Instytut Roberta Noble

Magiczna Podróż - Taisha Abelar

Zaczęty przez iconka, Listopad 03, 2013, 03:16:56 PM

« Szmanizm i jego aspekty | Nauki Don Juana - Czterej wrogowie człowieka wiedzy »

iconka





Opis:
Starożytna magia i czarownictwo nie miały nic wspólnego z błędnymi czy chorobliwymi ścieżkami. Były to w rzeczywistości drogi do Prawdziwego Ja, do wolności. Polecić można tę książkę szczególnie osobom poszukującym duchowego spełnienia. Ludzie wychowani w chrześcijańskiej kulturze Zachodu, przywykli do poszukiwania Boga poprzez modlitwę, medytację i rozważania moralne, mogą zostać olśnieni przez niezwykłe sposoby duchowego treningu, zaprezentowane przez Taishę Abelar.

iconka




Przedmowa Carlosa Castanedy


      Taisha Abelar jest jedną spośród trzech kobiet, które przeszły staranne szkolenie u czarowników z Meksyku pod kierunkiem don Juana Matusa.

      Obszernie pisałem o moim własnym treningu, kierowanym przez don Juana Matusa, lecz nigdy nie wspominałem o tej specyficznej grupie, której członkiem jest. Taisha Abelar. Wśród wszystkich osób, które znajdowały się pod opieką don Juana, panowała milcząca umowa co do tego, iż mc nie powinno się o tych kobietach mowie.

      Tą umowę utrzymywaliśmy ponad dwadzieścia lat. Chociaż pracowaliśmy i żyliśmy w bliskim sąsiedztwie, nigdy nie rozmawialiśmy między sobą o naszych osobistych doświadczeniach. W rzeczywistości nigdy nie nadarzyła się okazja, by wymienić informacje o tym, czego dokładnie don Juan lub czarownicy z jego grupy uczyli każdego z nas.
Te uwarunkowania nie wiązały się z obecnością don Juana. Po tym jak on oraz jego grupa opuściła świat, dalej podtrzymywaliśmy te ustalenia. Nie mieliśmy ochoty zużywać energii na zmianę jakichkolwiek poprzednich uzgodnień. Cały dostępny czas i energię przeznaczaliśmy na ugruntowanie tego, czego tak cierpliwie nauczał nas don Juan.
Don Juan nauczał nas drogi czaro wnika jako praktycznego przedsięwzięcia, poprzez które każdy może bezpośrednio postrzegać energię. Utrzymywał on, że aby postrzegać energię w ten sposób, musimy uwolnić się od naszej nawykowej percepcji. Uwolnienie siebie i bezpośrednie spostrzeganie energii było zadaniem, które całkowicie nas pochłaniało.

      Z punktu widzenia czarownika charakter naszej codziennej percepcji jest nam narzucany jako część procesu wychowania. Nie dzieje się to wprawdzie przypadkowo, lecz jednak posiada zobowiązujący charakter. Jednym z aspektów tych obligatoryjnych czynników jest system interpretacji, który porządkuje dane zmysłowe w znaczące całości. Porządek społeczny staje się strukturą interpretacji.

      Nasze normalne funkcjonowanie w obszarze porządku społecznego wymaga ślepego i ufnego przywiązania do wszystkich reguł, z których żadna nie nawołuje do bezpośredniego postrzegania energii. Na przykład don Juan utrzymywał, iż jest możliwe postrzeganie ludzkich istot jako energetycznych pól – jako wielkich, podłużnych, białawo świecących jaj.
Aby zrealizować heroiczne przedsięwzięcie przemiany naszej percepcji, potrzebujemy wewnętrznej energii. W ten sposób problem pozyskania wewnętrznej energii, aby wypełnić takie zadanie, staje się kluczowym zagadnieniem dla osoby studiującej czarownictwo.

      Okoliczności właściwe dla naszego czasu i miejsca uczyniły możliwym dla Taishy Abelar napisanie ojej treningu, który był taki sam jak mój, a jednak całkowicie rożny. Pisanie zabrało jej długi czas, ponieważ najpierw musiała ona dojrzeć do użycia środków czarownika w celu pisania. Don Juan Matus osobiście powierzył mi zadanie spisania jego wiedzy czarownika. Również on osobiście określił styl tego zadania, mówiąc – "Nie pisz, tak jak pisarz, lecz jak czarownik". Miał on na myśli to, że musiałem to czynie w zmienionym stanie świadomości, który czarownicy nazywają śnieniem Taishy Abelar zabrało wiele lat doskonalenie jej śnienia do punktu, w którym uczyniła je narzędziem pisania czarownika.

      W świecie don Juana, czarownicy w zależności od charakteryzującego ich temperamentu, byli dzieleni na dwie dopełniające się grupy śniących i skradających się. Mianem śniących określa się tych czarowników, którzy mają wrodzoną łatwość do schodzenia w wyższy stan świadomości poprzez kontrolowanie swoich snów. Ta zdolność na drodze treningu doprowadzana jest do kunsztu, który nazywa się sztuką śnienia. Z drugiej strony skradający się to ci czarownicy, którzy mają wrodzoną łatwość posługiwania się okolicznościami i są zdolni do osiągania wyższej świadomości przez kontrolowanie swego własnego zachowania. Poprzez specjalny trening ta naturalna zdolność jest rozwijana w sztukę skradania się.

      Carlos Castaneda.

iconka



Wstęp


      Całe swoje życie poświęciłam praktykując rygorystyczną dyscyplinę, którą z powodu braku bardziej trafnego określenia, nazywamy czarownictwem. Jestem również antropologiem i otrzymałam w tej dziedzinie tytuł doktora. Wymieniłam te dwa obszary wiedzy, w których jestem ekspertem akurat w tej kolejności, ponieważ najpierw przyszło moje zaangażowanie w czarownictwo. Zazwyczaj odbywa się to w ten sposób, że ktoś staje się antropologiem i prowadzi badania terenowe nad jakimś aspektem kultury, na przykład bada praktyki szamańskie. Ze mną było na odwrót będąc już uczennicą czaro wnika podjęłam studia antropologiczne.

      Pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy mieszkałam w Tucson, w Arizonie, spotkałam meksykańską kobietę o imieniu Clara Grau, która zaprosiła mnie do zamieszkania w jej domu w stanie Sonora, w Meksyku. Tam uczyniła wszystko, co mogła, by wprowadzić mnie w jej świat. Clara Grau była czarownicą, członkiem zwartej grupy szesnastu czarowników. Niektórzy z nich byli Indianami Yaqui, inni byli. Meksykanami o zróżnicowanym pochodzeniu, w rożnym wieku i rożnej płci. Większość z nich stanowiły kobiety. Wszyscy oni zdążali, szczerze i uczciwie, do tego samego celu przełamania percepcyjnych ograniczeń i więzów, które zamykają nas w więzieniu, wewnątrz granic zwykłego codziennego świata i powstrzymują przed wkroczeniem w inne postrzegalne światy.

      Dla czarownika przełamanie percepcyjnych uwarunkowań umożliwia przekroczenie bariery i skok w niewyobrażalne. Taki skok bywa nazywany – "lotem czarownika'. Czasami określa się go jako – "abstrakcyjny lot", ponieważ umożliwia on oderwanie się od konkretnej, fizycznej strony i dotarcie do poszerzonej percepcji i bezosobowych abstrakcyjnych form.

      Czarownicy, których poznałam, chcieli pomoc mi w osiągnięciu tego specyficznego stanu, tak bym mogła podzielać ich zasadnicze doświadczenia.

      Trening akademicki stał się dla mnie integralną częścią przygotowań do – "lotu czarownika".
Lider grupy czarowników, z którym byłam zaprzyjaźniona, którego nazywają nagual jest osobą głęboko zainteresowaną formalną, akademicką erudycją. Stąd wszyscy, którymi się on opiekował, musieli rozwinąć zdolność do klarownego, abstrakcyjnego myślenia, która jest do zdobycia jedynie na nowoczesnym uniwersytecie.

      Jako kobieta byłam nawet bardziej zobligowana do wypełnienia tego wymagania. Kobiety zazwyczaj od wczesnego dzieciństwa są uczone, by polegać na mężczyznach, jeśli idzie o podejmowanie decyzji i inicjowanie zmian. Czarownicy, którzy mnie uczyli, kładli bardzo duży nacisk na to, że jest niezbędne, aby kobiety rozwijały swój intelekt i wzmacniały zdolność do analizy oraz abstrakcji, w celu lepszego rozumienia otaczającego nas świata.

      Trening intelektu jest także bona-fide wybiegiem czarownika. Przez staranne zaangażowanie umysłu w analizę i rozumowanie, czarownicy stają się wolni, bez przeszkód badając inne obszary rzeczywistości. Innymi słowy, podczas gdy strona racjonalna jest zajęta formalnymi, akademickimi działaniami, strona energetyczna czy irracjonalna, którą czarownicy nazywają – "sobowtórem", jest zajęta spełnianiem specjalnych zadań. W ten sposób podejrzliwy, analityczny umysł mniej jest skłonny przeszkadzać czy nawet zauważać, co się dzieje po irracjonalnej stronie.

      Dopełnieniem mego akademickiego rozwoju było wzmocnienie mojej zdolności utrzymywania świadomości i percepcji. Te dwie części razem tworzą nasze pełne istnienie. Ich łączne działanie pozwoliło mi wydobyć się ze zwykłej rzeczywistości, w której się urodziłam i zostałam wychowana jako kobieta. Przeniosły mnie w obszar szerszych możliwości percepcyjnych niż te, które mi oferował normalny świat.

      Nie twierdzę, że jedynie moje zaangażowanie w świat czarów zapewniło mi sukces. Działanie codziennego świata jest tak mocne i trwałe, że niezależnie od pilnego treningu, wszyscy praktykujący tą drogę ciągle znajdują się w obliczu ignorancji, pobłażania sobie i wewnętrznego chaosu, jak gdyby niczego się nie nauczyli.

      Mój nauczyciel ostrzegał mnie, że nie jestem wyjątkiem. Jedynie prowadzona z chwili na chwilę nieugięta walka może zrównoważyć naszą naturalną, lecz ograniczającą niechęć do zmieniania się i rozwoju.

      Po uważnym zbadaniu moich ostatecznych celów doszłam, razem z moimi towarzyszami, do wniosku, że muszę opisać mój trening, aby unaocznić poszukującym nieznanego, znaczenie rozwoju zdolności do poszerzonej percepcji tak, byśmy postrzegali więcej. Taka poszerzona percepcja ma być realną, pragmatyczną, nową drogą postrzegania. Nie może być ona, w żadnym razie, jedynie kontynuacją postrzegania świata życia codziennego.

