Instytut Roberta Noble

DAR ORŁA / Sztuka podchodzenia / VII / Carlos Castaneda

Zaczęty przez iconka, Maj 27, 2014, 05:04:22 PM

« 13. NAUKI DON CARLOSA / VICTOR SANCHEZ | SZTUKA ŚNIENIA / Sztuka intencji / XI / Carlos Castaneda »

iconka




15. PIERZASTY WĄŻ



     Gdy don Juan i jego grupa wojowników osiągnęli już wszystkie cele określone przez regułę, gotowi byli do wykonania końcowego zadania, czyli opuszczenia zwykłego świata. La Gorda, inni uczniowie i ja mieliśmy być świadkami tego wydarzenia. Pozostawał tylko jeden nie rozwiązany problem: co zrobić z uczniami? Don Juan powiedział, że powinni oni zostać włączeni do jego grupy i odejść wraz z nim, nie byli na to jednak gotowi. Ich reakcje podczas próby przejścia przez most wyjawiły mu ich słabość.

     Don Juan doszedł do wniosku, że jego dobroczyńca mądrze zrobił, wiele lat gromadząc mu grupę wojowników. Przyniosło to pozytywne skutki, podczas gdy decyzja don Juana, by szybko znaleźć mi kobietę Naguala i całą grupę, omal nie doprowadziła nas do zguby.

     Rozumiałem, że don Juan wyraża w ten sposób nie żal, lecz afirmację wolności wojownika, by wybierać i ponosić konsekwencje swoich wyborów. Co więcej, mówił mi, że poważnie zastanawia się nad wzięciem przykładu z dobroczyńcy – gdyby to zrobił, szybko by się przekonał, że nie jestem takim Nagualem jak on, a wówczas nikt oprócz mnie nie zostałby wciągnięty w działanie. Ponieważ jednak rzeczy wzięły taki obrót, Lydia, Rosa, Benigno i Pablito zostali poważnie upośledzeni; la Gorda i Josefina potrzebowały czasu, by się udoskonalić; tylko Soledad i Eligio byli bezpieczni, gdyż skutecznością przewyższali chyba nawet wojowników z grupy don Juana. Don Juan dodał, że tylko od nich wszystkich zależy, czy zaakceptują swoją korzystną lub niekorzystną sytuację i czy będą potrafili bez żalu, rozpaczy i rozczulania się nad sobą obrócić swoje przekleństwo lub błogosławieństwo w wyzwanie godne całego życia.

     Stwierdził, że nie wszystkie działania związane z naszą grupą okazały się chybione – niewielkie role, jakie mieliśmy do odegrania wśród jego wojowników, zakończyły się pełnym sukcesem pod tym względem, że reguła okazała się odpowiednia dla wszystkich poza mną osób w grupie. Zgadzałem się z nim w pełni. Przede wszystkim kobieta Nagual ze wszech miar odpowiadała wymogom reguły. Była zrównoważona i opanowana; tocząc walkę, potrafiła jednocześnie zachować pełną swobodę. Bez żadnych szczególnych przygotowań dawała sobie radę z przewodzeniem uzdolnionym wojownikom don Juana, choć byli od niej ponad dwukrotnie starsi. Wszyscy oni, mężczyźni i kobiety, zapewniali, że jest ona wierną kopią kobiety Naguala, którą znali wcześniej. Była doskonałym odbiciem wszystkich kobiet wojowników, a tym samym odzwierciedlała pięć kobiet, które don Juan znalazł do mojej grupy, gdyż one z kolei były kopiami swych starszych odpowiedniczek. Lydia przypominała Hermelindę, Josefina – Zuleicę, Rosa i la Gorda były podobne do Nelidy, a Soledad do Delii.

     Mężczyźni także stanowili repliki wojowników don Juana: Nestor był kopią Vicente, Pablito – Genara, Beni-gno – Silvia Manuela, a Eligio przypominał Juana Tu-mę. Reguła rzeczywiście była głosem potężnej siły, która stworzyła z tych ludzi harmonijną całość. Jedynie dziwny kaprys losu sprawił, że stali się zabłąkaną grupą, pozbawioną przywódcy, który odnalazłby dla nich przejście prowadzące do innej świadomości.

     Don Juan powiedział, że każdy z członków mojej grupy musi się przedostać do obszaru drugiej świadomości na własną rękę. Nie potrafił określić, jak duże mają na to szansę, gdyż zależało to od każdego z nich indywidualnie. On sam pomagał wszystkim w nieskazitelny sposób, dlatego jego duch był wolny od zmartwień i trosk, a umysł – od próżnych spekulacji. Zostało mu do zrobienia jeszcze tylko jedno: musiał nam pokazać w praktyce, co oznacza przekroczenie równoległych linii całą swoją istotą.

