi na wzgórze.
  • Ten, kto skorzysta z posłania, umieszcza sobie na brzuchu kilka liści, które dostał od drugiego uczestnika, i kładzie się wewnątrz kręgu, aby odpocząć albo przespać się. Długość odpoczynku czy snu ustala sam uczestnik.
      Sam stosowałem tę technikę w pracy z zespołem w nieco innej postaci od przedstawionej tutaj, ale mimo to przynosiła wspaniałe rezultaty. Wynik tego ćwiczenia czy jemu podobnych zależy w dużej mierze od osobistej mocy ćwiczącego. W przypadku Carlosa był to don Juan. My sami ani w tym ćwiczeniu, ani w innych nie odstąpiliśmy od zasady, jaką kieruje się wojownik, a którą don Juan ujął następująco: "Wojownik osiąga doskonałość, kiedy zawierza swej osobistej mocy, obojętnie, czy jest ona mała czy ogromna..." (III-183).

      Odmiana przez nas praktykowana wygląda następująco:


  • Wymagany jest stan podwyższonej wrażliwości i świadomości, osiągnięty za pomocą dowolnej, stosownej techniki.
  • Należy wybrać teren z dala od miast, najlepiej płaski lub górzysty obszar, porośnięty lasem.
  • Dwaj uczestnicy potrzebni do tego ćwiczenia wspólnie przygotowują posłanie i będą kolejno z niego korzystać.
  • Zacznijcie od wyszukania kamieni na budowę kręgu. Aby w pełni odczuć zalety tego ćwiczenia, trzeba to wykonać w stanie maksymalnej koncentracji, w całkowitym milczeniu i użyć kamieni zbliżonych do siebie kształtem i wielkością, i na ile to możliwe, okrągłych. Położenie każdego kamienia i jego cechy należy odnotować z niezwykłą starannością, gdyż po skończeniu ćwiczenia trzeba je odłożyć na miejsce.
  • Zbudujcie z kamieni krąg, który pomieści człowieka leżącego z rozpostartymi rękami i lekko rozsuniętymi, wyprostowanymi nogami. Do tego zadania również wymagana jest absolutna koncentracja; staramy się zbudować idealny okrąg z kamieni leżących w równej odległości od siebie.
  • Następnie zbieramy gałązki, liście i kwiaty, aby umościć posłanie w środku kręgu. Ważne jest nie tylko skupienie, ale również uświadomienie sobie naszego związku z roślinami, kwiatami i krzakami w chwili, kiedy je zrywamy. Pamiętajmy, że w taki sam nieoczekiwany i nieodwołalny sposób zostanie zabrane nasze życie, aby posłużyć za pokarm komuś czy czemuś innemu. Trzeba poprosić o wybaczenie każdy ścięty kwiat czy krzew i ograniczyć się do ilości niezbędnej dla celu ćwiczenia. Można też użyć suchych liści.
  • Zebranymi roślinami wymość wnętrze kręgu, tak aby posłanie było nie tylko wygodne, ale również miłe dla oka. Jak zawsze, im więcej dobrej woli wykażemy, im więcej uwagi poświęcimy zadaniu, tym lepsze będą wyniki.
  • Jeśli jest dość chłodno, przed położeniem się włóżcie pod ubranie kilka liści, tuż poniżej pępka.
  • Po uporaniu się ze wszystkimi sprawami ustalcie, kto będzie odpoczywał pierwszy, a kto będzie asystował. Osoba asystująca zdejmuje drugiemu uczestnikowi buty i z uściskiem układa go w kręgu na wznak, z rozłożonymi rękami i nogami. Jeśli odpoczywasz, zamknij oczy i przybierz możliwie najwygodniejszą pozycję. Pozostań w niej tak długo, jak to jest konieczne, czy to będzie kilka minut czy kilka godzin.
  • Kiedy już wystarczająco odpocząłeś, zamieńcie się miejscami. Ten, kto odpoczywał, teraz będzie asystował, postępując dokładnie tak jak jego poprzednik.
  • Gdy skończycie, wszystkie kamienie należy odłożyć tam, gdzie zostały znalezione, a kwiaty, liście i gałęzie rozrzucić, aby nie został żaden ślad po waszej obecności.