      Zdarzenia, o których tutaj opowiadam, obrazują wstępne stadia treningu czarownika należącego do kategorii skradających się. Wtedy to przy pomocy tradycyjnych środków czarownika następuje zmiana nawykowego sposobu myślenia, zachowania i odczuwania. Zadanie to muszą wykonać wszyscy nowicjusze. Zwane jest ono – "rekapitulacją". Aby dopełnić – "rekapitulacji" – byłam uczona szeregu praktyk, zwanych – "szamańskim przekraczaniem", które włączały ruch i specjalny sposób oddychania. Aby nadać tym praktykom właściwą spójność byłam instruowana przy pomocy odpowiednich filozoficznych racji i wyjaśnień.

      Celem wszystkiego, czego mnie uczono, było przemieszczenie mojej normalnej energii i wzmocnienie jej tak, że mogła być ona użyta do szczególnej, niezwykłej percepcji, wymaganej dla czarownika. Idea treningu zakłada, że kiedy kompulsywne wzorce dawnych nawyków, myśli, oczekiwań i uczuć zostaną przełamane poprzez środki – "rekapitulacji", osoba z pewnością znajdzie się w stanie pozwalającym na gromadzenie dostatecznej energii, by żyć według nowych zasad, dostarczonych przez tradycję czarownictwa. Jednocześnie może ona uwiarygodnić te zasady poprzez bezpośrednie postrzeganie odmiennej rzeczywistości.

iconka



Rozdział l.


      Dotarłam do izolowanego zakątka, z dala od głównej drogi i ludzi, aby malować cienie wczesnego ranka, kładące się na unikalnych magmowych górach, otaczających pustynię Gran Desierto w południowej Arizonie.

      Ciemnobrązowe, postrzępione skały iskrzyły się, kiedy oślepiające, słoneczne światło omiatało ich szczyty.

      Wokół mnie na ziemi leżały duże kawały porowatych skał, pozostałości wypływu lawy z gigantycznej erupcji wulkanu. Usadowiłam się wygodnie na wybranym występie i niepomna niczego zanurzyłam się w moją pracę, jak to często czyniłam w tym skalnym, pięknym miejscu. Skończyłam zarysowywanie wyniosłości i obniżeń odległych gór, kiedy spostrzegłam obserwującą mnie kobietę. Przeszkadzało mi, że ktoś może zakłócić moją samotność. Próbowałam jak mogłam zignorować ją, lecz kiedy zbliżyła się, aby popatrzeć na moją pracę, odwróciłam się ze złością w jej kierunku.
      Jej wystające kości policzkowe oraz sięgające do ramion ciemne włosy czyniły 2 niej osobę o niezwykłym wyglądzie. Miała pełną gracji, miękką budowę, tak więc trudno było ocenie j ej wiek. Była gdzieś pomiędzy trzydziestką a pięćdziesiątką. Przewyższała mnie wzrostem może o kilka centymetrów, lecz z jej mocną budową wydawała się dwukrotnie ode mnie większa. W jedwabnych, czarnych spodniach i orientalnej kurtce wyglądała szczególnie mocno.

      Zauważyłam jej oczy. Były zielone i skrzyły się. Ich przyjacielski błysk uciszył mój gniew. Usłyszałam, jak zadaję głupie pytanie – "Czy mieszkasz gdzieś w pobliżu"?.

      "Nie", odpowiedziała, robiąc kilka kroków w moją stronę – "Jestem w drodze do punktu kontroli na granicy z USA, w Sonoyta. Zatrzymałam się na chwilę, aby rozprostować kości i znalazłam się w tym odludnym miejscu. Byłam tak zaskoczona widząc kogoś tutaj, tak daleko od wszystkiego, że . Chciałam się przedstawić. Nazywam się Clara Grau".

      Wyciągnęła dłoń, a ja ją uścisnęłam. Następnie bez najmniejszego wahania opowiedziałam jej o tym, że przy urodzeniu nadano mi imię. Taisha, lecz później moi rodzice sądzili, że to imię nie jest dość amerykańskie i zaczęli wołać na mnie Martha, tak jak na matkę. Nie znosiłam tego imienia i zdecydowałam się zamiast tego na Mary.

      "Jakie to ciekawe" – powiedziała w zadumie – "Masz trzy imiona, które są tak rożne. Będę nazywała cię Taisha, ponieważ jest to imię, które dostałaś przy urodzeniu".
Byłam zadowolona, że wybrała to imię. Ja również osobiście je wolałam. Chociaż na początku zgodziłam się z moimi rodzicami, że imię Taisha brzmi zbyt obco, to jednak nie lubiłam imienia Martha tak bardzo, że uczyniłam Taisha moim sekretnym imieniem.

      Nieznajoma twardym tonem, który natychmiast pokrywała życzliwym uśmiechem, bombardowała mnie serią stwierdzeń, którym nadawała pozory pytań.

      "Nie jesteś z Arizony", zaczęła.

      Odpowiedziałam jej dumnie, co było u mnie niezwykłą rzeczą, bowiem nawykłam do bycia ostrożną z ludźmi, szczególnie obcymi – "Przybyłam do Arizony rok temu do pracy ".

      "Nie masz więcej jak dwadzieścia lat".

      "Będę miała dwadzieścia jeden za kilka miesięcy".

      "Masz szczególny akcent. Nie wydajesz się być. Amerykanką, lecz mam trudności w dokładnym sprecyzowaniu twojej narodowości ".

      "Jestem. Amerykanką, lecz jako dziecko mieszkałam w Niemczech", powiedziałam – "Mój ojciec jest. Amerykaninem, a moja matka. Węgierką. Opuściłam mój dom, kiedy poszłam na uczelnię i nigdy nie powróciłam, ponieważ nie chcę więcej mieć do czynienia z moją rodziną".

      "Zrozumiałam, że nie przebywasz z nimi"?.

      "Nie, byłam nieszczęśliwa. Nie mogłam doczekać się, kiedy opuszczę dom".

      Uśmiechnęła się i pokiwała głową, jakby dobrze znała chęć ucieczki.

      "Czy jesteś zamężna"? – zapytała kobieta.

      "Nie. Nie mam nikogo" – powiedziałam z odczuciem przykrości, którego doświadczałam zawsze, kiedy mówiłam o sobie.

      Nie uczyniła żadnego komentarza, lecz mówiła spokojnie i precyzyjnie, jakby chciała pozostawić mi swobodę, a w tym samym czasie przekazać tak wiele informacji o sobie jak to tylko możliwe w każdym zdaniu.

      Kiedy mówiła, włożyłam ołówki do szkicowania do mojej torby, nie odrywając od niej oczu. Nie chciałam stwarzać wrażenia, iż nie słucham.

      "Byłam jedynym dzieckiem i oboje moi rodzice już nie żyją" – powiedziała.

      "Rodzina mego ojca pochodzi z Meksyku, z Oaxaca. Natomiast rodzina mojej matki to. Amerykanie niemieckiego pochodzenia. Są oni ze wschodu, lecz obecnie żyją w Phoenix. Właśnie wracam ze ślubu jednego z moich kuzynów".

      "Czy także mieszkasz w Phoenix?" – zapytałam.

      Mieszkałam połowę mego życia w Arizonie, a drugą połowę w Meksyku" – odpowiedziała. W ostatnim jednak czasie mój dom znajdował się w stanie Sonora, w Meksyku.

      Zaczęłam zapinać moją teczkę. Spotkanie i rozmowa z tą kobietą poruszyło mnie tak ze nie byłam w stanie więcej pracować tego dnia.

      "Podróżowałam również na Wschód" – powiedziała odzyskując moją uwagę – "Uczyłam się tam akupunktury oraz sztuk walki i sztuki uzdrawiania. Przez wiele lat mieszkałam nawet w buddyjskim klasztorze".

      "Naprawdę?" – spojrzałam w jej oczy. Miały one wyraz, wskazujący na osobę, która sporo medytowała. Były one ogniste, a jednocześnie spokojne.

      "Bardzo interesuję się. Wschodem" – powiedziałam, – "Szczególnie. Japonią. Również studiowałam buddyzm i sztuki walki".

      "Naprawdę?" – odpowiedziała naśladując mnie – "Chciałabym wyjawić ci moje buddyjskie imię, lecz tajemne imiona nie powinny być ujawniane, wyjąwszy właściwe okoliczności".

      "Wyjawiłam ci moje tajemne imię" – powiedziałam zaciskając pasek w mojej teczce.

      "Tak. Taisha, uczyniłaś to i jest to bardzo istotne dla mnie" – odpowiedziała z nadmierną powagą –

      "Jednak teraz jest czas jedynie na przedstawienie się".

      "Czy przyjechałaś tu samochodem?" – zapytałam, badając otoczenie w poszukiwaniu jej pojazdu.

      "Właśnie chciałam ci zadać to samo pytanie" – powiedziała.

      "Zostawiłam mój samochód kawałek stąd na południe, na zapylonej drodze. Gdzie jest twój?".

      "Czy twój samochód to biały Chevrolet?" – zapytała w czarujący sposób.

      "Tak".

      "Mój jest zaparkowany obok". Zachichotała, jakby powiedziała coś śmiesznego. Byłam zaskoczona, gdy stwierdziłam, że jej śmiech jest tak irytujący.

      "Muszę już iść" – powiedziałam – "Było mi bardzo przyjemnie cię spotkać. Do widzenia'".

      Zaczęłam iść w kierunku mego samochodu, myśląc ze kobieta pozostanie z tyłu, podziwiając piękną scenerię.

      "Nie zegnajmy się jeszcze" – zaprotestowała – "Pójdę z tobą".

      Poszłyśmy razem. W porównaniu z moją wagą pięćdziesięciu kilogramów kobieta była niczym wielka skała.

      Jej talia była okrągła i mocna. Sprawiała wrażenie otyłej, lecz w rzeczywistości taka. We była.

      "Czy mogę zadać. Pani osobiste pytanie, Pani Grau?" – powiedziałam, by przerwać niezręczną ciszę.

      Zatrzymała się i spojrzała na mnie – "Nie jestem żadną Panią" – warknęła , Jestem Clara Grau. Możesz mowie do mnie Clara. Idź przed siebie i pytaj o wszystko o co chcesz".

      "Wydało mi się, że nie jesteś za miłością i małżeństwem" – skomentowałam, reagując na j ej ton.

      "Przez chwilę posłała mi okropne spojrzenie, lecz natychmiast je złagodziła – "Zdecydowanie nie jestem za niewolnictwem" – powiedziała – "Nie dotyczy to tylko kobiet. Z jakiego powodu mnie zapytałaś?".