     Powiedział, że mogę pomóc co najwyżej jednej osobie z mojej grupy. Wybrał la Gordę, ze względu na jej talent oraz dlatego, że znałem ją już wcześniej. Rzekł, że nie wystarczy mi energii, by pomóc innym, bo mam jeszcze inne obowiązki do wypełnienia i muszę wstąpić na inne ścieżki, prowadzące do wykonania mojego prawdziwego zadania. Wyjaśnił, że każdy z jego wojowników wie, co to za zadanie, ale dotychczas nie odkryli go przede mną, bo najpierw muszę udowodnić, że jestem tego wart. Ponieważ jednak oni zbliżają się już do końca swojej ścieżki, a ja wiernie wypełniałem dane mi instrukcje, konieczne stawało się przynajmniej częściowe wyjawienie mi prawdy.

     Gdy nadszedł czas odejścia don Juana z tego świata, dowiedziałem się o tym od niego w stanie normalnej świadomości, umknęła mi jednak waga jego słów. Don Juan do ostatniej chwili próbował doprowadzić mnie do połączenia obydwu stron mojej uwagi. Gdyby mu się powiodło, sytuacja niezmiernie by się uprościła. Ponieważ jednak do tego nie doszło i jego słowa dotarły tylko do mojego racjonalnego umysłu, przeniósł mnie na inny poziom świadomości, bym mógł zrozumieć znaczenie tego wydarzenia w szerszej perspektywie.

     Don Juan już wcześniej wielokrotnie mnie ostrzegał, że pozostawanie w świadomości lewej strony daje tylko taką przewagę, iż nasza percepcja doznaje znacznego przyśpieszenia. Zarazem jednak jest to upośledzenie, bo możemy skupić ową niezwykłą przenikliwość tylko na jednej rzeczy naraz – dlatego stajemy się zależni i wrażliwi. Będąc po lewej stronie, nie potrafimy działać samodzielnie i dlatego muszą nas ochraniać wojownicy, którym udało się osiągnąć pełnię własnej osoby i wiedzę, jak należy chronić siebie w tym stanie.

     La Gorda opowiedziała mi, że któregoś dnia Nagual Juan Matus i Genaro zebrali wszystkich uczniów w jej domu. Nagual przeprowadził ich w świadomość lewej strony i powiedział, że jego czas na Ziemi dobiegł końca.

     W pierwszej chwili nie uwierzyła. Sądziła, że próbuje ich przestraszyć, by zaczęli działać jak wojownicy. Ale potem uświadomiła sobie, że w jego oczach pojawił się blask, jakiego jeszcze nigdy tam nie widziała.

     Po przeprowadzeniu ich w inny stan świadomości don Juan rozmawiał z każdym po kolei, podsumowując i odświeżając wszystkie pojęcia i procedury, z którymi ich zapoznał. Ze mną też odbył podobną rozmowę. Spotkaliśmy się na dzień przed odejściem jego grupy. W moim wypadku przeprowadził to podsumowanie w obydwu stanach świadomości. Kilkakrotnie przenosił mnie z jednego stanu w drugi, jakby chciał się upewnić, że w każdym z nich wchłonę jak najwięcej.

     Na początku nie potrafiłem sobie przypomnieć, co się działo później. Któregoś dnia la Gordzie wreszcie udało się przełamać bariery mojej pamięci. Powiedziała mi, że znajduje się wewnątrz mojego umysłu, jakby we mnie czytała. Stwierdziła, że przeszkodą w odzyskaniu przeze mnie pamięci jest lęk przed przypomnieniem sobie bólu. To, co zaszło w domu Silvia Manuela w nocy przed odejściem grupy don Juana, dla mnie nierozdzielnie łączyło się z cierpieniem. La Gorda miała bardzo wyraźne wrażenie, że się boję, ale nie wiedziała, czego. Nie pamiętała też, co konkretnie zaszło w tym domu, a ściślej mówiąc, w pokoju, w którym siedzieliśmy.

     Słuchając jej, miałem wrażenie, że wpadam w przepaść. Uświadomiłem sobie, że w moim umyśle zachodzi proces połączenia w całość dwóch oddzielnych wydarzeń, których świadkiem byłem w różnych stanach świadomości. Po mojej lewej stronie zamknięte były wspomnienia ostatniego dnia spędzonego na tym świecie przez don Juana i jego grupę wojowników, a po prawej pamięć o tym, że tego dnia skoczyłem w przepaść. Próbując połączyć ze sobą te dwie strony, doświadczyłem fizycznego uczucia spadania. Kolana ugięły się pode mną i runąłem na podłogę.

     Gdy opisałem to doświadczenie i swoją interpretację, la Gorda powiedziała, że w mojej świadomości prawej strony bez wątpienia pojawiło się właśnie to wspomnienie, które w niej wywołały moje słowa. Przypomniała sobie, że odbyliśmy jeszcze jedną próbę przekroczenia równoległych linii z Nagualem Juanem Matusem i jego grupą. Obydwoje, wraz z resztą uczniów, próbowaliśmy przejść przez most.

     Nie potrafiłem przywołać tego wspomnienia. Jakaś hamująca siła nie pozwalała mi dotrzeć do związanych z nim myśli i uczuć. La Gorda powiedziała, że Silvio Manuel kazał Nagualowi Juanowi Matusowi przygotować mnie i wszystkich uczniów do przejścia. Nie chciał mnie zostawić na tym świecie, bo uważał, że nie mam żadnych szans, by wypełnić swoje zadanie. Nagual nie zgadzał się z nim, ale bez względu na swoje uczucia przeprowadził przygotowania.