      Komentarz
      Wykonując tę technikę trzeba uwzględnić dwie rzeczy. Po pierwsze, stosuje się ją po ćwiczeniach czy praktykach, które doprowadziły nas do stanu podwyższonej wrażliwości i w związku z tym wystąpiła potrzeba wzmocnienia sił, a to zapewnia nam odpoczynek na posłaniu z liści. Po drugie, niszczenie przyrody dopuszczalne jest tylko w ściśle określonych celach. W ćwiczeniu tym nie chodzi o to, aby po prostu odpocząć czy "zobaczyć, jak to jest". Niewłaściwa postawa może nastawić przeciwko nam rośliny, kwiaty i otaczającą nas przyrodę, i zamiast uzdrowić, przygoda ta przyprawi nas o chorobę. Jeśli naszym zamiarem jest zwykłe odsapnięcie, z powodzeniem nadaje się do tego sterta suchych liści.


      Ćwiczenia bez udziału wzroku
      W rozdziale poświęconym przerwaniu wewnętrznego dialogu pokrótce wspomniałem o użyciu opaski na oczy (zobacz: ćwiczenie 43). Rozszerzona wersja tego ćwiczenia to jeden z najbardziej reprezentatywnych przykładów praktyk na pobudzenie percepcji ciała. Zalicza się on wraz z pozostałymi do kategorii, którą nazwałem "ćwiczeniami na ślepo".

      Stajemy się w nich niewidomi, lecz zamiast powodowani lękiem ograniczać swą działalność, jeszcze ją rozszerzamy. Umożliwia to wyłonienie się uwagi, która pozwoli nam inaczej i bardziej intensywnie doznawać pozostałymi czterema zmysłami. Co więcej, wspomaga to również proces przywrócenia pamięci ciała. Ciało zdolne jest do odbioru wrażeń w sposób, który odbiega od tego, co uznajemy za zwyczajną percepcję zmysłami.

      Sztuka polega na tym, aby umieć zapomnieć świat takim, jakim przywykliśmy go postrzegać oczami. Większość osób z zawiązanymi oczami próbuje sobie wizualnie odtworzyć otoczenie opierając się na wyobraźni i pamięci. W tym przypadku najlepiej zapomnieć o wzroku i o tym, co przekazuje nam o świecie, po to, abyśmy mogli przenieść się do świata bez światła, gdzie zostaniemy przemienieni w synów ciemności, gdzie czujemy się jak u siebie. Zamiast martwić się brakiem światła, uczymy się poznawać świat mroku, poruszać się w nim i radować.

      Wiąże się to z odkryciem, jakiego dokonujemy, że zakorzeniony w nas strach przed ciemnością i jej odrzucenie, to tylko przesąd, z którym możemy zerwać. Podobnie jak świat dzieli się na dzień i noc, światło i mrok, tak i my odnajdujemy w swej istocie odpowiednią ontologiczną zmienność. Toteż jeśli zaakceptujemy ciemność jako stan naturalny, stwarzamy sobie szansę dostosowania się do niej, odkrycia w sobie powinowactwa z mrokiem, co nie ma nic wspólnego z powszechnym utożsamianiem ciemności ze złem.

      Trzeba sobie uświadomić, że przedmioty wokół nie znikną tylko dlatego, że przestaniemy je widzieć – staną się tym, czym są w ciemności. To ważne spostrzeżenie: świat w ciemności nie jest taki sam jak w blasku dnia, my również nie. Ma to istotne znaczenie dla czarownika, który wie, że naturalna przemiana świata i wszelkich jego istot w cienie, dokonująca się w ciemności, ułatwia wniknięcie do odrębnej rzeczywistości dokładnie w taki sam sposób, w jaki zwykły opis świata i przepływ nawykowej percepcji to utrudnia.


      68. Ćwiczenie na ślepo
      Zaczyna się ono od zakrycia oczu chustką czy innym materiałem, tak aby uniemożliwić dostęp światła do oczu. Może okazać się konieczne włożenie kilku warstw chusteczek higienicznych pod opaskę, aby absolutnie nic nie rozpraszało ciemności.

      Teraz kiedy jesteś "niewidomy", musisz zachować aktywność i starać się przyzwyczaić do nowej sytuacji.