      Jej reakcja była tak niespodziewana, że straciłam wątek i w zakłopotaniu wpatrywałam się w nią.

      "Co spowodowało, że przemierzyłaś taki kawał drogi, by dotrzeć do tego miejsca?" – zapytałam pospiesznie.

      "Przybyłam tu, ponieważ jest to miejsce energii. Wskazała na magmowe formacje w oddali – "Te góry wypłynęły pewnego razu z serca ziemi jak krew. Kiedykolwiek jestem w Arizonie, zawsze jadę okrężną drogą, aby tu być. To miejsce wydziela szczególną energię ziemi. Teraz chcę ci zadać to samo pytanie.

      Co spowodowało, że wybrałaś ten zakątek?".

      "Często tu przybywam. Jest to mój ulubiony zakątek, w którym rysuję". Nie miałam zamiaru żartować, lecz ona wybuchnęła śmiechem.

      "Ten szczegół załatwia sprawę'" – wykrzyknęła i zaraz podjęła bardziej spokojnym tonem – "Mam zamiar zapytać cię o coś, co możesz uznać za dziwne, a nawet głupie lecz posłuchaj mnie. Chciałabym, abyś przyjechała do mego domu i spędziła tam kilka dni jako mój gość".

      Podniosłam ręce, byjej podziękować i powiedzieć – "nie", lecz ona nalegała, abym rozważyła propozycję. Zapewniała mnie, że nasze wspólne zainteresowania. Wschodem oraz sztukami walki gwarantująpoważną wymianę opinii.

      "Gdzie dokładnie mieszkasz"? – zapytałam.

      "Blisko miasta. Nayojoa".

      "Przeciezjest to ponad czterysta mil stąd".

      "Tak, to kawałek drogi. Jednakjest tam tak pięknie i spokojnie, zejestem pewna iż ci się spodoba". Zamilkła na chwilę, jakby czekając na moją odpowiedz – "Poza tym czuję, że w tej chwili nie ma mc szczególnie ważnego, czym mogłabyś być związana , kontynuowała – "Możesz mieć trudności, by znaleźć jakąś robotę. Tak więc moje zaproszenie może być czymś, na co czekałaś".

      Miała rację co do tego, że miałam kompletne zamieszanie na temat tego co po\\ m-nam zrobić ze swoim życiem. Opuściłam w-łasnie posadę sekretarki, aby oddać się pracy artystycznej. Jednak nie miałam najmniejszej ochoty, by być czyimś gościem.

      Rozglądałam się po terenie, poszukując jakiejś wskazówki, co robić dalej. NigdY nie mogłam wyjaśnić, skąd pojawił mi się pomysł, iż można otrzymać pomoc czy wskazówkę z otoczenia. Jednak często otrzymywałam pomoc właśnie w ten sposób. Posługiwałam się techniką, która przybyła do mnie znikąd. Przy jej pomocy byłam w stanie odkryć rozwiązania przedtem mi nieznane. Pozwalałam moim myślom błądzić, gdy koncentrowałam wzrok na południowym horyzoncie. Nie miałam pojęcia, dlaczego zwracałam się właśnie na południe. Po kilku minutach ciszy, pojawiał się zwykle wgląd, który pomagał mi zdecydować co robić, czy też jak postąpić w określonej sytuacji.

      Idąc utkwiłam spojrzenie na południowym horyzoncie i nagle zobaczyłam całe moie zyciejak rozciągało się przede mną niczym jałowa pustynia. Chociaż wiedziałam, iż całe terytorium południowej. Arizony, kawałek. Kaliform i połowę stanu. Sonora w Meksyku zajmuje pustynia, nigdy wcześniej nie dostrzegałam, jaki był to samotny i bezludny teren.

      Wjednym momencie uświadomiłam sobie, że moje życie było tak puste i jałowe jak ta pustynia. Zerwałam z moją rodziną. Nie miałam rodziny własnej. Nie miałam żadnych perspektyw na przyszłość. Nie miałam pracy. Żyłam z niewielkiego spadku, pozostawionego mi przez ciotkę, lecz te zasoby stopniały. Byłam w świecie całkowicie samotna. Rozległy teren, który mnie otaczał, kamienisty i obojętny, wywołał we mnie wszech-obejmujące uczucie żalu. Czułam potrzebę posiadania przyjaciela, kogoś, kto przerwałby samotność mego istnienia.

      Wiedziałam, że było rzeczą głupiąprzyjmowame zaproszenia Klary i skoczenie w nieznaną sytuację, nad ktorąme miałam kontroli, lecz było coś bezpośredniego wjej sposobie bycia i psychicznej witalnosci, co wzbudzało we mnie zarówno ciekawość, jak też uczucie szacunku. Zdałam sobie sprawę, że podziwiam, a nawet jej zazdroszczę piękna i siły. Myślałam, że jest ona najbardziej niezwykłą i mocną kobietą, niezależną, polegaj ącą na sobie, a jednocześnie nie pozbawioną humoru. Miała te cechy, które zawsze sama chciałam posiąść. Przede wszystkim j ej obecność rozpraszała moje poczuciejałowosci. Czyniła przestrzeń wokół siebie energetyczną, wibrującą, pełną nieskończonych możliwości.

      Jednak moja niezmienna postawa polegała na tym, by nie przyjmować nigdy od ludzi zaproszenia do ich domu, a szczególnie od kogoś, kogo spotkałam w dzikim zakątku. Miałam mały apartament w Tucson i przyjęcie zaproszenia oznaczałoby dla mnie, że musiałabym je odwzajemnić. Do tego nie byłam przygotowana. Przez moment stałam bez ruchu, nie wiedząc, jak postąpić.

      "Proszę, powiedz, że przyjedziesz" – nalegała Klara – "Może to dla mnie wiele znaczyć".

      "Dobrze, przypuszczam, że mogę cię odwiedzie" – powiedziałam nieprzekonywu-J%co, chcąc powiedzieć dokładnie coś odwrotnego.

      Spojrzała na mnie uradowana, ja natychmiast zamaskowałam moją panikę przyj a-ym wyrazem twarzy, co rozmijało się z moimi prawdziwymi uczuciami – "To będzie dla mnie dobre, gdy zmienię otoczenie", powiedziałam – "Może to być przygodą".
Pokiwała potakująco głową – "Nie będziesz tego żałować" – powiedziała z taką.
noscią, która pozwoliła mi rozproszyć obawy – "Będziemy mogły razem ćwiczyć sztuki walki".

      Wykonała kilka szybkich ruchów swoją dłonią. Były one zarówno piękne, jak te? pełne mocy. Wydawało mi się to niespójne, że ta krzepka kobieta jest jednocześnie tak zwinna.

      "Jaki specyficzny styl sztuk walki poznawałaś na Wschodzie?" – zapytałam zauważając iż przyjmuje ona z łatwością postawę osoby walczącej w długim dystansie.

      "Na. Wschodzie poznawałam wszystkie style, nie koncentrując się szczególnie na którymś z nich" – odpowiedziała z cieniem uśmiechu – "Kiedy znajdziemy się w moim domu, będę szczęśliwa, demonstrując cije".

      Resztę drogi przebyłyśmy w milczeniu. Kiedy znalazłyśmy się w miejscu gdzie były zaparkowane nasze samochody, zamknęłam moje przybory w bagażniku i czekałam, aż Klara coś powie.

      "W porządku, możemy ruszać" – powiedziała – "Pojadę pierwsza, wskazując drogę. Jeździsz szybko czy wolno, Taisha?".

      "Czołgam się".

      "Ja także. Przebywanie w Chinach uleczyło mnie z pośpiechu".

      "Czy mogę zadać. Ci pytanie o. Chiny, Klaro?".

      "Oczywiście, już wcześniej powiedziałam, że możesz mnie pytać o co tylko zechcesz, bez pytania o pozwolenie".

      "Musiałaś być w Chinach przed drugą wojną światową. Czyż nie tak?".

      "O tak. Byłam tam szmat czasu temu. Wnioskuję, że ty nigdy nie byłaś w kontynentalnych. Chinach".

      "Nie. Byłam tylko na Tajwanie i w Japonii".

      "Oczywiście rzeczy wyglądały inaczej przed wojną" – powiedziała Klara w zamyśleniu – "Więź łącząca z przeszłością była w owym czasie nienaruszona. Obecnie wszystko zostało zerwane'.

      Nie wiedziałam, dlaczego obawiałam się zapytać, co miała na myśli czyniąc tę uwagę. Zamiast tego zapytałam, jak długo może trwać jazda dojej domu. Jej nieokreślona odpowiedz zirytowała mnie. Ostrzegła mnie tylko abym była przygotowana do ciężkiej podroży. Złagodziła swój ton i dodała, że niezwykle ceni mojąodwagę.

      "Tak nonszalancko podróżować z kimś obcym" – powiedziała – "jest całkowicie głupie lub niezwykle owocne".

      "Zwykle jestem bardzo ostrożna" – wyjaśniłam – "lecz tym razem mejestem sobą. Była to prawda. Im więcej myślałam o moim trudnym do wyjaśnienia zachowaniu.
tym większy dyskomfort odczuwałam.

      "Proszę, powiedz mi więcej o sobie" – poprosiła uprzejmie. Abym poczuła się.
lepiej, podeszła i stanęła przy drzwiach mego samochodu. Spostrzegłam, że znowu.
udzielamjej prawdziwych informacji na swój temat.

      "Moja matka jest. Węgierką, pochodzącą ze starego austriackiego rodu. Spotkała.
mego ojca w Angin podczas drugiej wojny światowej, kiedy oboje pracowali w szpitalu.
lowym. Po wojnie przenieśli się do Stanów. Zjednoczonych, a później wyjechali do Południowej. Afryki".

      "Dlaczego pojechali do Południowej. Afryki?".

      "Moja matka chciała być z krewnymi, którzy tam mieszkali".

      "Czy masz braci lub siostry?".

      Mam dwóch braci, którzy różnią się wiekiem o jeden rok. Starszy ma obecnie dwadzieścia sześć lat".
Jej wzrok był skoncentrowany na mnie. Z niesłychaną łatwością wyrzuciłam z siebie bolesne uczucia, które trzymałam w zamknięciu przez całe życie. Powiedziałam jej, że rosłam w samotności. Moi bracia nigdy nie zwracali na mnie uwagi, ponieważ byłam dziewczyną. Kiedy byłam mała często przywiązywali mnie sznurkiem do jednego miejsca niczym psa, podczas, gdy sami uganiali się po podwórzu i grali w piłkę nożną. Wszystko, co mogłam uczynić sprowadzało się do szarpania za sznurek i obserwowanie, jak się oni dobrze bawią. Potem, kiedy byłam starsza, chciałam dotrzymać im kroku. Lecz w tym czasie obaj mieli już rowery i nigdy nie mogłam im dorównać. Kiedy uskarżałam się mojej matce, jej odpowiedz zazwyczaj brzmiała, iż chłopcy są chłopcami i ze powinnam bawić się lalkami albo pomagać w domu.