     La Gorda pamiętała, że przyjechałem do niej, by zabrać ją wraz z innymi uczniami do domu Silvia Manuela. Pozostali tam, a ja wróciłem do Naguala Juana Matusa i Genara, by przygotować wszystko do przejścia przez most.

     Zupełnie nie mogłem sobie tego przypomnieć. La Gorda zaproponowała, bym wykorzystał to, że jesteśmy ze sobą bardzo mocno połączeni, i użył jej jako przewodnika. Zapewniła, że mogę czytać w jej umyśle i może znajdę tam coś, co pozwoli mi odzyskać pełną pamięć wydarzeń.

     W myślach miałem wielki zamęt. Niepokój nie pozwalał mi się skupić na słowach la Gordy, ona jednak nie przestawała mówić. Opowiedziała mi wszystko, co pamiętała z naszej drugiej próby przejścia przez most. Silvio Manuel wygłosił do nich przemowę. Powiedział, że ćwiczyli wystarczająco wiele i mogą poważyć się na jeszcze jedną próbę – by wejść w pełni w drugą jaźń, muszą tylko odrzucić intencję pierwszej uwagi. Jeśli uda im się przejść do świadomości drugiej strony, moc Naguala Juana Matusa i jego grupy bez trudu zabierze ich i przeniesie w trzecią uwagę, będzie to jednak niemożliwe, jeśli pozostaną w stanie normalnej świadomości.

     W pewnej chwili przestałem słuchać la Gordy. Dźwięk jej głosu rzeczywiście był dla mnie przekaźnikiem. Naraz wspomnienie całego tego wydarzenia wypłynęło na powierzchnię mojego umysłu. Ciężar wspomnień był tak wielki, że zachwiałem się pod jego impetem. La Gorda umilkła. Gdy opisałem, co do mnie wróciło, ona także przypomniała sobie wszystko i udało nam się poskładać w całość ostatnie fragmenty oddzielnych wspomnień z naszych dwóch stanów świadomości.

     Przypomniałem sobie, że don Juan i don Genaro przygotowali mnie do przejścia, gdy byłem w stanie normalnej świadomości. Racjonalnie sądziłem, że przygotowują mnie do skoku w przepaść.

     La Gorda przypomniała sobie, że Silvio Manuel przygotowywał resztę grupy, podciągając wszystkich pod belki dachu w skórzanych uprzężach. W każdym pokoju jego domu znajdowała się jedna osoba. Wisieli tak niemal przez cały dzień.

     La Gorda stwierdziła, że posiadanie takiej uprzęży we własnym pokoju jest znakomitym pomysłem. Uczniowie Genara, nie zdając sobie sprawy, co właściwie robią, odnaleźli wspomnienie uprzęży, w których byli zawieszeni, i w oparciu o nie opracowali swoją grę. Łączyła ona terapeutyczne i oczyszczające właściwości stanu oddzielenia od ziemi z ćwiczeniem koncentracji, niezbędnej, by przenosić się ze świadomości prawej do lewej strony. W gruncie rzeczy owa gra pomagała im dotrzeć do ukrytych wspomnień.

     La Gorda opowiadała, że wisieli w uprzężach przez cały dzień. O zmierzchu Silvio Manuel ściągnął ich na ziemię. Wtedy wszyscy poszli z nim na most i czekali na Naguala Juana Matusa, Genara i na mnie. Nagual Juan Matus wyjaśnił im, że przygotowywanie mnie zajęło im więcej czasu, niż przypuszczali.

     Przypomniałem sobie, że don Juan i jego wojownicy przeszli przez most przed nami. Automatycznie dołączyli do nich dona Soledad i Eligio. Kobieta Nagual szła ostatnia. Gdy znaleźli się po drugiej stronie mostu, Silvio Manuel dał nam sygnał. Ruszyliśmy jednocześnie, w całkowitym milczeniu. W połowie mostu okazało się, że Lydia, Rosa i Pablito nie potrafią uczynić już ani kroku więcej. Benigno i Nestor doszli dalej, ale i oni zatrzymali się przy końcu mostu. Tylko la Gorda, Josefina i ja dotarliśmy do miejsca, gdzie don Juan czekał na nas ze swą grupą.

     To, co działo się później, bardzo przypominało naszą pierwszą próbę przekroczenia mostu. Silvio Manuel i Eligio przytrzymywali z obu stron coś, co sprawiało na mnie wrażenie wyraźnej szczeliny. Wystarczyło mi siły, by skupić na tym uwagę. Szczelina nie była częścią wzgórza znajdującego się tuż za mostem ani rozwarciem w ścianie mgły, choć dostrzegałem wokół niej mgliste opary. Było to ciemne, tajemnicze i dosyć wąskie przejście o wysokości człowieka, które istniało zupełnie samodzielnie i wyraźnie odcinało się od otoczenia. Don Genaro żartem nazwał je "kosmicznym sromem". Ta uwaga wywołała chóralny śmiech jego towarzyszy. La Gorda i Josefina stanęły po moich obu stronach i razem weszliśmy do środka.