      Obecność kogoś do pomocy może być wskazana, a nawet niezbędna w wielu przypadkach, kogoś, kto będzie nam towarzyszył, chronił przed niebezpieczeństwem w czasie trudniejszych ćwiczeń, kto przyda się, ilekroć zaistnieje jakiś problem. Asystent powinien jak najmniej się odzywać, aby nie zakłócać procesu uwrażliwiania ciała. Jednocześnie nie powinien za dużo ingerować, abyśmy nauczyli się radzić sobie sami w możliwie najkrótszym czasie. Może on też posłużyć nam za przewodnika, kiedy w ćwiczeniach pod gołym niebem stracimy orientację.

      Podczas chodzenia czy biegania, należy podnosić kolana wyżej niż zwykle, jak podczas marszu, szczególnie na terenie nierównym, poszarpanym. W ten sposób łatwiej będzie nam zamortyzować wypukłości i zagłębienia powierzchni czy przeszkody w postaci pni czy kamieni. Inną przydatną techniką jest trucht z energicznym unoszeniem ud. Rytmicznie wyrzucamy w górę uda zachowując odpowiednią giętkość, która pomoże nam dostosować się do zmian w rzeźbie terenu. Na obszarach porośniętych drzewami lub usianych innymi dużymi przeszkodami, można się uchronić przed kontuzją wyciągając przed siebie rękę, szczególnie jeśli działamy w pojedynkę.

      Przedstawione dalej ćwiczenia przeznaczone są do różnych okoliczności, w zależności od ich stopnia trudności oraz biegłości, jakiej nabywasz oswajając się z ciemną stroną swej istoty.


      69. Niewidomy w domu
      W tym ćwiczeniu pozostajemy w domu cały dzień z zawiązanymi oczami i staramy się robić to, co zwykle, bez narażania się na niebezpieczeństwo – zamiatamy, ubieramy się, rysujemy, piszemy, słuchamy muzyki, gimnastykujemy się. Możemy gotować, pod warunkiem, że będziemy niezwykle ostrożnie obchodzić się z ogniem czy z gazem. Na koniec dnia kładziemy się spać z przepaską na oczach i zdejmujemy ją następnego dnia rano. Warto wziąć sobie kogoś, aby nas przy tym nadzorował.


      70. Wędrowanie na oślep
      Na początek wybierzesz się na prosty spacer. Potrzebna będzie obecność przewodnika, który będzie czuwał nad twoim bezpieczeństwem. Będzie on szedł przed tobą, a ty położysz mu rękę na lewym ramieniu tylko i wyłącznie dla orientacji, a nie po to, aby się wesprzeć, zwalcz więc pokusę użycia go jako "ludzkiej laski". Im dłuższa przechadzka, tym lepsze wyniki. W miarę nabywania wprawy urządzaj bardziej skomplikowane wyprawy, na przykład wspinaczkę czy spacer po nierównym terenie. Odmianą tego ćwiczenia jest wędrówka w indiańskim szyku, wymagająca większej liczby uczestników, z których każdy kładzie swoją rękę na lewym ramieniu osoby idącej z przodu. Potrzeba do tego dwóch przewodników, na czele i z tyłu, aby uniknąć nieszczęśliwych wypadków.


      71. Przywoływanie
      W tym ćwiczeniu nie ruszasz się z miejsca, do którego doprowadził cię asystent, i czekasz, aż przeniesie się on w inne, odległe miejsce. Asystent przywoła cię, wydając umówiony wcześniej odgłos. Odległość między wami może być różna; zależy to od rodzaju terenu i twoich umiejętności – od kilku metrów do kilometra. Gdy usłyszysz wołanie, rusz w stronę, z której dochodzi, aż napotkasz swego partnera; wolno ci kierować się wyłącznie słuchem i wrażeniami ciała. Po dotarciu na miejsce, pozostajesz w nim, a druga osoba znów się oddala. Powtarzacie ćwiczenie tyle razy, ile uważacie za stosowne. Wskazane jest wysokie podnoszenie kolan. Asystent powinien sprawdzić, czy na drodze nie znajdują się jakieś niebezpieczne dla "niewidomego" pułapki – jamy, głazy, strome zejścia.


