Instytut Roberta Noble

R.Moody "Odwiedziny z zaświatów"

Zaczęty przez NianiaOgg, Sierpień 02, 2013, 11:07:24 PM

« Ego i ograniczenia | Newton o umieraniu »

NianiaOgg

R.Moody "Odwiedziny z zaświatów" - o kontaktowaniu się z duchami metodą lustra.

Wstępne badania
Pytanie, jakie zadałem sobie na wstępie, było proste: Czy istnieje metoda
umożliwiająca widzenie zjaw zmarłych bliskich osób przez normalnych, zdrowych ludzi?
Aby otrzymać odpowiedź na to łatwe pytanie, wybrałem dziesięć osób, które miały
ochotę poświęcić na ten eksperyment tyle czasu, ile było potrzeba.
Jak w większości badań tego rodzaju, przyjąłem następujące kryteria doboru
kandydatów:
– musieli to być ludzie dojrzali, interesujący się zagadnieniami świadomości
człowieka;
– musieli być zrównoważeni emocjonalnie, dociekliwi i umiejący wyrazić swoje myśli;
– żaden z kandydatów nie mógł mieć zaburzeń emocjonalnych czy psychicznych (to
dlatego, by zmniejszyć prawdopodobieństwo, że eksperyment mógłby spowodować
szkodliwą reakcję);
– żaden z kandydatów nie mógł być zwolennikiem okultyzmu. ponieważ takie
skłonności mogłyby skomplikować analizę wyników.
Skontaktowałem się z licznymi osobami, o których wiedziałem, że spełniają powyższe
kryteria. Byli wśród nich prawnicy, psychologowie, lekarze, studenci z ostatnich lat i
ludzie innych profesji.
Wszystkim kandydatom wyjaśniłem szczegółowo istotę eksperymentu. Powiedziałem
im, że będziemy próbowali wywołać zjawy zmarłych osób, z którymi byli blisko związani i
które chcieliby ponownie zobaczyć. Poprosiłem ich następnie, aby wybrali kilka
pamiątek, przedmiotów należących niegdyś do zmarłych i mocno z nimi związanych.
45
Mieli przynieść te przedmioty ze sobą do psychomanteum w dniu wywoływania przez
nich zjaw.
Potem ułożyłem harmonogram sesji, tak by mieć pewność, że będę pracował tylko z
jedną osobą na raz. Każdą z osób uczestniczących prosiłem, aby w wyznaczonym dniu
przybyła o dziesiątej rano i przyniosła ze sobą pamiątki, a nawet album z fotografiami,
jeśli to możliwe. Prosiłem także, aby uczestnicy eksperymentu przychodzili w
swobodnych, luźnych ubraniach i wygodnych butach.
Uzgodniliśmy, że mogą zjeść lekkie śniadanie, ale prosiłem, aby powstrzymali się od
picia kawy, herbaty lub innych napojów zawierających kofeinę.
Po przybyciu na miejsce kandydat szedł ze mną na rozluźniający spacer po okolicy. W
czasie przechadzki rozważaliśmy, dlaczego dana osoba chciała zobaczyć określonego
zmarłego. Uprzedzałem też uczestnika eksperymentu, że nie ma żadnej gwarancji, iż
zjawa się ukaże. To naturalnie było prawdą. Nie mogłem obiecać, że zjawa się ukaże, ale
miałem też głębsze powody, by tak mówić. Chciałem usunąć wszelkie napięcie wywołane
uczestnictwem w eksperymencie. Mogło ono bowiem spowodować niepokój i zmniejszyć
szansę widzenia zjawy.
Po spacerze jedliśmy lekki lunch, na który składała się zupa, sałatka, jakiś owoc oraz
sok owocowy lub bezkofeinowy napój gazowany. Następnie zasiadaliśmy do trwającej
dłuższy czas rozmowy, w czasie której szczegółowo mówiliśmy o wszystkim, co wiązało
się ze zmarłą osobą i stosunkami łączącymi zmarłego z uczestnikiem eksperymentu.
Rozważaliśmy sprawy takie, jak charakter zmarłego, jego wygląd, zwyczaje – dosłownie
wszelkie aspekty osobowości.
Zazwyczaj uczestnik eksperymentu przynosił ważne i wzruszające pamiątki. W czasie