     Natychmiast poczułem miażdżący ucisk tej samej nieobliczalnej siły, która za pierwszym razem omal nie rozerwała mnie na strzępy. Poczułem, że la Gorda i Josefina stapiają się ze mną. Moje ciało było szersze od ich ciał i owa siła przycisnęła mnie do nich obydwu.

     W następnej chwili poczułem, że leżę na ziemi, przygnieciony przez la Gordę i Josefinę. Silvio Manuel pomógł nam się podnieść. Powiedział, że nie możemy teraz do nich dołączyć, ale może później, gdy już osiągniemy doskonałość, Orzeł pozwoli nam przejść na drugą stronę.

     W drodze powrotnej do swojego domu Silvio Manuel szepnął do mnie, że tej nocy moja ścieżka rozeszła się z ich ścieżką. Powiedział, że nasze ścieżki nigdy już się nie spotkają i że teraz jestem sam. Napominał, bym był oszczędny i maksymalnie wykorzystywał swoją energię, nie marnując ani odrobiny. Zapewnił, że jeśli uda mi się osiągnąć pełnię własnej istoty i nie wyczerpać się przy tym nadmiernie, to powinno mi wystarczyć energii na wypełnienie swojego zadania. Jeśli jednak zużyję zbyt wiele sił, zanim utracę ludzką postać, będzie po mnie.

     Zapytałem, czy jest jakiś sposób na to, by uniknąć wyczerpania. Silvio Manuel potrząsnął głową i odrzekł, że to, czy mi się powiedzie, czy nie, nie zależy od mojej woli. Następnie wyjawił mi, na czym polega moje zadanie, nie powiedział jednak, jak mam je wypełnić. Rzekł tylko tyle, że pewnego dnia Orzeł postawi na mojej drodze kogoś, kto mi powie, jak mam to zrobić. Dopóki tego nie dokonam, nie uzyskam wolności.

     Gdy wróciliśmy do domu, wszyscy zgromadziliśmy się w największym pokoju. Don Juan usiadł pośrodku, twarzą na południowy wschód. Otaczało go osiem kobiet wojowników, które siedziały parami w punktach głównych, także zwrócone twarzami na południowy wschód. Potem trzech mężczyzn wojowników usiadło na zewnątrz kręgu, tworząc trójkąt. Na jego południowo-wschodnim wierzchołku znajdował się Silvio Manuel. Dwie kobiety kurierzy siedziały po jego bokach, a dwaj mężczyźni kurierzy przed nim, tuż przy ścianie.

Kobieta Nagual kazała mężczyznom z mojej grupy usiąść przy wschodniej ścianie, a kobietom przy zachodniej. Potem poprowadziła mnie na miejsce tuż za don Juanem. Usiedliśmy tam razem.

     Wydawało mi się, że trwa to tylko krótką chwilę, poczułem jednak niezwykły przypływ energii w całym ciele. Miałem wrażenie, że usiedliśmy i natychmiast znów wstaliśmy. Gdy zapytałem kobietę Naguala, dlaczego wstajemy tak szybko, odrzekła, że siedzieliśmy przez kilka godzin i że pewnego dnia, zanim wejdę w stan trzeciej uwagi, wszystko sobie przypomnę.

     La Gorda powiedziała, że jej się również wydaje, iż siedzieliśmy tam tylko krótką chwilę. Nikt zresztą nie powiedział jej, że było inaczej. Nagual Juan Matus oznajmił jej tylko, że ma obowiązek pomóc innym uczniom, szczególnie Josefinie, i że ja któregoś dnia wrócę do niej, by dać jej impuls do wykonania ostatniego kroku, który ma ją doprowadzić do całkowitego przejścia w drugą jaźń. La Gorda była związana ze mną i z Josefiną. We wspólnym śnieniu, które odbywało się pod nadzorem Zuleiki, wymieniliśmy między sobą olbrzymie ilości świetlistej substancji. Dlatego właśnie nasza trójka potrafiła wytrzymać nacisk drugiej jaźni przy wchodzeniu w nią z ciałem. Don Juan powiedział jej jeszcze, że tym razem moc wojowników z jego grupy znacznie ułatwiła przejście, ale gdy będzie musiała dokonać tego samodzielnie, powinna to zrobić w śnieniu.

     Gdy wstaliśmy, Florinda zbliżyła się do mnie, wzięła mnie za ramię i razem obeszliśmy pokój. W tym czasie don Juan i jego wojownicy rozmawiali z innymi uczniami.

     Florinda powiedziała, że nie powinienem dopuścić do tego, by wydarzenia na moście zamąciły mi w głowie. Nie powinienem wierzyć, jak wierzył kiedyś Nagual Juan Matus, że istnieje rzeczywiste, fizyczne przejście w drugą jaźń. Szczelina, którą widziałem, była po prostu konstrukcją utworzoną przez ich intencję, której kształt nadało połączenie obsesji Naguala Juana Matusa na punkcie przejść i absurdalnego poczucia humoru Silvia Manuela – kombinacja jednego z drugim stworzyła kosmiczny srom. Dla niej samej w przejściu z jednej jaźni do drugiej nie było nic fizycznego. Kosmiczny srom stanowił fizyczną projekcję mocy tych dwóch mężczyzn, dzięki której udało im się poruszyć koło czasu.