      72. Bieg w nieznane
      Należy ono do mych ulubionych ćwiczeń, ponieważ pozwala wniknąć szybciej i głębiej w doznanie percepcji cielesnej i przyspiesza wyłonienie się naszej ciemnej strony. Wymaga obecności co najmniej dwóch asystentów, którzy mają wystarczającą siłę i wprawę, aby zapewnić skuteczną pomoc ćwiczącemu. Bieg w nieznane polega na pokonaniu w pełnym pędzie odcinka między dwoma wyznaczonymi punktami z zawiązanymi oczami. Należy wybrać do tego teren płaski, trawę albo gołą ziemię. Teren do ćwiczenia oraz bezpośrednio przyległy powinien być wolny od wszelkich przeszkód, które mogłyby spowodować przewrócenie się biegnącego. Oto przebieg tego ćwiczenia:


  • Ustalcie punkt początkowy i końcowy, przy każ-dym ustawiając co najmniej jednego asystenta. Odleg-łość między tymi punktami powinna się zawierać w przedziale od dziesięciu do siedemdziesięciu pięciu metrów.
  • Stań na starcie z opaską na oczach, zwrócony w stronę punktu docelowego.
  • Asystent stojący przy mecie woła głośno: "Do startu, gotowi, hop!"
  • Pobiegnij przed siebie z pełną prędkością, nasłuchując dla orientacji nawoływań asystenta "Tutaj, tutaj!". Jeśli za bardzo zboczysz z trasy, asystent powinien zawołać "W prawo!" albo "W lewo!" czy cokolwiek innego, stosownie do sytuacji.
  • Gdy dotrzesz do mety, asystent krzyczy "Stop!" i sam lub wspólnie z drugim asystentem ciebie unieruchamia, starając się nie wyrządzić krzywdy ani tobie, ani sobie. Prawidłowym na to sposobem jest uchwycenie biegnącego w okolicach brzucha lekko zgiętą ręką, jakbyśmy chcieli go objąć, i pobiegnięcie z nim kawałek, aby złagodzić wstrząs. W większości przypadków sam zdążysz wyhamować, więc nie będzie to takie trudne, jak się wydaje.
  • Powtórzcie ćwiczenie tyle razy, ile trzeba, aż całkowicie się rozluźnisz, co pozwoli ci rozwinąć w biegu pełną prędkość.
  • Można przekształcić to ćwiczenie w wyścig między dwoma biegaczami, co będzie wymagać obecności większej liczby osób do pomocy, rozstawionych również na trasie, aby nie dopuścić do zderzenia się biegnących. Każdy biegacz będzie miał własnych asystentów, którzy będą wołać do niego po imieniu, aby uniknąć zamieszania. Punkty docelowe powinny być oddalone od siebie o co najmniej cztery metry. Liczba biegnących nie powinna jednorazowo przekraczać dwóch.

      Komentarz
      Najpierw kilka uwag do koordynatorów ćwiczenia: Powodzenie przedsięwzięcia zależy od zapewnienia warunków, które dadzą biegnącym poczucie całkowitego bezpieczeństwa. Ćwiczenie to początkowo budzi lęk i poczucie zagrożenia i uczestnicy poruszają się niezwykle ostrożnie. Ale jeśli nabiorą zaufania do osób koordynujących przebieg ćwiczenia, jeśli uwierzą, że zadbano o wszystkie szczegóły i nie ma żadnego ryzyka, łatwiej będzie im "pójść na całość", wiedząc, że powstrzymuje ich jedynie własny lęk. Sprawny przebieg pierwszych prób napełni uczestników wiarą we własne siły. Jeśli, na przykład, w chwili gdy usłyszy "Stop!", biegacz zostanie przechwycony pewnie, ale bez brutalności, nauczy się, że nie ma się czego bać i następnym razem da z siebie wszystko. Ważne jest też, aby wołano głośno i wyraźnie, aby biegacz ani przez chwilę nie czuł się "zagubiony".

      Jako biegacz, powinieneś unosić kolana wyżej niż zwykle. Gdybyś się potknął i przewrócił, co jest mało prawdopodobne, trzymaj ręce przy sobie i przetocz się; nie napinaj się ani nie trać głowy. Najważniejsze to przeć do przodu. Ćwiczenie to, to prawdziwy bieg w nieznane i podobnie jak w życiu, lepiej iść naprzód niż się cofać. Choć z początku będziesz biegł odchylony do tyłu, musisz nauczyć się wysuwać ciało do przodu na spotkanie ciemności, a nie uciekać przed nią. Przyjmij z góry, że nie ma zagrożenia i że ćwiczenie zakłada otwarcie się na nieznane, co powinno być źródłem radości i zachwytu, a nie strachu i wewnętrznego oporu. Kiedy pozwolisz swemu ciału biec w ciemności, możesz rozwinąć znacznie większą prędkość, niż gdybyś biegł bez opaski. Może nam w tym pomóc zaniechanie wszelkich umysłowych wizualizacji. Nie przyniesie nam pożytku próba wyobrażenia sobie otoczenia w biegu; lepiej od razu zgodzić się na mrok. Często wymienia się w związku ze skutkiem, jaki wywołuje to ćwiczenie, określenie "efekt tunelu". Chodzi tu o doznanie powstałe z chwilą, kiedy przełamałeś wszelki strach i w pełni zaakceptowałeś ciemność. Ogarnia cię wtedy wrażenie, jakbyś z zawrotną prędkością mknął przez czarny tunel. Jak w szalonym kuligu, coś ciągnie twoje ciało do przodu, a towarzyszące temu radość, euforia i uniesienie zwiastują stan istnienia i świadomości, który można z powodzeniem nazwać inną jaźnią.

