Książkę warto przeczytać. A co do filmu i pokazu energii - owszem, takie pokazy nie służą niczemu poza wzbudzaniem sensacji. Każdy prawdziwy Mistrz przeszedłby obok i nie zwrócił uwagi

. Powiem więcej - ćwiczenie przez całe lata, aby osiągnąć podobny wynik jest stratą czasu. Każdy, kto zaczynał od "twardych" tzw. zewnętrznych stylów walki, jeśli pojął sens i zasady skłaniał się zawsze ku "miękkim", wewnętrznym stylom (Tai Chi Chuan). Energię gromadzi się w określonym celu, panuje się nad nią świadomie w określonym celu (oczywiście, że nie można takiego celu odmówić mnichowi z filmu, ale nie żyjemy przecież na planecie latających wiertarek, przed którymi należy się ustawicznie bronić). W polecanej przeze mnie książce też jest o tym mowa, mimo, że główny bohater tej relacji demonstrując swoje umiejętności (lecznicze i inne) mógłby się narazić na podobny zarzut. Ale przy okazji opowiada o swoim Mistrzu i jego naukach.