      "Twoja matka wychowywała cię w tradycyjny, europejski sposób" – powiedziała.

      "Wiem o tym, lecz nie stanowi to dla mnie żadnej pociechy".

      Kiedy zaczęłam, wydawało mi się, że nie ma sposobu, bym zrezygnowała z mówienia tej kobiecie o moim życiu. Powiedziałam, że w czasie, gdy moi bracia wychodzili na wycieczki i
później do szkoły, ja musiałam pozostawać w domu. Chciałam doświadczać rożnych przygód, takjak chłopcy, lecz zdaniem mojej matki dziewczynki miały uczyć się zaścielania łóżek i prasowania bielizny. Moja matka zwykła mawiać, iż wystarczającą przygodą dla dziewczyny jest troszczenie się o rodzinę. Kobiety rodzą się po to, by słuchać. Byłam na krawędzi płaczu, gdy mówiłam. Klarze, że miałam trzech panów, którym musiałam służyć memu ojcu i moim dwom braciom.

      "To brzmi, jak ciężka sprawa".

      "To było straszne. Opuściłam dom, by znaleźć się tak daleko od nich, jak to tylko możliwe" – powiedziałam – "Zrobiłam to także, aby przeżyć przygody. Jednak dotąd nie miałam dużo radości i uciechy. Przypuszczam, że nie zostałam wychowana w ten sposób, aby czuć szczęście i lekkość".
Opowiadanie o moim życiu obcej osobie wywołało we mnie silny niepokój. Przestałam mowie i spojrzałam na Klarę. Czekałam najej reakcję, która mogłaby uwolnić mnie od napięcia lub też wzmocnić je do tego stopnia, że zmieniłabym decyzję jazdy do Jej domu.

      "Tak więc wydaje mi się zejest tylko jedna rzecz, którą umiesz dobrze robić. Powinnaś robić tego jeszcze więcej" – powiedziała.

      Myślałam, że ma zamiar powiedzieć, iż powinnam więcej rysować lub malować. Jednak ku memu całkowitemu zaskoczeniu, dodała – "Wszystko, co potrafisz robić, to użalać się nad sobą".

      Zacisnęłam palce na samochodowej klamce – "To nieprawda" – zaprotestowałam – "Kim jesteś, by mowie takie rzeczy?".

      Wybuchnęła śmiechem i potrząsnęła głową – "Jesteśmy bardzo do siebie podobne" – powiedziała – "Nauczono nas bycia osobąpasywną, poddancząi przystosowującą się do sytuacji. Jednak w środku nas wszystko wrze. Jesteśmy jak gotowy do wybuchu wulkan. Do jeszcze większej frustracji przyczynia się to, iż nie mamy innych marzeń, prócz tego, że pewnego dnia znajdziemy właściwego mężczyznę, który wyrwie nas z naszej niedoli".

      Zamilkłam.

      "A więc, czyż nie mam racji?. Czyż nie mam?.
Zacisnęłam pięści, gotowajej odpowiedzieć Klara uśmiechnęła się ciepło, okazując wigor i dobre samopoczucie. Spowodowało to, iż poczułam, że nie potrzebuję kłamać czy ukrywać przed nią moich uczuć.

      "Tak, sprowadziłaś mnie na ziemię" – przyznałam.

Musiałam przyznać, że jedyną rzeczą, która nadawała sens memu codziennemu życiu, poza pracą artystyczną, była nieokreślona nadzieja, że pewnego dnia spotkam mężczyznę, który mnie zrozumie i doceni mojąwyjątkowosc.

      "Możliwe, że twoje życie zmieni się na lepsze" – powiedziała obiecującym tonem.
Wsiadła do swego samochodu i dała znak ręką, aby jechać za nią. Uświadomiłam sobie, że w ogolę mnie nie spytała, czy mam paszport, wystarczającąilosc ubrań czy też ważne sprawy do załatwienia w domu. Nie przestraszyło to mnie ani nie zniechęciło. Nie wiedziałam dlaczego, ale od momentu, jak uwolniłam hamulec ręczny i zaczęłam jechać, byłam pewna, że dokonałam właściwego wyboru. Może moje życie całkiem się zmieni?.

iconka



Rozdział II.


Po około trzech godzinach ciągłej jazdy, zatrzymałyśmy się na lunch w mieście. Guyamas. Kiedy czekałyśmy na zamówiony posiłek, patrzyłam przez okno na wąską uliczkę, biegnącą w stronę zatoki. Grupa gołych do pasa chłopców uganiała się za piłką, kilku robotników kładło cegły na działce budowlanej, mm mieli przerwę na lunch i odpoczywali, opierając się plecami o stertę worków z cementem i pociągając wodę sodową z butelek. Wydawało mi się, że wszystko w Meksyku jest hałaśliwe i brudne.
"W tej restauracji podają znakomitą zupę z żółwia" – powiedziała Klara odzyskując mojquwagę. Właśnie w tej chwili uśmiechnięta kelnerka ze srebrnymi, przednimi zębami podała na stół dwie miski zupy Klara uprzejmie zamieniła z nią kilka słów po hiszpańsku, po czym kelnerka oddaliła się ku innym gościom.
"Nigdy nie jadłam zupy z żółwia" – powiedziałam podnosząc łyżkę i sprawdzając, czyjest czysta.
"Masz przed sobą prawdziwą ucztę" – powiedziała Klara, obserwując jak przecieram łyżkę papierową serwetką.
Niechętnie spróbowałam. Kawałki białego mięsa, pływające w kremowej zawiesinie z pomidorów, były rzeczywiście pyszne.
Zjadłam kilka dalszych łyżek zupy i spytałam – "Skąd oni biorą żółwie?".
Klara wskazała za okno – "Prosto z zatoki".
Przystojny mężczyzna w średnim wieku, siedzący przy sąsiednim stole, odwrócił. S!? i spojrzał w moim kierunku. Jego gesty były raczej wesołe mz uwodzące. Pochylił się w moją stronę, jakbyśmy się wcześniej do niego zwracały – "Żółw, którego teraz jesz, był bardzo duży" – powiedział wyraźną angielszczyzną.

"Ten żółw był wystarczająco duży, by nakarmić tuzm głodnych osób" – kontynuował mężczyzna – "Oni łowiązołwie w zatoce. Potrzeba kilku mężczyzn, by wyciągnąć taką wielką sztukę".
"Przypuszczam, że łowiąje przy pomocy harpuna, takjak wieloryby" – zauważyłam.
Mężczyzna zręcznie przysunął krzesło do naszego stołu – "Nie, myślę ze om uzywa-jąwielkich sieci" – powiedział – "Potem uderzają żółwia pałką i kiedy pozostaje nieprzytomny, rozcinająmu brzuch. W ten sposób mięso nie twardnieje tak szybko".
Mój apetyt wyfrunął przez okno. Ostatnią rzeczą, jakiej mogłabym pragnąc, było to, by przysiadł się do nasjakis obcy, mało wrażliwy, przebojowy mężczyzna. Teraz nie wiedziałam, co robić.
"Skoro jesteśmy przy temacie jedzenia, Guaymas słynie ze wspaniałych krewetek' – kontynuował z rozbrajającym uśmiechem mężczyzna – "Pozwólcie, że zamówię je dla was obu".
"Właśnie to zrobiłam" – ucięła Klara.
W tym momencie powróciła kelnerka, niosąc największe krewetki, jakie zdarzyło mi się widzieć. Wystarczyłoby ich na bankiet. Było tego o wiele za dużo dla mnie i Klary, niezależnie jak bardzo głodne mogłyśmy być.
Nasz niechciany towarzysz spojrzał na mnie, czekając na zaproszenie do wspólnego posiłku. Powiodłoby mu się, gdybym była sama. Przyłączyłby się wbrew mojej woli. Jednak Klara miała inne zamiary i zareagowała w zdecydowany sposób. Skoczyła na równe nogi z kocią zręcznością i groźnie zawisła nad mężczyzną, spoglądając w dół, wjego oczy – "Wynos się, ty gadzie""- wrzasnęła po hiszpańsku – "Jak śmiałeś siąść przy naszym stole. Moja siostrzenica niejest pieprzoną dziwką1".
Jej postawa była tak mocna, a ton głosu tak szokujący, że wszyscy w sali zamilkli. Wszystkie oczy zwróciły się w naszym kierunku. Mężczyzna skulił się tak żałośnie, że było mi go żal. Po prostu osunął się z krzesła i częściowo czołgając, wytoczył na dwór.
"Wiem, że zostałaś wychowana, by dogadzać mężczyznom, po prostu dlatego, że są mężczyznami" – powiedziała do mnie Klara siadając ponownie – "Zawsze byłaś miła dla mężczyzn, a oni obierali cię z wszystkiego. Czyż nie wiesz, że mężczyźni karmią się kobiecą energią1".
Byłam zbyt zmieszana, by z nią dyskutować. Czułam, że spojrzenia wszystkich koncentrują się na mnie.
"Pozwalasz, by om okręcali cię wokół palca, gdyż się nad nimi litujesz" – kontynuowała Klara – "W głębi swego serca jesteś przekonana, że powinnaś opiekować się mężczyznami, każdym mężczyzną". Jeżeli ten idiota byłby kobietą, nigdy byś nie pozwoliła, by usiadł przy naszym stoliku".
Mój apetyt został zepsuty. Popadłam w zły, melancholijny nastrój.
"Widzę, że dotknęłam bolesnego miejsca" – powiedziała Klara z wymuszonym uśmiechem.
/robiłaś scenę. Byłaś gwałtowna" – powiedziałam z wyrzutem ^decydowanie tak" – odpowiedziała śmiejąc się – "Jednocześnie przestraszyłam go na śmierć". Jej twarz była tak otwarta i wydawała się być tak szczęśliwa, że w końcu musiałam się roześmiać, kiedy przypominałam sobie, jak zaszokowany był mężczyzna – "Jestem jak moja matka" – narzekałam – "Zrobiła ze mnie mysz, jeśli chodzi o stosunki z mężczyznami".
W chwili, gdy wypowiedziałam tą mysi, moja depresja znikła i znowu poczułam głód. Zmiotłam prawie cały talerz krewetek.
"Nie majak to robić dobry początek z pełnym brzuchem" – stwierdziła Klara. Nagły boi przeniknął mój żołądek. Z powodu podniecenia podrożą zapomniałam zapytać Klarę ojej dom. Być może była to chata, jakie widywałam przejeżdżając przez meksykańskie miejscowości. Jakie jedzenie będę spożywała?. Być może był to mój ostatni dobry posiłek.
Czy będę w stanie pić zwykłą meksykańską wodę?. Przewidywałam poważne problemy z układem pokarmowym. Nie wiedziałam, w jaki sposób spytać Klarę o warunki mego pobytu, nie obrażając jej Klara patrzyła na mnie krytycznie. Wydawało się, że czuje moje zamieszanie.
"Meksykjest trudnym krajem" – powiedziała – "Ani na moment nie możesz pozwolić sobie na nieuwagę, lecz przyzwyczaisz się do tego".
"Pomocna część kraju jest nawet bardziej dzika niż reszta. Ludzie ciągną tu w poszukiwaniu pracy lub zatrzymują się przed przekroczeniem granicy. USA. Przyby-wająpociągami towarowymi. Niektórzy tu zostają, inni podróżują w kierunku centrum towarowymi wagonami, by pracować na dużych farmach, należących do prywatnych właścicieli.
Jednak nie ma tu dostatecznie dużo żywności i pracy, tak więc większość jedzie do Stanów. Zjednoczonych jako tracen.
Zjadłam zupę do ostatniej kropli, żałując najmniejszej drobiny – "Powiedz mi więcej o tej okolicy, Klaro".
"Wszyscy. Indianie, mieszkający tutaj, pochodzą z plemienia Yaqui. Zostali ponownie przeniesieni w rejon pustyni. Sonora przez meksykański rząd – "Czy znaczy to, że nie byli tu zawsze?".
"Jest to ich ojczysta ziemia" – powiedziała Klara – "Jednak w latach dwudziestych i trzydziestych zostali stąd wyrwani i tysiącami przeniesieni do centralnego. Meksyku. Później pod koniec lat czterdziestych ponownie przeniesiono ich w rejon pustyni. Sonora Klara nalała sobie wody mineralnej do szklanki, a potem napełniła moją – "Ciężko jest mieszkać na pustyni. Sonora"-powiedziała – "Jak zauważyłaś podczas jazdy, ziemia tutaj jest dzika i niegościnna, Indianie jednak nie mająwyboru innego, jak osiedlanie się na obszarach tego, co kiedyś było. Rzeką Yaqui. Tam, w starożytnych czasach, pierwotni. Indianie Yaqui budowali swój e święte miasta i żyli w nich przez setki lat przed przybyciem. Hiszpanów.

