Opowiem wam historię pouczającą, ale zaznaczam - nie ma tu powodu do dumy. Wiem że zachowałam się mało elegancko, ale pozwolicie że kwestie moralne chwilowo odstawię na bok.
chodzi o niezachwianą wiarę że coś się wydarzy. A było to tak:
Dawno temu, jechałam sobie przez warszawę autobusem... do którego wsiadł jakiś młodzieniec, taki z rodzaju osiłków. Usiadł za mną. Miałam wtedy długie włosy, które chyba się osiłkowi spodobały i chcąc zdaje się dać temu wyraz zaczął mnie zaczepiać, dotykając włosów i bawiąc się lokami. Niezmiernie mnie to poirytowało, nie życzyłam sobie żadnego dotykania

Odwróciłam się, popatrzyłam znacząco na gościa. Nie pomogło.
Pomyślałam wtedy, że otaczam się czerwoną bańką, bańka ma wypustki takie parzydełka, w myślach wysłałam gościowi ostrzeżenie: jak mnie jeszcze raz dotkniesz, to te parzydełka tak cię porażą, że się zsikasz w majtki! Myśl była tak silna i niezachwiania, że na wszelki wypadek uniosłam stopy z podłogi, żeby mi osiłek nie pobrudził nowych butów

To potrwało kilka sekund, to trwanie w niezachwianym przekonaniu, pewności że tak się właśnie stanie.
W pewnym momencie osiłek zerwał się z miejsca, kiedy autobus miał ruszyć z kolejnego przystanku, przebiegł obok mnie i runął wprost w zamykające się już drzwi.
I co ja widzę?! no co? gość miał na sobie jeansy, i jedna z nogawek po wewnętrznej stronie była mokra! Oszołomiona tym widokiem spojrzałam na podłogę autobusu, pod nogi, a tam płynie strużka moczu.
tak było, nic nie zmyślam, historia niesamowita. Zawstydziłam się swoim postępkiem, przyznam szczerze. Ale też teraz już wiem, że myśl nie zmącona wątpliwością jest niezwykle skuteczna
Linkback: http://forum.instytutnoble.pl/nianiaogg/52/niezachwiana-wiara/221/