naszej konwersacji przedmioty te leżały przed nami i mój rozmówca często ich dotykał.
Niektóre z nich były naprawdę poruszające. Jeden z panów przyniósł sprzęt do łowienia
ryb, należący niegdyś do jego ojca. Pewna kobieta przyjechała z kapeluszem swojej
zmarłej siostry. Przedmioty te służyły jako rozbudzające wspomnienia, namacalne
pamiątki po zmarłych.
Zanim niektórzy z uczestników wchodzili do komnaty zjaw, polecałem, by położyli się
na łóżku skonstruowanym przez jednego z moich pracowników. Łóżko to, pozwalające
na spoczywanie w pozycji półleżącej, wyposażone w głośniki, pomaga wraz z muzyką w
doznaniu uczucia głębokiego relaksu. Używała tego łóżka mniej więcej polowa osób.
Przygotowania trwały aż do zmierzchu. Wtedy uczestnika eksperymentu
wprowadzano do pomieszczenia, w którym miał wpatrywać się w zwierciadło, włączano
małą lampkę, a pozostałe światła w pokoju gaszono. Osoba uczestnicząca w
eksperymencie otrzymywała polecenie wpatrywania się intensywnie w lustro i
rozluźnienia się. oczyszczenia swoich myśli ze wszystkiego prócz wspomnień o zmarłej
osobie. Mogła pozostawać w tym pomieszczeniu tak długo, jak tylko chciała, ale
prosiłem, aby nie miała przy sobie zegarka, pokusa zerkania nań jest bowiem bardzo
silna.
46
Przez cały czas w sąsiednim pokoju siedział mój asystent, gotów służyć pomocą,
gdyby to się okazało potrzebne. Kiedy uczestnik eksperymentu wychodził,
przeprowadzaliśmy szczegółową dyskusję, w czasie której opowiadał, co mu się
przytrafiło. Umożliwialiśmy mu analizowanie wszystkich swoich uczuć i omawianie
przeżycia tak długo, aż poczuł, że nie ma już zupełnie nic do dodania. Czasami
relacjonowanie odczuć trwało ponad godzinę. Zwracałem szczególną uwagę na to, aby
nie przeszkadzać ani nie ponaglać. Rozmowa kończyła się dopiero wtedy, kiedy sam
uczestnik eksperymentu uznał, że jest skończona.
"Zobaczyłem autentyczną osobę"
Typowym przypadkiem był mężczyzna, który chciał zobaczyć swoją zmarłą matkę.
Przyszedł do mnie po wysłuchaniu pogadanki o możliwościach wynikających z
wpatrywania się w zwierciadło, którą wygłosiłem w New Jersey.
Powiedział mi, że jego matka zmarła przed rokiem i że bardzo za nią tęskni. Ojciec
osierocił go we wczesnym dzieciństwie i matka wychowywała syna samotnie. Wskutek
tego łączyła go z matką niezwykle silna więź i po jej śmierci głęboko rozpaczał.
Zapytałem o jego życie. Miał czterdzieści parę lat i pracował na wysokim stanowisku w
renomowanej firmie biegłych księgowych w Nowym Jorku. Nigdy nic był leczony z
powodu jakichkolwiek zaburzeń psychicznych.
Pomyślałem, że idealnie nadawał się na uczestnika mojego eksperymentu
badawczego. Nie tylko był chętny i rozumiał, o co w tym chodzi, ale też spełniał kryteria,
jakie ustaliłem dla kandydatów do moich badań.
Czułem się poruszony, kiedy zaproponował, że przyjedzie i spędzi dzień u mnie. Kiedy
zjawił się na swoją sesję, postępowaliśmy zgodnie z programem, który wcześniej tu opisałem.
Rano poszliśmy na spacer i rozmawialiśmy o tym, dlaczego chce zobaczyć
swoją zmarłą matkę. Zawsze uważałem podobne ćwiczenie za niezwykle skuteczny
środek wyzwalania myśli danej osoby. Jest nawet grupa psychologów, którzy spacer i
bieganie traktują jako stały element terapii. Podobnie było w przypadku tego pana.
Podczas spaceru zaczął opowiadać o swojej matce. I kiedy mówił o jej poświęceniu jako