"Czy będziemy przejeżdżać przez te miasta" – zapytałam.
"Nie. Nie mamy czasu. Chcę dotrzeć do Nayojoa przed zmrokiem. By może któregoś razu będziemy mogli zrobić wycieczkę do tych świętych miast".
"Dlaczego te miasta są święte?".
"Ponieważ dla Indian usytuowanie każdego miasta nad rzeką nawiązywało do jakiegoś fragmentu świata mitycznego. Podobnie jak magmowe góry w Arizonie, te miejsca są miejscami mocy. Indianie mająbardzo bogatą mitologię. Wierzą, że mogą wchodzie i wychodzić ze świata snów w momencie, kiedy będą świadomi tego, że śnią. Wiesz, ich koncepcja rzeczywistości rożni się od naszej".
"Zgodnie z mitologią Yaqui te miasta istniejąrowmez w innym świecie" – kontynuowała Klara – "Otrzymują one moc istnienia z obszaru eterycznego. Indianie nazywają siebie ludźmi merjzumnymi w odróżnieniu od nas, których nazywają ludźmi rozumnym?'.
"Jakiego rodzaju mocą dysponuj ą?" – zapytałam.
"Magią, czarami, wiedzą. To wszystko przychodzi do nich bezpośrednio ze świata snu.
Ten świat opisany jest w ich legendach i opowieściach. Indianie Yaqui mająboga-tą, rozległąhistonę, przekazywaną drogą ustną".
Rozejrzałam się po restauracji. Zastanawiałam się, którzy ludzie, siedzący przy stolikach, byli. Indianami, a którzy. Meksykanami. Niektórzy mężczyźni byli wysocy i muskularni, podczas gdy inni niscy i krępi. Wszystkie osoby wydawały mi się obce i czułam ukrytą wyższość.
Klara skonczyłajesc krewetkę z fasoląi ryżem. Czułam się pełna. Jednak wbrew moim protestom Klara nalegała, by zamówić karmelowy krem na deser.
"Najedz się do syta" – powiedziała mrugając oczami – "Nigdy nie wiadomo, kiedy będziesz j adła następny posiłek i z czego będzie się on składał. Tu w Meksyku zaw sze jemy to, co na bieżąco ubijemy".
Wiedziałam, że mnie namawia, a jednocześnie czułam prawdę wjej słowach. Wcześniej na autostradzie widziałam osła, zabitego przez samochód. Wiedziałam, że na wsiach brakuje lodówek i dlatego ludzie jedzą świeże mięso, które właśniejest dostępne. Nie mogłam sobie wyobrazić, jaki będzie mój następny posiłek. Po cichu postanowiłam, że mój pobyt u Klary ograniczę do kilku dni.
Klara kontynuowała swoją opowieść poważnym tonem – "Sytuacja. Indian w tym rejonie zmieniła się ze złej na gorszą. Kiedy rząd wybudował tamęjako część elektroy.ni wodnej, bieg rzeki Yaqui zmienił się tak drastycznie, że ludzie musieli zabierać się i osiedlać w innych miejscach.
Twardy charakter tego życia kontrastował z moim własnym wychowaniem, gdzie miałam zawsze pod dostatkiem jedzenia i codzienny komfort materialny. Zastanawiałam się czy przybycie do Meksyku nie było wyrazem ukrytej potrzeby całkowitej zmiany mego życia. Całe życie tęskniłam za przygodą, a obecnie, gdy byłam w jej centrum czułam strach przed nieznanym.
Wzięłam trochę karmelowego kremu i starałam się usunąć z mego umysłu strach, który pojawił się we mnie w chwili, gdy spotkałam Klarę na pustkowiu w Arizonie. Ryłam zadowolona z jej towarzystwa. W tej chwili byłam nasycona ucztą z wielkich krewetek i zupą z żółwia. Chociaż Klara osobiście wspominała, że może być to mój ostatni dobry posiłek, zdecydowałam się jej zaufać i pozwolić, by przygoda trwała.
dalej.
Klara zapłaciła rachunek w restauracji. Potem napełniliśmy samochody benzyną i ponownie znalazłyśmy się na szosie. Po przejechaniu kilku godzin przybyłyśmy do Nayojoa. Nie zatrzymałyśmy się tam, lecz minęłyśmy miasto. Skręciłyśmy z Pan American. Highway na żwirową drogę prowadzącą na wschód. Kończyło się popołudnie. Faktycznie w ogolę nie byłam zmęczona. Radowałam się pozostałą częścią podroży. Im bardziej posuwałyśmy się na południe, tym bardziej dobre samopoczucie i odczucie szczęścia zastępowało mojąnawykową, neurotycznąi depresyjną postawę. Po ponad godzinie posuwania się wyboistą drogą Klara zmieniła kierunekjazdy i dała znak, bym podążała za nią. Zatrzymałyśmy się na twardym gruncie, przy wysokim murze zwieńczonym kwitnącymi kwiatami bougamyillaea. Zaparkowałyśmy na kawałku ubitej ziemi, przy końcu muru.
"Tutaj właśnie mieszkam" – zawołała do mnie, kieu> uwolniła się z pasów bezpieczeństwa.
Podeszłam do jej samochodu. Wyglądała na zmęczoną i jakby jeszcze większą – "Wyglądasz tak samo świeżo, jak na początku podroży" – skomentowała – "Ach, te cuda młodości".
Po drugiej stronie muru, zupełnie zasłonięty przez drzewa i gęste krzaki, wynurzał się duży dom z pokrytym dachówką dachem, okratowanymi oknami i wieloma balkonami. W oszołomieniu podążyłam za Klarąprzez żelazną, kutą bramę, wyłożone cegłami patio i ciężkie drewniane drzwi na tył domu. Pusty hol był wyłożony terrakotą, która podkreślała moc malowanych na biało ścian i wykonanych z naturalnego drewna belek sufitowych. Przeszłysmy tamtędy i znalazłyśmy się w obszernym pokoju gościnnym.
Białe ściany były wyłożone pięknie malowanymi kaflami. Dwie sofy w czystym, beżowym kolorze oraz cztery fotele były zgrabnie ustawione wokół ciężkiego, drewnianego stołu. Na blacie stołu leżały otwarte czasopisma wjęzyku angielskim i hiszpańskim. Miałam wrażenie, że ktoś przed chwiląje czytał, siedząc najednym z foteli, lecz oddalił się pospiesznie, kiedy weszłysmy przez tylne drzwi.
"Co myślisz o moim domu?" – zapytała Klara promieniując dumą.
, Jest fantastyczny" – powiedziałam – "Kto mógłby pomyśleć, że może być taki dom w dzikim zakątku?". Wówczas moje zazdrosne – "ja" – podniosło swojągłowę i poczułam. S!? zupełnie chora. Był to rodzaj domu, o jakim zawsze marzyłam. Jednocześnie wiedziałam, że nie będzie mnie na to stać.