iconka

CZĘŚĆ TRZECIA
JAK WNIKNĄĆ W ODRĘBNĄ RZECZYWISTOŚĆ
(ćwiczenia dla lewej strony)


ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Największa miłość wojownika


      Współczesny świat: bez miłości
      Samotność wydaje się nieodłącznym składnikiem ludzkiego bytu.

      Samotność jest bezpośrednią pochodną niezdrowych stosunków, jakie łączą nas ze światem i z innymi. Otacza nas rzesza ludzi: rodzina, krąg przyjaciół, szef, podwładni, sąsiedzi, a mimo to jesteśmy osamotnieni. Nauczono nas posiadać, używać, rywalizować, bać się, kłamać i ukrywać się, ale nie wychodzić naprzeciw drugiemu człowiekowi, porozumiewać się czy kochać. Urządzamy życie tak, aby zachować swą odrębność.

      Ale otacza nas też zewsząd przyroda w niezliczonych barwach i formach, z drzewami i zwierzętami, rzekami, morzami, pustyniami, jeziorami i górami – cała cudowna planeta do zamieszkania, a na nieboskłonie miliony gwiazd, przedmiot naszych marzeń. Mimo to, wcale to nas nie porusza; czujemy się wyobcowani. Dowiadujemy się, że świat to zaledwie skupisko mniej lub bardziej bezwładnych ciał, które zostały oddane nam we władanie. Nasza historia jawi się nam jako stopniowe doskonalenie umiejętności podboju natury. Taki pogląd zakłada naszą odrębność od świata przyrody. W wywodzącej się z dawnych czasów tradycji judeochrześcijańskiej, jak i w nowych teoriach marksizmu czy choćby w ekonomicznym porządku kapitalizmu, naturę należy podporządkować człowiekowi i eksploatować. Homo sapiens pozostaje panem Ziemi, traktując ją wyłącznie jako źródło zaspokojenia swych rosnących potrzeb. Jeśli w ten sposób odnosimy się do istoty, która daje nam ciało i życie, pokarm, schronienie, a także piękno, płynie stąd wniosek, że postawa ta rozciąga się na wszystkie sfery naszego życia, w tym stosunki z innymi ludźmi. To dlatego typowy mężczyzna w społeczeństwie Zachodu potrafi "posiąść" kobietę, ale nie umie jej kochać.

      Nasz sposób bycia w dzisiejszych czasach przesiąknięty jest pychą, przemocą i chciwością. Rezultatem tej wszechobecnej gwałtowności jest skłonność do samozagłady, obejmująca zarówno samobójczą depresją – coraz powszechniejszą we współczesnym społeczeństwie -jak i masowe niszczenie środowiska naturalnego, zwiastujące niechybną zagładę ludzkości. Wszystko to dzieje się pośród straszliwego osamotnienia.



      Przypominanie Ziemi
      Obcując z rdzennymi społecznościami Ameryki przekonałem się, że można inaczej odnosić się do Ziemi i do przyrody. Dla meksykańskiego Indianina nie Ziemia należy do ludzi, lecz ludzie do niej. Potomkowie Tol-teków nazywają kukurydzę no nacatl (nasze ciało), co świadczy o ich świadomości faktu, że to darom Ziemi zawdzięczamy swe istnienie.