osoby samotnic wychowującej dziecko, wyraźnie widziałem, że wspomnienia te bardzo
go wzruszyły.
– Pod koniec życia była bardzo chora – rzekł. – Sądzę, że chcę ją ponownie zobaczyć
między innymi dlatego, iż pragnąłbym się przekonać, czy jest szczęśliwa tam, gdzie się
teraz znajduje.
Po lunchu obejrzeliśmy album z fotografiami jego i matki, przyglądając się temu, jak
oboje starzeli się z upływem lat. Na wczesnych zdjęciach widać było krzepką, szczęśliwą
kobietę, ale pod koniec albumu stało się widoczne, jak bardzo wyniszczyły ją życie i
choroba. Na niektórych fotografiach twarz mężczyzny była przytulona do twarzy matki.
Choć uśmiechał się, można było Łatwo dostrzec, że pogarszający się stan jej zdrowia
bardzo go martwi.
47
Oglądaliśmy też pamiątki, które przywiózł ze sobą. Był to sweter, który nosiła pod
koniec życia, a także kapelusz z jej młodych lat.
– Ubrania mają swoją pamięć – powiedział mężczyzna, wyjaśniając, dlaczego wybrał
właśnie to. – Chciałem wziąć ze sobą coś, co by mi przypominało, jak się czuła, a nawet
jak się poruszała.
Wieczorem zaprowadziłem go do izby zjaw i wyjaśniłem mu całą procedurę.
Następnie zostawiłem go samego. Mniej więcej godzinę później wyszedł. Uśmiechał się,
a po policzkach spływały mu łzy. Był uszczęśliwiony tym przeżyciem, jak mówił.
Usiedliśmy w moim biurze i opowiedział mi, co zobaczył:
"Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że osoba, którą zobaczyłem w lustrze, była moją
matką! Nie wiem, skąd przyszła, ale jestem pewien, że widziałem autentyczną osobę.
Patrzyła na mnie z lustra. Nie potrafię powiedzieć, w co była ubrana, ale wiem, że miała
siedemdziesiąt kilka lat, była mniej więcej w tym samym wieku, w jakim umarła.
Wyglądała jednak na zdrowszą i szczęśliwszą niż pod koniec życia.
Nie poruszała ustami, ale mimo to mówiła do mnie i wyraźnie słyszałem jej słowa.
Powiedziała: – Jest mi tu doskonale. – Czułem mrowienie w dłoniach i przyspieszone
bicie serca. Potem zdecydowałem się powiedzieć coś do niej. – Cieszę się, że cię widzę
– odezwałem się. – I ja też – odparła. I to wszystko. Po prostu znikła".
Przeżycie to pomogło mu odzyskać spokój ducha po śmierci matki,
– Po tym, co zobaczyłem i usłyszałem, wiem, że już nie cierpi, tak jak w swoich
ostatnich dniach – powiedział. – Już samo to spowodowało ustąpienie wielkiego
napięcia, w jakim żyłem.
Uczestnik tego eksperymentu był pewien, że jego matka naprawdę pojawiła się w
lustrze, choć nie potrafił powiedzieć, skąd przybył jej obraz. Mogła to być jakaś forma
jego pamięci lub też naprawdę duch jego matki, jak powiedział. Ale jakakolwiek była
odpowiedź na to pytanie, nie umiał jej udzielić.
– Nie rozumiem dokładnie przyczyny, ale wiem., że naprawdę widziałem moją matkę.
Zadziwiające rezultaty
Jeszcze zanim pierwszy uczestnik eksperymentu ukończył swoją sesję, zakładałem,
że tylko niewielka część – może jeden na dziesięciu – będzie miała wizje. Sądziłem też,
że wszyscy uczestnicy będą wątpili w "rzeczywisty" charakter spotkania i nie będą pewni,
czy to, co przeżyli, było czymś "realnym", czy też jedynie dokonało się w ,.ich umysłach".
Wyniki doświadczeń okazały się jednak diametralnie różne od tego, co początkowo
przewidywałem. Już po przeprowadzeniu dziesięciu osób przez proces ułatwiania wizji
zdałem sobie sprawę, że możliwe jest powszechne powielanie doświadczeń ludzi w