"Nie wiesz nawet, jak trafnie nazwałaś to miejsce fantastycznym" – powiedziała – "Wszystko, co mogę ci powiedzieć na temat domu, dotyczy tego, że podobnie jak magmowe góry, które widziałyśmy tego ranka, jest on nasycony mocą. Spokojna, wspaniała moc przepływa tutaj, podobnie jak prąd przepływa przez elektryczne przewody.
Po usłyszeniu tego, zdarzyła się trudna do wyjaśnienia rzecz moja zazdrość znik-nęła. Zniknęła całkowicie wraz z ostatnim słowem, które Klara wypowiedziała.
"Teraz pokażę ci twoją sypialnię" – oznajmiła – "Ustalę także pewne zasadnicze reguły, których musisz przestrzegać jako mój gość".
Każda część domu, która znajduje się po prawej stronie i z tyłu pokoju gościnnego, jest do twojej dyspozycji. Jednak nie możesz wchodzie do żadnej sypialni, za wyjątkiem twojej.
W tym obszarze możesz używać wszystkiego. Możesz nawet łamać przedmioty pod wpływem gniewu lub kochać je w przypływie uczuć. Natomiast lewa strona domu niejest ci dostępna w żadnym czasie, w żaden sposób i w żadnej postaci. Tak więc nie zbliżaj się do mej.
Byłam zaskoczonajej dziwacznym żądaniem. Jednak zapewniłam, że zrozumiałam o co chodzi i ze zastosuję się do jej życzeń. Moje rzeczywiste uczucia mówiły mi, że jej żądanie było nieuprzejme i arbitralne. W rzeczywistości im bardziej ostrzegała mnie bym trzymała się z dala od pewnych części domu, tym bardziej ciekawa stawałam się byje ujrzeć.
Klara wydawała się myśleć jeszcze o czymś i dodała – "Oczywiście możesz korzystać z pokój u gościnnego. Możesz nawet spać tu na sofie, j esh j estes zbyt zmęczona lub zbyt leniwa, by pojsc do sypialni. Inne części, z których nie możesz korzystać, to teren na froncie domu oraz główne wejście. Jest ono od dawna zamknięte, tak więc korzystaj z tylnego".
Klara nie pozostawiła mi czasu na odpowiedz. Poprowadziła mnie na dół długim korytarzem wzdłuż zamkniętych drzwi, które były sypialniami i z tego powodu były dla mnie zakazane. Dotarłyśmy do mojej sypialni. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam, było drewniane, podwójne ozdobne łozę. Pokrywałaje piękna, biała, zrobiona na szydełku kapa.
Obok okna, przy ścianie stała etażerka, wypełniona po brzegi antycznymi przedmiotami, porcelanowymi ważami i figurkami, cienkimi miseczkami i ?. Po drugiej stronie znajdowała się dobrze dopasowana do całości szafa, którą Klara otworzyła. Wewnątrz wisiały najlepszej jakości damskie ubrania, płaszcze, kapelusze, były tam też buty, parasole oraz laski. Wszystkie wydawały się być pięknie, ręcznie wykonanymi przedmiotami. Zanim zdołałam zapytać Klarę, gdzie zdobyła te piękne rzeczy, zamknęła drzw i szafy – "Czuj się wolna i używaj, czego tylko zechcesz" – powiedziała – "To są twoje ubrania i to jest twój pokój tak długo, jak długo będziesz pozostawać w tym domu. Później spojrzała przez ramię, jakby ktoś jeszcze był w tym pokoju i dodała – "Kto może powiedzieć, jak długo to będzie".
Wydawało się, że mówi o długiej wizycie. Czułam, jak pocą się moje dłonie, gdy nieporadnie probowałamjej powiedzieć, że mogę pozostać tylko kilka dni Klara zapewniła mnie, zejestem z nią całkowicie bezpieczna tutaj, o wiele bardziej mz wjakim-kolwiek innym miejscu. Dodała, iż byłoby to głupie z mojej strony, gdybym nie wykorzystała szansy na poszerzenie mojej wiedzy.
"Aleja muszę szukać pracy" – powiedziałam, chcąc się usprawiedliwić – "Nie mam.
pieniędzy".
"Nie martw się o pieniądze" – odpowiedziała – "Pożyczę ci tyle, ile potrzebujesz albo ci po prostu dam. Nie stanowi to problemu".
Podziękowałam zajej propozycję i poinformowałam, że zostałam wychowana w przekonaniu, że przyjmowanie pieniędzy od obcej osoby jest zupełnie niewłaściwe. Niezależnie od tego, jak dobre zamiary ma dana osoba.
Zareplikowała, mówiąc – "Myślę, Taisha, że jest to inna sprawa. Stałaś się zła, kiedy poprosiłam, byś nie używała lewej części domu ani głównego wejścia. Wiem, że pomyślałaś, zejestem arbitralna i nazbyt dyskretna. W związku z tym nie chcesz zostać dłużej mz przez grzeczność dzień czy dwa. Może nawet myślisz, że jestem ekscentryczną, starszą kobietą z parą nietoperzy na strychu".
"Nie, nie. Klaro, to nie jest tak. Muszę zapłacie za wynajem mieszkania. Jeśli nie znajdę szybko pracy, nie będę miała pieniędzy, a przyjmowanie ich od kogoś nie wchodzi w moim przypadku w grę".
"Czy chcesz przez to powiedzieć, że nie poczułaś się obrażona przez moje żądanie, by nie korzystać z pewnych części domu"?".
"Oczywiście, że nie".
"Czy nie byłaś ciekawa, dlaczego postawiłam takie żądanie?".
"Tak, byłam ciekawa".
"W porządku. Powodem mego ządamajest to, że inne osoby mieszkają w tej części domu".
"Czy są to twoi kuzyni, Klaro?".
"Takjestesmy dużą rodziną. W istocie są tu dwie rodziny mieszkające wspólnie".
"Czy są to duże rodziny?".
"Tak, każda z nich liczy sobie ośmiu członków. Daje to razem szesnastu mieszkańców domu".
"Czy oni wszyscy mieszkająpo lewej stronie domu?" – zapytałam.
W całym moim życiu nie słyszałam o tak dziwnym rozwiązaniu.
"Nie, tylko osiem osób mieszka w lewej części domu. Pozostali zamieszkują w prawej, razem ze mną. Jesteś moim gościem, więc musisz pozostawać w prawej części. Jest o bardzo ważne. Może się to wydawać niecodzienne, lecz nie jest czymś, czego nie można pojąc.
Podziwiałam moc, ktorąmiała nade mną. Jej słowa uspokajały moje emocje, lecz we studziły mego umysłu. Wiedziałam, że aby inteligentnie reagować w dowolnej.

sytuacji potrzebuję współdziałania obu czynników czynnego umysłu i żywych emocji. W przeciwnym razie stałabym się pasywna i czekałabym jedynie na zewnętrzne impulsy, które mogłyby mnie poruszyć. Przebywanie z Klarą uświadomiło mi, że niezależnie od moich protestów, walki o to, by być kimś innym, wolnym, nie byłam zdolna do jasnego myślenia i podejmowania własnych decyzji.
Klara spojrzała na mnie w szczególny sposób, jakby podążała za moimi myślami. Spróbowałam ukryć moje myśli poprzez pospieszne stwierdzenie – "Twój dom,jest piękny, Klaro. Czyjest on bardzo stary?".
"Oczywiście" – odpowiedziała, lecz nie określiła, czy odnosi się to do piękna domu czy też do jego wieku.
Następnie z uśmiechem dodała – "Teraz, kiedy obejrzałaś dom, to znaczyjego jedną połowę, mamy przed sobą małą pracę do wykonania".
Wyjęła z szuflady latarkę, natomiast z szafy sportową, chińską kurtkę i parę turystycznych butów. Powiedziała, żebym to założyła na siebie, ponieważ po małym posiłku pójdziemy na wycieczkę.
"Przed chwilą tu przyjechałyśmy" – zaprotestowałam – "Zaraz zrobi się ciemno, czyż nie tak?".
"Tak. Chcę cięjednak zabrać na punkt widokowy na wzgórzach, skąd można zobaczyć dom wraz z przyległymi gruntami. Najlepiej jest oglądać dom po raz pierwszy właśnie o tej porze dnia. Wszyscy oglądaliśmy go po raz pierwszy o zmierzchu".
"Co miałaś na myśli, gdy mówiłaś my" – zapytałam.
"Szesnaście osób, które tutaj mieszka, oczywiście. Wszyscy wykonujemy te same czynności".
"Wszyscy macie ten sam zawód?" – zapytałam nie mogąc ukryć mego zaskoczenia.
"Na szczęście nie" – odpowiedziała unosząc ręce ku twarzy w trakcie, gdy się śmiała.
"Mam na myśli to, że cokolwiekjedno z nas obowiązkowo czyni, obowiązuje to również pozostałych. Każdy z nas widział po raz pierwszy ten dom o zmierzchu, więc ty też powinnaś to uczynić. Chodźmy'".
"Dlaczego mnie w to wciągasz, Klaro?".
"Powiedzmy dlatego, zejestes moim gościem".
"Czy spotkam później twoich krewnych?".
"Poznasz ich wszystkich" – zapewniła mnie. W tej chwili nie ma nikogo w domu, oprócz nas oraz pilnującego psa".
"Czy oni gdzieś wyjechali?".
"Dokładnie, wszyscy wyjechali w daleką podroż. Ja pozostałam na miejscu i wraz z psem pilnuję domu".
"Kiedy oczekujesz ich powrotu?".
"To może być kwestia tygodni, a nawet miesięcy".
, Jtokąd oni wyjechali?".
'. Zawsze jesteśmy w ruchu. Czasami ja wyjeżdżam na dłużej i wtedy ktoś inny nozóstaje i pilnuje domu".
Byłam bliska ponownego zapytania, dokąd om wyj echali, lecz Klara odpowiedziała na moje pytanie – "Om wszyscy wyjechali do Indu" – odpowiedziała.
"Cała piętnastka?"- spytałam niedowierzająco.
"czyż niejest to godne uwagi?. To kosztuje mnóstwo pieniędzy'". Powiedziała to tonem głosu, który miał być karykaturą mojej irytacji tak, że roześmiałam się wbrew sobie. Wówczas uderzyła mnie mysi, że to nie jest bezpieczne, być w takim oddalonym, pustym domu tylko w towarzystwie Klary.
.Jesteśmy same, lecz nie ma się czego bać w tym domu" – powiedziała stanowczo. JMoze z wyjątkiem psa. Kiedy powrócimy z wycieczki, zapoznam cię z nim. Powinnaś być bardzo spokojna, gdy się z mm spotkasz. On potrafi widzieć na wylot i atakuje, kiedy czuje najmniejsze objawy wrogości czy też strachu".
"Ale ja się boję" – powiedziałam pospiesznie. Właśnie zaczęłam się trząść.
Nienawidziłam psów od chwili, gdy byłam dzieckiem i jeden z dobermanów mego ojca skoczył na mnie i powalił na ziemię. Pies nie ugryzł mnie, lecz warczał i obnażał ostre zęby.
Przeraźliwie wołałam o pomoc, gdyż byłam zbyt przestraszona, by się poruszyć. Byłam tak przerażona, że narobiłam w majtki. Pamiętałam, j ak moi bracia naigrywali się ze mnie, nazywając mnie niemowlakiem, który powinien nosie pieluszki.
"Sama też nie bardzo lubię psy" – powiedziała Klara, – "lecz pies, którego mamy, nie jest zwykłym czworonogiem. Jest on czymś więcej".
Klara rozbudziła moje zainteresowanie, lecz nie usunęła złych przeczuć.
,Jeśli chcesz najpierw odświeżyć się, pójdę z tobą do budynku z łazienką. Pies może krążyć gdzieś w pobliżu" – powiedziała.
Pokiwałam głową. Byłam zmęczona i zła. Wpływ długiej jazdy ostatecznie dał mi się we znaki. Chciałam zmyć z twarzy kurz i rozczesać moje splątane włosy.
Klara poprowadziła mnie przez inny korytarz i tylne wyj scie. W pewnej odległości od domu znajdowały się dwa niewielkie budynki.
"To jest moja sala ćwiczeń" – powiedziała wskazując najeden z nich – "Tam również nie możesz wchodzie, chyba ze pewnego dnia zaproszę cię".
"Czy w tym miejscu praktykujesz sztuki walki?".
"Takjest" – odparła sucho – "Drugi budynek to łaźnia".
"Zaczekam na ciebie w pokoju gościnnym, gdzie będziemy mogły zjeść kanapki e przejmuj się swoimi włosami" – powiedziałajakby zauważając moje niepokojące ysii – "Nie mamy tu luster. Lustra są podobne do zegarów, odnotowują upływ czasu ^hodzi o to, by to odwrocie".
*-nciałamjązapytac, co miała na myśli, mówiąc o odwróceniu upływu czasu, lecz.
Ponaglała mnie, bym szła do łazienki. W środku odkryłam szereg drzwi. Ponieważ.