      Współcześni Nahua, u progu dwudziestego pierwszego wieku, wciąż oddają się dorocznemu rytuałowi "przypomnienia Ziemi", którego nazwa stanowi tajemnicę dla wszystkich oprócz samych uczestników; ja sam miałem szczęście znaleźć się w ich gronie. Na czas tego obrzędu cała społeczność, zazwyczaj przestrzegająca kalendarza świąt Kościoła katolickiego, zaszywa się w sobie tylko wiadomych jaskiniach. Nie wolno mi wyjawiać szczegółów, zdradzę tylko, że rytuał ten daje uczestnikom rzeczywistą możliwość połączenia się wprost ze świadomością Ziemi. Ponieważ święto to nie ma stałej daty, miejscowemu księdzu nie udało się dotąd, po dziesięciu latach pracy w parafii, ustalić, ani gdzie, ani w jaki sposób jego parafianie odprawiają te pogańskie obrzędy, które starał się wytępić, ale bez powodzenia. (O ile wiem, byłem do tej pory jedynym nie-Indianinem dopuszczonym do udziału w tej trzydniowej ceremonii. Może napiszę kiedyś książkę o tym, jak do tego doszło i jakie były następstwa tego doświadczenia.) Po wielu wiekach ucisku i eksterminacji rdzenni mieszkańcy Meksyku wciąż pielęgnują zażyłe stosunki z istotą, z której biorą swe istnienie.

      Poczucie integracji i przynależności sprawia, że ludy Meksyku kochają Ziemię jako świadomą żywą istotę. Podobna postawa umożliwiła cywilizacjom Ameryki pre-kolumbijskiej rozwój nauki i techniki, która w pełni zasługuje na miano ekologicznej. Pozwoliło im to na przykład tworzyć olbrzymie skupiska ludności (do 30 milionów w środkowej części kraju [Woodrow Borah, El sogło de la depression in Nueva Espana, Mexico City, 1983], nie powodując żadnych dostrzegalnych szkód w środowisku naturalnym.



      Przesłanie z dawnego świata
      Dziś, kiedy niewrażliwi jesteśmy na proces niszczenia Ziemi, zwrot ku dawnej kulturze wyznającej odmienną postawę wobec świata otwiera przed nami możliwość zetknięcia się z przesłaniem życia, tak pilnie nam teraz potrzebnego. I musimy go wysłuchać właśnie teraz, kiedy za naszą sprawą giną ostatnie pozostałości tych dawnych cywilizacji, kiedy grozi nam całkowita samotność po stuleciach eksterminacji tych, którzy się od nas różnią.

      Również myślenie don Juana i wojowników z jego obozu przenika ta otucha płynąca z poczucia bliskości Ziemi, z wdzięczności za jej dar życia. Całokształt prac Castanedy spełnia rolę łącznika między światem magii i tajemnicy a naszym światem, w którym panuje pycha i znudzenie.

      Zasada wojownika jest prosta i jasna – wyraża świadomość ludzkich istot, które wiedzą, że wszystko zawdzięczają Ziemi. Ona zapewnia im dom, pożywienie, piękno na każdym kroku; kryje też w sobie tajemnice stanowiące dla niego wyzwanie. Wojownik raduje się ciepłem Ziemi, które go otula. On nigdy nie czuje się opuszczony; Ziemia nieustannie mu towarzyszy i dodaje sił. Jej niewyczerpana miłość pomaga leczyć smutek i zmartwienia, zwalcza wszelką małostkowość. Świadomość Ziemi, jej głębokiej i nieobjętej istoty, staje się źródłem mocy dla wojownika, który z pokorą otwiera się na jej słodką obecność. Jak mówi don Juan, "wojownik niczego nie miłuje bardziej" (IV-285).



      Samotność wojownika
      Choć zakrawa to na paradoks, wojownik też wie co to samotność, ponieważ zdaje sobie sprawę, że walczy w pojedynkę, że każdy sam jest odpowiedzialny za swoje życie. Ale samotność wojownika różni się od doświadczenia osamotnienia, jakie jest udziałem przeciętnego człowieka. Nie jest bolesna i niczego się nie domaga. Przypomina radosny sekret, który pozwala mu darzyć gorącą miłością wszystko, z czym się styka, na co spogląda. On wie, jak szybko przemija życie i nauczył się czerpać z bezinteresownej i niezmierzonej miłości płynącej z Ziemi. Mając uwielbienie Ziemi za podstawę, wojownik ustanawia bliskie i serdeczne związki z ludźmi i przyrodą.