zakresie widzenia duchów osób zmarłych. Spośród dziesięciorga uczestników, którzy
przy mojej pomocy przeszli przez cały proces, pięcioro zobaczyło wizje swoich zmarłych
krewnych. Później, po udoskonaleniu sprzętu i techniki ułatwiania wizji, osiągałem nawet
lepsze wyniki. A jednak ciągle wracam myślami do wczesnych badań i podziwiam te
pierwsze przypadki.
48
"Przekaż mojej mamie, że mam się dobrze"
Jednym z moich ulubionych uczestników na tym wczesnym etapie badań był lekarz z
Zachodniego Wybrzeża, który przyjechał, aby spotkać się ze swoją zmarłą ciotką.
Zamiast tego nastąpiło zupełnie nieoczekiwane spotkanie z jego nieżyjącym
siostrzeńcem. Spotkanie postawiło go w bardzo niezręcznej sytuacji. Choć było jedynie
przeżyciem słuchowym, uczestnik eksperymentu miał głębokie przeświadczenie, że
rozmawiał z chłopcem. Oto jak opowiadał o swoim przeżyciu:
"Właściwie wcale nie planowałem spotkania z moim siostrzeńcem w tym pokoju zjaw.
Przebywałem tam, jak mi się wydawało, dość długo. Kiedy tak siedziałem usiłując na siłę
wywołać wizję, nie przychodziło nic. co mógłbym uznać za znaczące. Aż nagle
przestałem się wysilać, po prostu siadłem wygodnie i rozluźnHem się. Cóż, najwyraźniej
nie jestem w stanie przeżyć wizji, pomyślałem.
I właśnie w tej samej chwili bardzo silnie poczułem obecność mojego siostrzeńca,
który popełnił samobójstwo. Byłem bardzo z nim zżyty, nosił zresztą to samo imię co mój
ojciec i ja.
No więc miałem to bardzo silne wrażenie jego obecności i bardzo wyraźnie słyszałem
jego głos. Mówił do mnie. Pozdrowił mnie i prosił o przekazanie prostej wiadomości.
Powiedział: – Przekaż mojej mamie, że mam się dobrze i bardzo ją kocham.
Było to silne przeżycie. Wiem, że był przy mnie. Nic nie widziałem., ale bardzo
wyraźnie go czułem, jego obecność w pobliżu. Ten głos, to coś zupełnie innego niż
usłyszenie własnych myśli, nic jest też dokładnie tym samym, co normalne słyszenie
głosu. To jakby mówienie do psychiki. Nie potrafię precyzyjnie stwierdzić, co to takiego,
ale umiem powiedzieć, czym nie jest. To taka szczególna forma porozumienia. Jestem
pewien, że porozumiewałem się z siostrzeńcem".
To wizjonerskie spotkanie stworzyło dylemat interpersonalny dla lekarza. Był zupełnie
pewien, że naprawdę obcował ze swoim zmarłym siostrzeńcem. Czuł się także
zobowiązany postąpić zgodnie z tym, co obiecał, to znaczy przekazać siostrze
wiadomość podaną mu przez chłopca. Nie był jednak pewien, jak siostra zareaguje na to
i czy nie pomyśli, że zwariował.
Powiedział mi wówczas, że postanowił przekazać siostrze wiadomość w sposób
okrężny: mówiąc jej, że miał bardzo
sugestywny sen. Kiedy rozmawiałem z nim osiem miesięcy później, był już
zdecydowany powiedzieć siostrze całą prawdę o tym, jak doszło do spotkania z jej
synem. Okazało się, że przyjęła jego przeżycie z pełnym zrozumieniem.
"On mnie przytulił"
Pewna kobieta przyszła, żeby zobaczyć swojego dziadka. Przyniosła album z
fotografiami i, przeglądając go, otwarcie opowiadała o swojej miłości do dziadka. Choć
weszła do izby zjaw oczekując, że ujrzy swojego dziadka, żadne z nas nie było
przygotowane na to, co się wydarzyło. Nic tylko widziała go i rozmawiała z nim. ale
dziadek wyszedł z lustra i pocieszał ją, kiedy zaczęła płakać.
49
"Byłam taka szczęśliwa, kiedy go zobaczyłam, że zaczęłam płakać. Przez łzy nadal