nie mogłam znaleźć toalety, a Klara nie uczyniła żadnych zastrzeżeń na temat lewei i prawej strony budynku, zbadałam wszystkie pomieszczenia.
Po jednej stronie głównego korytarza znajdowało się sześć ubikacji z nisko usytuowanymi drewnianymi, toaletowymi otworami. Niezwykłe było to, że nie czułam charakterystycznego zapachu środków odkażających ani też smrodu wapna. Mogłam słyszeć przepływającą dołem wodę, ale nie potrafiłam powiedzieć, w jaki sposób i skąd ona dopływa.
Po drugiej stronie korytarza znajdowały się trzy pięknie wyłożone kaflami pomieszczenia. W każdym znajdowała się wolno stojąca, zabytkowa balia oraz półka, na której stał napełniony wodą dzban oraz porcelanowa miska. W pomieszczeniu nie było luster ani też metalowych przedmiotów, w których mogłabym zobaczyć swoje odbicie. W ogolę nie było instalacji hydraulicznych. Wlałam wodę do miski, spryskałam nią twarz, a potem przeczesałam palcami moje splątane włosy. Nie użyłam jednego z białych, czystych tureckich ręczników, gdyż bałam się, że go pobrudzę. Zamiast tego wytarłam dłonie papierowymi chusteczkami, które znalazłam na półce. Wzięłam kilka głębokich oddechów i natarłam dłonią mój sztywny kark, zanim wyszłam na zewnątrz by spotkać się ponownie z Klarą.
Zastałam ją w pokoju gościnnym, jak układała kwiaty w biało-mebieskiej, chińskiej ważie. Czasopisma, które były poprzednio otwarte, zostały starannie złożone a obok nich znajdował się talerz z pożywieniem. Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła.
"Wyglądasz świeżo, jak stokrotka"-powiedziała – "Poczęstuj się kanapką. Wkrótce zapadnie zmierzch. Nie mamy czasu do stracenia".



iconka

#5


Rozdział III.

Po tym, jak połknęłam połowę kanapek z szynką, pospiesznie założyłam otrzymane od Klary buty oraz kurtkę i opuściłyśmy dom, trzymając w dłoniach solidne latarki. Buty były zbyt ciasne i lewy ocierał mojąpiętę. Byłam pewna, że będę miała pęcherz. Z drugiej strony czułam zadowolenie, że wzięłam kurtkę, ponieważ wieczór był chłodny. Postawiłam kołnierz i zapięłam guziki.
"Będziemy poruszać się wokół terenu domu" – powiedziała Klara. Chcę, abyś zobaczyła dom z pewnej odległości i to w porze zmierzchu. Będę ci wskazywała pewne rzeczy, utrzymuj więc baczną uwagę".
Szłysmy wąskim szlakiem. W oddali dostrzegałam ciemne, postrzępione sylwetki wschodnich gór na tle purpurowego nieba. Kiedy zauważyłam, j ak groźnie one wyglądają, Klara odpowiedziała, że ich eteryczna esencja jest starożytna. Powiedziała, że wszystkie rzeczy w świecie widzialnym i niewidzialnym posiadająeteryczną esencję. Człowiek powinien być wrażliwy na to, aby właściwie postępować.
To, co powiedziała, przypomniało mi moją własną metodę spoglądania na południowy.
horyzont, aby uzyskać wgląd i odpowiedz, co do kierunku działania Klara kontynuowała.
swojąopowiesc o górach, drzewach i eterycznej esencji skał. Wydawało mi się, ze Klara.
"Wewnetrzmła chińską kulturę do tego stopnia, że mówi, posługując się zagadkami, w taki.
sposób jak czynią to oświecone osoby, opisane w literaturze. Wschodu. Uzmysłowiłam.
ie, że na głębokim poziomie ulegam. Klarze przez cały dzień. Było to dziwne odczucie,
wiem Klara była ostatnią osobą, którą chciałabym traktować w nieautentyczny sposób.
wykie ulegałam słabym lub dominującym osobom, a Klara nie miała takich cech.
»l o jest to miejsce" – powiedziała Klara wskazując na polanę położoną na wzme-Slenm – "Możesz stąd zobaczyć dom".

Zeszłysmy ze szlaku i podążałyśmy do płaskiego miejsca, które wcześniej wskazała. Roztaczał się stamtąd zapierający dech w piersi widok na dolinę. Widziałam duże skupiska wysokich, zielonych drzew, otoczone przez brązowe przestrzenie. Nie widzia-łamjednak domu, ukrytego wśród drzew i krzaków.
"Dom jest doskonale zorientowany według czterech kierunków" – powiedziała Klara, wskazując na zielony gąszcz – "Twoja sypialnia jest od pomocnej strony, zakazana część domu znajduje się po południowej stronie. Główne wejście znajduje się od wschodu, zaś patio i tylne drzwi od zachodu".
Klara wskazywała ręką, gdzie znajdująsię te wszystkie części, leczja nie potrafiłam ich zobaczyć. Widziałam tylko ciemne, zielone plamy.
,Trzeba mieć widzenie niczym promienie. Roentgena, by zobaczyć dom" – narzekałam – "Jest całkowicie ukryty pośród drzew".
"Są to bardzo ważne drzewa" – powiedziała uprzejmie Klara, ignorując mojąchęc do kłótni – "Każde z tych drzewjest indywidualną istotą, z określonym celem w życiu".
"Czyż nie jest tak, że każda żywa istota na tej ziemi ma określony cel?" – powiedziałam rozdrażniona.
Coś drażniło mnie w entuzjastycznym sposobie w jaki, Klai a pokazywała mi swoją posiadłość. Fakt, że nie mogłam zobaczyć czegoś, co mi pokazywała, zirytował mnie jeszcze bardziej. Mocny poryw wiatru wydął mojąkurtkę i wtedy pojawiła się we mnie mysi, że moja irytacja może być efektem zazdrości.
"Nie chciałabym, aby zabrzmiało to trywialnie" – przepraszała Klara – "Chciałam jedynie powiedzieć, że każda osoba i każda rzecz znajduje się w moim domu z istotnego powodu. Dotyczy to drzew, mnie i oczywiście ciebie".
Chciałam zmienić temat, a nie mając niczego lepszego do powiedzenia, zapytałam – "Czy kupiłaś ten dom. Klaro?".
"Nie, odziedziczyłam go. Należał on do rodziny przez wiele pokoleń. Jednak w toku burzliwych wydarzeń historycznych, które miały miejsce w Meksyku, był wielokrotnie buizony i odbudowywany".
Zorientowałam się, że czuję się dobrze, kiedy stawiam. Klarze proste, bezpośrednie pytania i otrzymuję bezpośrednie odpowiedzi. Jej wykład o eterycznej esencji był na tyle abstrakcyjny, że potrzebowałam przez jakiś czas rozmów} o czymś zwyczajnym. Lecz ku memu zaskoczeniu Klara ucięła naszą zwykłą rozmowę i przeszła znów, do swoich tajemniczych wynurzeń.
"Ten domjest odbiciem działań wszystkich ludzi, którzy tu zamieszkiwali" – powiedziała prawie z czcią – "Najlepszym znakiem tego jest fakt, izjest to ukryte. W pewnym sensie jest to widoczne, ale nikt nie może tego zobaczyć. Zapamiętaj to. Jest to bardzo istotne1".
Jak mogłabym tego nie zapamiętać?. Przez ostatnie dwadzieścia minut wpatrywa~ łam się w półmrok, aby zobaczyć dom. Chciałabym mieć lornetkę, by zaspokoić moją ciekawość. Zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, Klara zaczęła schodzie ze w zgorza.
fhetnie pozostałabym tam dłużej, by pooddychać świeżym, nocnym powietrzem. Oba-.
ałam się jednak, że nie odnajdę drogi powrotnej wśród ciemności. Zapamiętałam.
trasę tak aby powrocie w to miejsce w ciągu dnia i zlustrować okolicę oraz wreszcie.
ujrzeć dom.
Powróciłyśmy do domu od strony tylnego wejścia. Panowały kompletne ciemno-'ci. Jedynie światło latarek wyznaczało jasną przestrzeń Klara usiadła na drewnianej ławie i powiedziała, żebym zdjęła kurtkę oraz buty. Następnie umiesciłamje na wieszaku obok drzwi.
Byłam wściekle głodna. Jednocześnie uważałam za nietakt pytanie Klary, czy bę-dziemyjadły kolację. Być może uważała, że obfity posiłek, jaki miałyśmy w Guaymas wystarczy na cały dzień. Jednak sadząc z rozmiarów ciała Klary nie należała ona do osób, które skąpiłyby sobie jedzenia.
"Chodźmy do kuchni i zobaczmy, co możemy znaleźć do jedzenia" – zaproponowała – "Najpierwjednak chcę ci pokazać, gdzie znajduje się generator prądu i jak się go uruchamia".
Poprowadziła mnie, oświetlając drogę latarką, do ceglanej szopy, pokrytej blaszanym dachem. W szopie znajdował się mały, spalinowy generator. Wiedziałam, jak się uruchamia takie urządzenie, mieszkałam bowiem na wsi, gdzie mieliśmy podobny generator na wypadek awarii sieci energetycznej. Kiedy przekręciłam włącznik, zobaczyłam, że tylko jedna część domu i część korytarza została oświetlona. Pozostałe partie domu pozostawały w ciemności.
"Dlaczego nie zelektryfikowałaś całego domu?" – zapytałam Klarę – "To nie ma sensu, by pozostawiać jedną część domu w takim stanie". Kierowana wewnętrznym impulsem dodałam – "Jeśli chcesz, mogę to zrobić dla ciebie".
Spojrzała na mnie zaskoczona – "Czy jesteś pewna?. Czy nie puścisz tego domu z dymem?".
"W rodzinnym domu byłam uważana za specjalistkę od elektryczności. Pracowałam przezjakis czas jako uczeń w warsztacie elektrycznym. Doradzałam elektrykom, wjaki sposób najlepiej można poprowadzić elektryczne przewody".
Klara roześmiała się z głębi brzucha. Nie widziałam mc śmiesznego w tym, że pracowałam jako elektryk.
"Dziękuję za propozycję" – powiedziała odzyskując głos – "Jednak domjest zelektryfikowany dokładnie w sposób, w jaki sobie życzymy. Używamy prądu tylko tam, gdzie sobie tego życzymy".
Przypuszczałam, że używają światła przede wszystkim w kuchni. Żywym krokiem skierowałam się w stronę oświetlonego obszaru Klara przytrzymała mnie za rękaw.
"Dokąd idziesz?" – zapytała.
»Do kuchni" – "Wybrałaś złą drogę. To jest meksykańska wieś. Ani kuchnia, ani.
enkanie znajdująsię w głównym budynku. Czy myślisz, że mamy lodówki i kuchnie gazowe?".