Florinda wyjaśniła, że gdy ona albo jej towarzysze mówią o czasie, nie mają na myśli tego, co mierzy się ruchem zegarów. Czas jest esencją uwagi, substancją, z której Orzeł tworzy swoje emanacje. Człowiek zaznajamia się z czasem, wchodząc w dowolny aspekt drugiej jaźni.

     Powiedziała, że tej nocy, gdy siedzieliśmy na przypisanych nam pozycjach, wojownicy don Juana mieli ostatnią szansę, by pomóc mi i innym uczniom stanąć twarzą do koła czasu. Porównała koło czasu do stanu podwyższonej świadomości, który jest częścią drugiej jaźni, podobnie jak świadomość prawej strony jest częścią jaźni należącej do codziennego życia – można je opisać jako nieskończenie długi i szeroki tunel, pokryty lustrzanymi bruzdami. Tych bruzd jest niewyobrażalnie wiele, a każda z nich ciągnie się w nieskończoność. Każda żywa istota jest zmuszona przez siłę życiową do patrzenia w jedną z tych bruzd. Patrzenie w nią oznacza uwięzienie w niej, życie tą bruzdą. Florinda stwierdziła, że to, co wojownicy nazywają wolą, należy do koła czasu. Jest to coś w rodzaju nici, po której pnie się winorośl, albo sztywnej wypustki, którą wszyscy posiadamy. Ostatecznym celem wojownika jest zahaczyć tę wypustkę o koło czasu, dzięki czemu można nim obracać. Wojownicy, którym udało się obrócić koło czasu, mogą zajrzeć w każdą bruzdę i wyciągnąć z niej to, co chcą, na przykład kosmiczny srom. Przymusowe zamknięcie w jednej bruździe czasu oznacza, że widzi się tylko należące do niej obrazy, w miarę jak się od nas oddalają. Z kolei wyzwolenie spod ich siły oznacza, że można patrzeć w każdym kierunku, na obrazy zbliżające się lub oddalające.

     Florinda umilkła. Objęła mnie i szepnęła mi do ucha, że któregoś dnia, gdy już osiągnę pełnię własnej istoty, wróci i wówczas zakończymy nasze szkolenie.

     Don Juan polecił wszystkim podejść do mnie. Otoczyli mnie kręgiem. On sam odezwał się do mnie pierwszy. Powiedział, że nie mogę do nich dołączyć w tej podróży, bo nie wolno mi porzucić mojego zadania. W tych okolicznościach nie pozostaje im nic innego, jak tylko życzyć mi wszystkiego najlepszego. Dodał, że wojownicy nie mają własnego życia. Od chwili, gdy zrozumieją naturę świadomości, przestają być osobami i ludzki punkt widzenia nie jest już dla nich istotny. Jako wojownik, otrzymałem swoje zadanie i tylko to się liczy. Muszę pozostać, by wypełnić swój nieznany obowiązek. Ponieważ wyrzekłem się już własnego życia, mogą mi powiedzieć tylko tyle, bym postarał się ze wszystkich sił. Ja sam z kolei mogę im powiedzieć tylko to, że zrozumiałem i zaakceptowałem swój los.

     Potem podszedł do mnie Vicente. Cichym głosem powiedział, że zadaniem godnym wojownika jest osiągnięcie niezmiernie subtelnej równowagi między pozytywnymi i negatywnymi siłami. Nie oznacza to, że wojownik powinien dążyć do kontrolowania wszystkiego, lecz że powinien się starać sprostać każdej możliwej sytuacji, spodziewanej czy niespodziewanej, z równą skutecznością. Zachowując doskonałość w doskonałych okolicznościach, pozostaje się tylko papierowym wojownikiem.

     Moim zadaniem jest pozostać, ich – pójść przed siebie w nieznane. Obydwa cele wymagają całkowitego oddania. Dla wojownika podniecenie z powodu pozostania na miejscu jest równie wielkie, jak podniecenie podróżą. Obydwie te drogi są sobie równe, bo obydwie są spełnieniem świętego obowiązku.

     Następnie podszedł do mnie Silvio Manuel. Mówił o praktycznych sprawach. Podał mi formułę, pieśń przeznaczoną na chwilę, gdy poczuję, że zadanie przerasta moje siły – ta właśnie pieśń wróciła do mnie, gdy po raz pierwszy przypomniałem sobie kobietę Naguala.


Oddałem się mocy, która kieruje moim losem.
Nie mam nic, więc niczego nie muszę bronić.
Nie ma we mnie myśli i dlatego widzę.
Nie boję się niczego, więc pamiętam siebie.
Samotny i swobodny,
przemknę za plecami Orła i stanę się wolny.

Ya me di al poder que a mi destino rige.
No me agarro ya de nada, para asi no tener nada que
defender.
No tengo pensamientos, para asi poder ver.
No temo ya a nada, para asi poder acordarme de mi.
Sereno y desprendido,
me dejard el dguila pasar a la libertad.