widziałam go w lustrze. A potem odniosłam wrażenie, że się do mnie zbliżył, i musiał
chyba wyjść z lustra, ponieważ następnie poczułam, że obejmuje mnie i przytula. Miałam
wrażenie, jakby mówił: – Wszystko dobrze, nie płacz.
Zanim to zrozumiałam, już go nie było. Ale nadal czuję jego dotyk. Czuję też ciepło,
jakby ktoś mnie przytulał.
To cudownie, że mogłam znowu go zobaczyć. Wyglądał" na szczęśliwego, to dobrze.
Mimo że tęsknię za nim, cieszę się, bo wiem, że mu dobrze, tam gdzie jest".
Zaskoczyło mnie to, że czuła, jak dziadek ją obejmuje, choć dotykowe spotkania z
duchami są zjawiskiem dość szeroko występującym w badaniach parapsychologicznych.
W jednym z badań 13 procent kontaktów ze zmarłymi miało charakter dotykowy, to
znaczy uczestnicząca w nich osoba odnosiła wrażenie, że była dotykana przez ducha.
Jest to typowe u wdów, które czują dotyk zmarłych mężów, często kiedy leżą w łóżku w
nocy lub nad ranem. Choć znałem publikowane w literaturze naukowej wyniki badań na
temat "czucia" duchów, nie oczekiwałem, że przytrafi się to uczestniczce mojego
eksperymentu. Przytrafiło się to zresztą nie tylko jej, ale także i innym.
"Żyjesz tak, jak trzeba"
Przykładem kontaktu słuchowego może być przeżycie pewnej kobiety z Ameryki
Południowej, która przyjechała do mojego psychomanteum w nadziei na ujrzenie zjawy
męża, który umarł na atak serca przed rokiem, w wieku czterdziestu kilku lat.
Rankiem w dniu swojej śmierci zgłosił się do szpitala z silnym bólem w klatce
piersiowej. Lekarze zrobili mu różne podstawowe badania, ale nie dostrzegli żadnej
nieprawidłowości w pracy serca. Wypisali go więc ze szpitala i wrócił do domu. Parę
godzin później szykował się wraz z rodziną do obiadu, kiedy nagle złapał się za pierś i
upadł martwy na podłogę.
Żona nie była przygotowana psychicznie na śmierć męża. Nagle znalazła się w roli
jedynego żywiciela czwórki dzieci.
Rozmawialiśmy o tym, czego spodziewa się po spotkaniu. Głównym problemem, jak
mówiła, było upewnienie się, czy jej mężowi jest dobrze w życiu pozagrobowym. Chciała
też wiedzieć, czy akceptuje to, jak ona radzi sobie ze sprawami rodzinnymi. Jej życie
wypełniło się napięciem, jako samotna matka miała bowiem mnóstwo zajęć. Napięcie
wykrzywiało jej twarz, kiedy opowiadała o swoim życiu po utracie męża.
– Nigdy nie wiem, czy postępuję słusznie, ale nie mam czasu zastanawiać się nad tym
– mówiła. – Nie umiem się też odprężyć. Chodziłam do różnych poradni i lekarzy, ale nie
potrafili mi pomóc.
Po przejściu przez zwykłą procedurę zaprowadziłem ją do izby zjaw. A oto jej własne
słowa na temat tego, co się zdarzyło:
"Zobaczyłam chmury i światła, i jakiś ruch z jednej strony lustra na drugą. W tych
chmurach pojawiały się światła, które zmieniały kolory. Przez moment myślałam, że go
zobaczę. Ale to nie było w ten sposób.
50
Zamiast tego nagle poczułam jego obecność. Nie widziałam go, ale wiedziałam, że
stoi tuż przy mnie. I wtedy usłyszałam, że mówi. Powiedział: – Rób lak dalej, żyjesz tak,
jak trzeba, i dobrze wychowujesz dzieciaki.
A potem oglądaliśmy w zwierciadle wspomnienia z naszego wspólnego życia.
Przeżywaliśmy je jeszcze raz. Na przykład widziałam nas w sali porodowej, kiedy
towarzyszył mi przy porodzie jednego z naszych dzieci. Czułam się taka szczęśliwa, że
był ze mną, kiedy to się działo, i teraz przeżywałam tamta scenę zupełnie tak. jakbyśmy