      Tak więc wojownik uosabia tę szczególną równowagę, która godzi pozornie krańcowe sprzeczności: jest samotną istotą, która nie odczuwa samotności. Zanurzony w tej sprzeczności, zdaje sobie sprawę, że osamotnienie to nic więcej jak ludzki wymysł wyrastający z tonala. Przekonał się bowiem na własne oczy, że istnieje inna rzeczywistość, w której ludzka istota jawi się jako świetlisty okruch światła wyodrębniony, na krótką chwilę, ze strumienia światłości, będącego naszym początkiem i przeznaczeniem – z Ziemi.



      Odtrutka na samotność
      Jeśli miałbym zalecić ci lekarstwo na samotność, poradziłbym ci, abyś odnalazł i na nowo zbadał utraconą więź z Ziemią, naszą duchową pępowinę. Zasugerowałbym ci, abyś otworzył oczy na obecność niewyczerpanej miłości, wolnej od wpływu wszelkich ludzkich spraw. Nie jest to takie trudne. Rozejrzyj się wokół siebie, wspomnij istotę, która nas żywi i zrozum, że to twój dom, zawsze twój.

      Uważam, że przed nauką dodawania i odejmowania, kupowania i sprzedawania, obłudy i strachu, dzieciom powinno się wpoić miłość i szacunek dla bytu, który daje im schronienie. Miałem szczęście przekonać się, jak zmienia się i wzbogaca życie ludzi dzięki temu, że po prostu przejrzeli i odwzajemnili serdeczny uścisk Ziemi; każda forma jest im pokrewna, zrodzona z tego samego łona. W takich chwilach nasze przyziemne dążenia – złość, rywalizacja, zawiść, zaborczość, niezaspokojone potrzeby – bledną w obliczu wzniosłej i szlachetnej obecności naszych "mniejszych" braci. Nasz ciasny świat ulega nagle przeobrażeniu, staje się ogromny i piękny za sprawą licznych istot, które go zamieszkują. Nabierają znaczenia drzewa; ptaki, wieloryby, kwiaty, psy, rzeki i góry ukazują się w swym prawdziwym świetle – dziedzictwa, którym mamy się radować, lecz nie wolno nam go posiąść na własność. Cieszymy się jego widokiem jako szczególną łaską, choćby miało to trwać tylko przez krótki okres naszego istnienia. Poddając się pięknu i tajemnicy przyrody we wszelkich jej przejawach, przyjmujemy dar Ziemi i odkrywamy swą zapomnianą naturę. My również należymy do tego świata, jesteśmy elementem krajobrazu. W każdym z nas pulsuje i krąży ta sama magia i tajemnica. I całym sercem utożsamiamy się z miejscem wyznaczonym nam we wspaniałym koncercie natury.



      Techniki
      Praktycznie nieograniczona jest liczba czynności, które pomogą nam odnaleźć utraconą więź z przyrodą i z Ziemią. Spacer, wspinanie się po górach, pływanie w rzece, głaskanie psa, przytulenie drugiego człowieka, czy cokolwiek innego, spełni swe zadanie, o ile skupimy się na samym doświadczeniu a nie na jego pożyteczności. Powinniśmy często obcować z przyrodą, traktując ją z całym należnym jej szacunkiem, otwierać serca i zwracać uwagę na płynące od niej przesłanie, a przy tym odkryć na nowo w sobie swą pierwotną naturę. W miastach wszystko ulega zniszczeniu wskutek ludzkich działań, dlatego trzeba jak najczęściej przebywać w świecie, gdzie panuje naturalny ład. Jeśli będziemy czujni i spostrzegawczy, nauczymy się rytmu natury, tego rytmu, którego w życiu nam brak. Często pytano mnie o mistrzów: nie znam nikogo, kto przewyższałby wiedzą samą naturę, wystarczy tylko ją obserwować i naśladować. Praca w zespołach, z którymi urządzam wyprawy – na ośnieżone szczyty gór, przez burzliwe katarakty, dżungle czy pustynie – dowodzi, jak korzystne są bezpośrednie kontakty z przyrodą, którym towarzyszy wysiłek i nauka. Wszelkie sporty uprawiane pod gołym niebem mogą przyczynić się do zbliżenia z Ziemią i optymalnego wydatkowania osobistej energii, zwłaszcza jeśli zmagania te połączone są z niezwykłym wykorzystaniem uwagi, jakie opisałem w tej książce.


Share via facebook Share via twitter