     Silvio Manuel powiedział, że pokaże mi praktyczny manewr drugiej uwagi, i natychmiast zmienił się w świetliste jajo. Wrócił do normalnego wyglądu i powtórzył tę przemianę jeszcze trzy czy cztery razy. Bardzo dobrze rozumiałem, co robi, nie musiał mi tego wyjaśniać, ale nie potrafiłem ująć w słowa tego, co wiem.

     Silvio Manuel uśmiechnął się, widząc mój problem. Rzekł, że po to, by pozbyć się intencji zwykłego życia, potrzebna jest ogromna siła. Właśnie odkrył przede mną sekret, jak się tej intencji pozbywać. Jeśli chcę zrobić to, co przed chwilą zrobił on, muszę skupić uwagę na świetlistej powłoce.

     Jeszcze raz zmienił się w świetliste jajo i wtedy wyraźnie uświadomiłem sobie coś, co wiedziałem przez cały czas. Silvio Manuel na chwilę skupił wzrok w punkcie drugiej uwagi. Głowę trzymał prosto, jakby patrzył przed siebie – tylko jego spojrzenie wędrowało w dół. Powiedział, że wojownik musi wywołać w sobie intencję. Sekret leży w spojrzeniu. Intencję przywołują oczy.

     Ogarnęła mnie euforia. Wreszcie byłem w stanie sprecyzować w myślach coś, o czym wiedziałem, nie wiedząc, że wiem. Wydaje się, że widzenie ma związek ze zmysłem wzroku dlatego, że potrzebujemy oczu, by skupić spojrzenie na intencji. Don Juan i wojownicy z jego grupy wiedzieli, jak używać oczu, by pochwycić inny aspekt intencji, i nazwali ten akt widzeniem. Silvio Manuel pokazał mi prawdziwą funkcję oczu, którą było chwytanie intencji.

     Użyłem wtedy świadomie oczu do przywołania intencji. Skupiłem je na punkcie drugiej uwagi. Naraz don Juan, jego wojownicy, dona Soledad i Eligio stali się świetlistymi jajami, ale la Gorda, trzy siostrzyczki i trzech uczniów Genara– nie. Przesuwałem wzrok w jedną i w drugą stronę między bąblami światła i ludźmi, aż usłyszałem trzaśniecie u podstawy karku i wszyscy w pokoju zmienili się w świetliste jaja. Przez chwilę nie potrafiłem ich od siebie odróżnić, ale potem moja percepcja wyostrzyła się i zachowywałem jednocześnie dwa aspekty intencji, dwa obrazy. Widziałem fizyczne ciała, a także ich świetlistość. Te dwa obrazy nie były na siebie nałożone, tylko oddzielone, chociaż nie miałem pojęcia, w jaki sposób. Odbierałem wizję na dwóch kanałach jednocześnie. Widzenie było od początku do końca funkcją oczu, a zarazem pozostawało od nich niezależne. Gdy zamknąłem powieki, wciąż widziałem świetliste jaja, ale nie widziałem już fizycznych ciał.

     W pewnej chwili poczułem wyraźnie, że wiem już, jak kierować uwagę na własną świetlistość. Wiedziałem także, że aby wrócić do fizycznego poziomu, wystarczy skupić wzrok na własnym ciele.

     Następnie stanął przy mnie don Genaro. Powiedział, że Nagual Juan Matus w pożegnalnym podarunku dał mi obowiązek, Vicente – wyzwanie, Silvio Manuel obdarował mnie magią, a on ma zamiar dać mi humor. Obrzucił mnie wzrokiem od stóp do głów i stwierdził, że jeszcze nigdy nie widział równie żałosnego Naguala. Potem przyjrzał się uczniom i rzekł, że jedyne, co nam pozostaje, to zachować optymizm i starać się dostrzegać pozytywną stronę wszystkiego. Opowiedział nam żart o dziewczynie ze wsi, uwiedzionej i porzuconej przez miejskiego gogusia. Gdy w dniu ślubu dowiedziała się, że oblubieniec zniknął, pocieszyła się trzeźwą myślą, że nie wszystko przepadło. Co prawda straciła dziewictwo, ale jeszcze nie zabiła prosiaka przeznaczonego na wesele.

     Don Genaro stwierdził, że znajdujemy się w podobnej sytuacji, co porzucona narzeczona, i jedyny sposób, by się z niej wydostać, to trzymać się naszych prosiaków, cokolwiek by to miało oznaczać, i śmiać się z siebie. Tylko przez śmiech możemy zmienić swoje położenie.

     Zachęcał nas gestami do głośnego śmiechu. Widok uczniów, którzy usiłowali się roześmiać, był równie niedorzeczny jak moje własne próby. Naraz zauważyłem, że śmieję się wraz z don Juanem i jego wojownikami.

     Don Genaro, który zawsze żartem nazywał mnie poetą, poprosił, bym głośno przeczytał wiersz. Powiedział, że chce podsumować swoje sentymenty i zalecenia wierszem, który celebruje życie, śmierć i śmiech. Miał na myśli fragment wiersza Jose Gorostizy Śmierć bez końca.