ją jeszcze raz przeżywali. Widziałam też wiele innych rzeczy, które robiliśmy wspólnie, i
patrząc na nie teraz, czułam się równie szczęśliwa jak dawniej, kiedy byliśmy razem.
Czy byłam przestraszona? Absolutnie nie. Wprost przeciwnie, czułam się tak
odprężona jak nigdy od czasu, gdy umarł. Wiedziałam, że nie zdarzy się nic złego. Byłam
razem z mężem, więc co złego mogło mi się przytrafić?
Miałam wrażenie, że był z nami przez cały ubiegły rok. Wiedziałam, że umarł,
ponieważ widziałam to, ale naprawdę czułam się tak. jakby był z nami. Nigdy jednak nie
odczuwałam jego obecności tak silnie jak tutaj. Przeżywaliśmy ponownie te same chwile
co wtedy, gdy jeszcze żył.
Teraz chciałabym powtórzyć to jeszcze raz. Czułam go blisko, ale chciałabym
następnym razem w izbie zjaw sprawdzić. czy mogę go faktycznie zobaczyć".
Następnego dnia próbowała ponownie wywołać wizję. Była nawet swobodniejsza w
stosowaniu ustalonych technik i efekty były o wiele lepsze niż poprzedniego dnia. Tym
razem zupełnie wyraźnie słyszała głos męża. Choć nie widziała go, czuła, że stał tuż
przy niej.
"Zobaczyłam kolejne sceny z naszego wspólnego życia, ale tym razem było inaczej.
Widziałam coś, jakby na moment pojawił się jego obraz w lustrze, bardzo wyraźnie
natomiast słyszałam, że mówił do mnie. Zupełnie jakby był w pokoju i kiedy ja
pomyślałam jakieś pytanie, on mi natychmiast odpowiadał.
Było mu żal mnie, że mam takie ciężkie życie. Ale powiedział, że właśnie to muszę
teraz robić i że nie powinnam wszystkiego tak bardzo przeżywać.
Byłam ogromnie zadowolona. Chciałam go przytulić, ale wiedziałam, że to niemożliwe.
Ale i tak cudowna jest świadomość, że on jest z nami, kiedy go potrzebujemy".
Uczestniczka obu tych eksperymentów odczuła natychmiast ulgę, znacznie osłabło
napięcie, które przedtem bruzdami żłobiło jej twarz. Uśmiechała się radośnie, choć przed
sesjami uśmiech w ogóle nie gościł na jej twarzy.
W jej przypadku wizje spowodowały dwa skutki. Po pierwsze, przekonała się, że mąż
już nie cierpi i pozytywnie odnosi się do miejsca, w którym przebywa. – Wiem, że jest mu
dobrze – powiedziała. – Zapewnił mnie o tym w czasie naszego spotkania. –
Świadomość tego była dla niej bardzo ważna, zwłaszcza że zmarł nagle i w bólach.
Przeżycie, jakie miała w izbie zjaw, zaspokoiło więc jej pragnienie, by cierpienia męża
znalazły swój kres.
51
Kontakt z mężem potwierdził również, że postępowała słusznie jako matka. Od jego
śmierci ta kobieta prócz obowiązku wychowania czwórki dzieci pracowała na dwóch
posadach. Dźwigała ten straszny ciężar, jakim jest rola samotnej matki. cały czas
zastanawiając się. czyjej postępowanie znalazłoby aprobatę w oczach męża. Teraz
wiedziała, że tak. W czasie obu sesji mąż wyraził przekonanie, że wychowuje dzieci
najlepiej, jak może, i w taki sposób, jaki on w pełni akceptuje.
– Teraz mogę być pewna tego. co wcześniej budziło moje wątpliwości – powiedziała
mi. – Wiem, że jest ze mną i przez cały czas stara się mi pomóc.
Ta uczestniczka eksperymentu opuściła psychomanteum czując ogromną ulgę. Pod
wieloma względami bolesny poprzedni rok jej życia zakończył się dla niej. Była
rozluźniona i pewna siebie, gotowa stawić czoło przyszłości.
– Czuję się pokrzepiona i mam wrażenie, że już potrafię żyć z inną wizją przyszłości –
powiedziała. – l nie muszę się już martwić.

zinka

#1


A przed tym lustrem, to Castaneda ostrzegał, że niebezpieczna zabawa, bo przez nie mogą negatywne energie przechodzic na naszą stronę i ciężko się ich pozbyc..
I są bardzo przebiegłe, przybierają wygląd znanych nam osób. :(

NianiaOgg

Tak, wiem, masz rację też to czytałam. Ale ja wypróbowałam metodę, efektów spodziewanych zero. Ale nie do końca, bo zaraz potem uaktywnił się mój "prowadziciel" :) jakoś mi "anioł stróż", albo "opiekun" nie chcą przechodzić przez gardło, nie wiem czemu.

zinka

Może skonfrontuj się z "prowadzicielem" i zapytaj wprost kim jest i czego oczekuje od ciebie ?

NianiaOgg

no właśnie powiedział :)
że wracam do Grona, i że grono to on/ona, my, ja, wszystko razem. Ja tak to zrozumiałam, że mam się pozbierać w sobie przed odlotem :)
jak tak, to się zbieram  ::)

zinka

Jak tak piszesz o tym Gronie, to mnie się przypomniała moja Rada przed którą stanęłam z pretensjami, że nie chcę miec takiego życia jakie mam, a przewodnicząca Rady rzecze: że nic się na to nie poradzi, bo muszę to przerobic w tym życiu i kropka  ;D

No to sobie po pertraktowałam z nimi.  :(

NianiaOgg

Cytat: zinka w Sierpień 03, 2013, 07:15:40 PM
przewodnicząca Rady rzecze: że nic się na to nie poradzi, bo muszę to przerobic w tym życiu i kropka  ;D
No to sobie po pertraktowałam z nimi.  :(
szczwane lisy, zamieniłaby się ta przewodnicząca z tobą chociaż na jakiś czas, może by się jej nowe perspektywy otworzyły ....  ::)

a , przypomniało mi się, parę dni przed tą informacją o "odlocie" miałam sen, że moje życie dobiegło końca, trochę byłam zdziwiona że to już, ale nie przestraszona. Po czym przeskoczyłam do następnego wcielenia cholera jasna, znowu jako kobieta  :-\

zinka

W jednym w moich snów stanęłam oko w oko z kostuchą, która miała zamiar dobrać się do mojej mamy.

Jak była daleko to byłam bojowo do niej nastawiona, bo nie wiedziałam z kim mam do czynienia, ale jak już się zbliżyła, to takiej pokory do niej nabrałam, swoją postacią taką reakcję wywołała i wcale nie musiała mówić kim jest, to się wyczuwało bez słów. Pokora i szacunek.

NianiaOgg

no a było cholerze spuścić bęcki, o! ;)

zinka

Fakt, po tym śnie, mama rzeczywiście była w tym miejscu i w takiej sytuacji co mi się śniło, wróciła z takich strachem na ramieniu, że nie musiała mi opowiadać co ją spotkało, bo wiedziałam po jej wyglądzie z kim miała spotkanie.

Kiedyś zaś mi się śniła, ale jakoś mnie tylko podglądała za winkla, tak jakby czekała, aż odwrócę uwagę od mamy, żeby miała do niej dostęp, bo widac za bardzo ją chronię.

NianiaOgg

a co ją spotkało, jeśli to nie tajemnica?

zinka

Mama ma problemy z chodzeniem i ma swoje lata, jak byliśmy na działce poza miastem, poszła pochodzic sobie po lesie, w którym się niefortunnie przewróciła i nie mogła się podnieśc.
Gdy tak leżała i nie mogła się ruszyc, podbiegł do niej duży pies, nie wiadomo skąd, i tak patrzył na nią.
Mama miała stracha co nie miara, mówiła, że mnie wołała, ale ja nic nie słyszałam.

Jakoś się pozbierała i wstała, pies gdzieś się stracił, gdy ją  zobaczyłam, jak wróciła, to wyglądała okropnie.

I co dziwne, tyle lat chodzimy po tym lesie i nigdy żadnego psa żeśmy nie widzieli.

Od tamtej pory do lasu mama nie chce już chodzic i nie da się namówic.

NianiaOgg



Share via facebook Share via twitter

sklep ezoteryczny super produkty rozwojowe misy krysztalowe uzdrawianie strona autorska robert noble strona instytutu roberta noble strona instytutu roberta noble