     Kobieta Nagual podała mi książkę. Przeczytałem fragment, który zawsze bardzo się podobał don Juanowi i don Genarowi.


Och, jaka ślepa radość,
jaka zachłanność
na powietrze, którym oddychamy,
usta, oko, dłoń.
Jakże nas korci,
by spalić się do końca
w jednym wybuchu śmiechu.
Och, ta bezczelna, obraźliwa śmierć,
co czyha na nas z daleka,
gdy my z rozkoszą umieramy z tęsknoty
za filiżanką herbaty...
za delikatną pieszczotą.

    W tych okolicznościach wiersz zabrzmiał niezwykle przejmująco. Przeszył mnie dreszcz. Teraz z kolei podeszli do mnie Emilito i kurier Juan Tuma. Nie powiedzieli ani słowa. Ich oczy lśniły jak czarne kamyki, wyrażając wszystkie uczucia. Kurier Juan Tuma przypomniał cicho, że kiedyś u siebie w domu zapoznał mnie z tajemnicami Mescalito. Rzekł, że tamto spotkanie było zwiastunem innego, które dopiero nastąpi na kole czasu, i że wówczas zapozna mnie z ostateczną tajemnicą.

     Słowa Emilita zabrzmiały jak echo słów Juana Tumy. Rzekł, że obydwaj wierzą, iż wypełnię swoje zadanie. Będą czekać, gdyż pewnego dnia do nich dołączę. Kurier Juan Tuma dodał, że Orzeł przyłączył mnie do grupy Naguala Juana Matusa po to, by mnie wyratować. Jeszcze raz objęli mnie i wyszeptali, że powinienem wierzyć w siebie.

     Po kurierach podeszły do mnie kobiety. Po kolei uścisnęły mnie, szepcząc mi do ucha życzenia obfitości i spełnienia.

     Ostatnia zbliżyła się kobieta Nagual. Usiadła i wzięła mnie na kolana, jakbym był dzieckiem. Emanowała ciepłem i szlachetnością. Brakowało mi tchu. Wstaliśmy i zaczęliśmy się przechadzać po pokoju, rozmyślając nad naszym losem. Nieodgadnione siły doprowadziły nas do tego kulminacyjnego momentu. Czułem niezmierny podziw i smutek.

     Potem kobieta Nagual ujawniła mi fragment reguły, który odnosił się do trzyczęściowego Naguala. Była niezwykle podniecona, a jednak zachowywała spokój. Odznaczała się niezrównanym intelektem, a mimo to niczego nie próbowała uzasadniać logicznie. Ostatni dzień na tym świecie był dla niej wielkim przeżyciem. Mnie także udzielił się jej nastrój. Aż do tej chwili nie do końca uświadamiałem sobie ostateczność naszej sytuacji. Ponieważ znajdowałem się po lewej strome, bezpośrednia percepcja wybijała się na pierwszy plan, a przez to nie potrafiłem wybiec myślami poza obecną chwilę. Jednak nastrój kobiety Naguala rozbudził dużą część mojej świadomości prawej strony, która potrafiła przewidzieć, jakie uczucia wkrótce mnie ogarną. Uświadomiłem sobie, że już nigdy jej nie zobaczę. To było nie do zniesienia!

     Don Juan mówił mi wcześniej, że po lewej stronie nie ma łez, że wojownik nie potrafi już płakać, a jedynym sposobem na wyrażenie cierpienia jest dreszcz przychodzący z głębi wszechświata. To tak, jakby jedną z emanacji Orła było cierpienie. Dreszcz wojownika jest nieskończony. Poczułem ten dreszcz, gdy kobieta Nagual mówiła do mnie i mnie obejmowała.

     Otoczyła ramionami moją szyję i przycisnęła głowę do mojej głowy. Miałem wrażenie, że wykręca mnie jak mokrą szmatę. Czułem, że coś wychodzi z mojego ciała, czy też przechodzi z jej ciała w moje. Moje cierpienie było tak wielkie i spadło na mnie z takim impetem, że wpadłem w szał. Upadłem na podłogę. Kobieta Nagual wciąż mnie obejmowała. Jak we śnie pomyślałem, że chyba skaleczyłem ją w czoło podczas upadku. Oboje mieliśmy zakrwawione twarze. Krew odbijała się w jej oczach.

     Don Juan i don Genaro podnieśli mnie szybko. Wstrząsały mną dreszcze, jak przy ataku choroby. Kobiety wojownicy otoczyły kobietę Nagual, a potem stanęły w szeregu pośrodku pokoju. Dołączyli do nich mężczyźni. Wszyscy razem błyskawicznie utworzyli łańcuch energetyczny. Rząd postaci maszerował przede mną. Każdy po kolei zbliżał się do mnie i zatrzymywał na chwilę, nie rozrywając jednak szeregu. Wyglądało to tak, jakby wszyscy znajdowali się na taśmie transportera, która ich niosła, przesuwając po kolei przed moją twarzą. Najpierw przeszli mężczyźni kurierzy, potem kobiety kurierzy, potem mężczyźni wojownicy, potem śniące, tropicielki i wreszcie kobieta Nagual. Przechodząc obok mnie, zatrzymywali się na sekundę czy dwie, by się pożegnać, a potem znikali w mroku tajemniczej szczeliny, która pojawiła się w pokoju.

     Don Juan pomasował mi plecy, częściowo łagodząc w ten sposób nieznośne cierpienie. Powiedział, że rozumie mój ból, gdyż wie, iż związek mężczyzny Naguala z kobietą Nagualem jest czymś, czego nie sposób wyrazić słowami. Jest on rezultatem emanacji Orła – niczym nie da się zapełnić pustki, która powstaje, gdy dwoje takich ludzi zetknie się ze sobą, a potem zostaną rozdzieleni – bo nie jest to pustka towarzyska, lecz ruch emanacji Orła.

     Następnie zaproponował, że przesunie mnie w położoną najdalej na prawo część świadomości. Powiedział, że jest to miłosierny, choć tymczasowy manewr – na razie pozwoli mi zapomnieć, ale nie ukoi bólu, gdy już odzyskam pamięć.

     Dodał jeszcze, że odzyskiwanie pamięci jest zupełnie niezrozumiałym procesem. W gruncie rzeczy jest to akt powrotu do własnej tożsamości, który się nie ogranicza do przypomnienia sobie wydarzeń, jakie miały miejsce, gdy wojownik znajdował się po lewej stronie, tylko trwa i prowadzi do przywołania wszystkich wspomnień zgromadzonych przez świetliste ciało od chwili urodzenia.

     Systematyczne spotkania, w których wojownicy biorą udział, znajdując się w stanie podwyższonej świadomości, są tylko środkiem służącym do tego, by sprowokować drugą jaźń do ujawnienia się przez wspomnienia. Choć wydaje się, że proces odzyskiwania pamięci dotyczy tylko wojowników, ma on związek z każdą ludzką istotą.

     Każdy z nas może bezpośrednio dotrzeć do wspomnień swojego świetlistego ciała, a skutków tego nie sposób przewidzieć.

     Potem don Juan powiedział, że jego grupa odejdzie tego dnia o zmierzchu. Pozostało im do zrobienia jeszcze tylko jedno: muszą stworzyć szczelinę, przerwę w kontinuum mojego czasu. Zamierzają mnie zmusić do skoku w przepaść – pozwoli to przerwać emanację Orła, która jest odpowiedzialna za moje wrażenie jedności i ciągłości. Miałem wykonać ten skok w stanie normalnej świadomości. Chodziło o to, by przeważyła moja druga uwaga, bowiem nie zginę na dnie przepaści, lecz wejdę w drugą jaźń. Gdy moja energia się wyczerpie, opuszczę drugą jaźń, ale znajdę się gdzieś indziej, nie na tym samym szczycie góry, z którego odbędzie się skok. Powiedział, że pojawię się w moim ulubionym miejscu, gdziekolwiek się ono znajduje. To właśnie będzie przerwa w moim kontinuum czasowym.

     Potem wypchnął mnie ze świadomości lewej strony. Zapomniałem o swoim cierpieniu, celu i zadaniu.

     O zmierzchu tego dnia Pablito, Nestor i ja skoczyliśmy z urwiska. Uderzenie Naguala było tak precyzyjne i miłosierne, że pamięć niesłychanie ważnego zdarzenia, którym było pożegnanie z jego grupą, skryła się zupełnie pod wspomnieniem innego niesłychanie ważnego zdarzenia, czyli skoku po pewną śmierć, który jednak udało się nam przeżyć. Choć to wydarzenie budziło grozę, bladło w porównaniu z tym, co odbywało się na innej płaszczyźnie.

     Don Juan zmusił mnie do skoku w tej samej chwili, gdy cała jego grupa rozpalała swoją świadomość. Miałem podobną do snu wizję szeregu wpatrzonych we mnie ludzi. Potem zracjonalizowałem ją sobie jako jedną z długiego szeregu wizji czy halucynacji spowodowanych skokiem. Była to ciasna interpretacja mojej prawostronnej świadomości, przytłoczonej grozą owego wydarzenia.



     Po lewej stronie jednak uświadamiałem sobie, że wszedłem w drugą jaźń. Przejście to nie miało nic wspólnego z moim racjonalnym umysłem. Zanim wojownicy z grupy don Juana zniknęli w rozbłysku jaskrawego światła, zanim Orzeł pozwolił im przejść, pochwycili mnie na moment, który trwał wiecznie. Wiedziałem, że znajdują się w zasięgu emanacji Orła, poza moim zasięgiem. Czekali na don Juana i don Genara. Widziałem, jak don Juan obejmuje prowadzenie. A potem pozostał po nich tylko sznur przepięknych świateł na niebie. Zerwał się dziwny wiatr – światła kurczyły się i rozkurczały w jego porywach. Na jednym końcu świetlistego sznura pojawił się wielki blask. Tam był don Juan. Pomyślałem o pierzastym wężu z legendy Tolteków. A potem światła zniknęły.


Share via facebook Share via twitter

sklep ezoteryczny super produkty rozwojowe misy krysztalowe uzdrawianie strona autorska robert noble strona instytutu roberta noble strona instytutu roberta noble