Poprowadziła mnie wzdłuż domu, obok sali ćwiczeń do innego małego budynku którego przedtem nie widziałam. Był prawie całkiem zakryty przez kwitnące, kolczaste drzewa. Kuchnia była jednym, ogromnym pomieszczeniem, wyłożonym terakotą, swie-zo odmalowanym na biały kolor. Na suficie był umieszczony szeregjasnych swiate}. Ktoś włożył dużo pracy wjej unowocześnienie, jednak większość urządzeń kuchennych była tradycyjna. Wyglądały one zabytkowe. Po jednej stronie stał ogromny żelazny, opalany drewnem piec kuchenny, w którym ku memu zaskoczeniu płonął ogień. Opierał się on na czterech nogach i miał rurę, której odprowadzenie znajdowało się w suficie. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdowały się dwa długie stoły wraz z towarzyszącymi im ławami. Obok stał stół do przygotowywania pożywienia wraz z deską do krojenia, pokrytą bruzdami po użyciu noża.
Na ścianach znajdowały się haki, na których umieszczono żelazne garnki, patelnie i rożne inne naczynia. Całość wyglądała na wiejską, lecz dobrze wyposażoną kuchnię. Tego rodzaju projekty pojawiały się w czasopismach.
Na piecu stały trzy gliniane garnki z pokrywkami Klara zaprosiła mnie, bym siadła przy stole. Sama podeszła do pieca i stojąc tyłem do mnie mieszała potrawy. Po kilku minutach postawiła przede mną posiłek złożony z gulaszu, ryżu i fasoli.
"Kiedy przygotowałaś tyle jedzenia" – zapytałam z rzeczywistym zainteresowaniem, ponieważ nie miała czasu, aby zrobić to wszystko.
"Pokroiłam to wszystko i pozostawiłam na piecu zanim wyszłysmy z domu" – powiedziała lekkim tonem.
Czy myślała, że jestem tak łatwowierna''. To pożywienie musiało być przygotowywane przez kilka godzin Klara roześmiała się widząc moje pełne niedowierzania spojrzenie.
"Masz rację" – powiedziała chcąc powstrzymać moje pretensje.
"Mamy dozorcę, który czasami przygotowuje dla nas jedzenie".
"Czy ten dozorcajest teraz tutaj?".
"Nie, nie. Dozorca był tu rano, lecz teraz odszedł. Skup się najedzeniu i nie zajmuj tak nieistotnymi szczegółami, jak jego pochodzenie ".
Pomyślałam, ze Klara i jej dom sypią niespodziankami. Byłam zbyt zmęczona i głodna, by stawiać więcej pytań czy zastanawiać się nad czymś, co aktualnie nie było istotne. Jadłam zachłannie. Wielka krewetka, którą jadłam na obiad, day\no została strawiona i zapomniana. Dla kogoś, kto miał delikatne maniery, mogłam się wydać drapieżnym zwierzęciem. Jako dziecko byłam zbyt nerwowa, by zrelaksow ac się i cieszyć posiłkami. Zawsze myślałam o tym, ile naczyń będę musiała zmywać. Moi bracia celowo używali dodatkowych talerzy i zbędnych łyżek. Kurczyłam się ze strachu. Wiedziałam, że om specjalnie chcą mi dodać pracy. Na dodatek przy kazd\m posiłku mój ojciec znajdował okazję, by kłócić się z matką. Wiedział, że matka nie odchodzi od stołu zanim wszyscy nie skończą posiłku. Tak więc wylewał przed nią wszystkie żale i skargi.
Klara powiedziała, że nie muszę zmywać naczyń, chociaż zaoferowałam swoją moc. Skierowałyśmy się do pokoju gościnnego, który nie potrzebował j ej zdaniem \dnego oświetlenia. Panowały tam egipskie ciemności Klara zapaliła lampę naftową. Niedy w życiu nie widziałam światła takiej lampy. Było ono jasne i nieco przerażające, a lednoczesnie miękkie i łagodne. Migotliwe cienie poruszały się wokół. Czułam, jakbym była w sennej rzeczywistości, daleko od świata związanego z elektrycznym oświetleniem Klara, dom, pokój, to wszystko wydawało się należeć do innego czasu, do umego świata.
,Obiecałam ci, że cię zapoznam z naszym psem" – powiedziała Klara siadając na tapczanie – "Pies jest autentycznym członkiem domowej społeczności. Musisz bardzo na to uważać, co przy mm mówisz lub czujesz".
Usiadłam obok mej – "Czy to jest wrażliwy, neurotyczny pies!?" – zapytałam obawiając się spotkania.
"Wrażliwy tak, neurotyczny nie. Myślę poważnie, że ten pies j est wysoko rozwiniętą istotą. Jednak przebywanie w ciele psa czym trudnym, jeśli nie niemożliwym przekroczenie swegoya".
Roześmiałam się głośno z absurdalnej koncepcji, że pies może miecjakies pojęcie ja. Powiedziałam o tym. Klarze bezpośrednio.
"Masz rację" – przyznała – "Nie powinnam używać słowaya. Powinnam raczej powiedzieć, że utracił on poczucie ważności siebie samego".
Wiedziałam, że robi ze mnie żarty. Mój śmiech stał się bardziej ostrożny.
"Możesz się śmiać, lecz mówię to całkiem poważnie" – powiedziała Klara niskim głosem – "Pozwolę ci być świadkiem". Pochyliła się i zniżyła głos do szeptu – "Poza jego plecami nazywamy psa sapo, co po hiszpańsku znaczy 'żaba', gdyż jest on podobny do ogromnej żaby. Nie waż się jednak powiedzieć tego przy nim głośno, gdyż zaatakuje ciebie i rozszarpie na strzępy. Jeżeli mi nie wierzysz, lub jeśli jesteś na tyle naiwna, by tego spróbować i pies wpadnie w szał, jest tylko jedna rzecz, którą wtedy możesz uczynić".
"Co tojesf" – zapytałam ulegając. Klarze, lecz tym razem z poczuciem lęku.
"Powiedz bardzo szybko, że to ja wyglądam jak biała żaba. Pies bardzo lubi to słyszeć".
Nie miałam zamiaru ulegać jej sztuczkom. Wiedziałam, że jestem dostatecznie rozumna, aby nie wierzyć w te nonsensy – "Prawdopodobnie wyćwiczyłaś u psa negatyw-ąreakcję na słowo sap^" – argumentowałam – "Mam doświadczenia w tresowaniu. PSÓW. Jestem pewna, że psy nie są dostatecznie inteligentne, by wiedzieć, co ludzie 0 nich mówią".
"Zróbmy więc rzecz następującą" – zaproponowała Klara – "Zapoznam cię z psem, Potem zaczniemy przeglądać książkę do zoologu, prezentującą obrazki z żabami °?dziemy to głośno komentować. Wówczas w pewnej chwili powiedz do mnie bardzo n° iOn jest z pewnością podobny do żaby" – i zobaczymy, co się stanie.

Zanim zdołałam zaakceptować lub odrzucie jej propozycję Klara wyszła przez boczne drzwi i zostawiła mnie samą. Upewniałam samą siebie, że kontroluję sytuacje i nie pozwolę tej kobiecie, aby przekonywała mnie do absurdów.
Przeprowadzałam wewnętrzną rozmowę dla dodania sobie odwagi, by stać się bardziej asertywną. W tym właśnie momencie Klara weszła z psem tak wielkim, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Był on masywnie zbudowany. Jego łapy grubością przypominały filiżanki do kawy. Sierść była czarna i lśniąca. Miał żółte oczy, które wyrażały postawę kogoś, ktojest śmiertelnie znudzony życiem. Jego uszy były okrągłe, a pysk nadęty i pomarszczony po bokach Klara miała rację. Przypominał on wielką żabę. Pies zbliżył się do mnie i stanął. Spojrzał na Klarę, jakby czekając, że ona coś powie.
"Taisha, czy mogę cię zapoznać z moim przyjacielem. Manfredem. Manfred, tojest. Taisha".
Czułam chęć wyciągnięcia ręki i potrząsnięciajego łapą, lecz Klara przesłała mi ruchem głowy sygnał, bym tego nie czyniła – "Jest mi bardzo miło cię spotkać, Manfred" – powiedziałam, czyniąc wysiłki by się nie roześmiać ani nie wykazywać niepokoju.
Pies podszedł bliżej i zaczął obwąchiwać moje krocze. Zdegustowana odskoczyłam do tyłu. W tym momencie pies się odwrócił i uderzył mnie swoim zadem dokładnie pod stawem kolanowym, tak ze straciłam równowagę. Potem znalazłam się na kolanach, wspierając dłońmi, a bestia lizała mnie po policzku. Zanim zdołałam wstać czy odsunąć się, pies pierdnął prosto w mój nos.
Poderwałam się piszcząc Klara zanosiła się śmiechem, nie mogąc powiedzieć ani słowa. Mogłabym przysiąc, ze. Manfred także się śmiał. Był niezwykle dumny, że popisał się przed Klarą i patrzył na mnie z boku, skrobiąc podłogę swóją wielką, przednią łapą.
Byłam tak wściekła, że wrzasnęłam – "Pieprzę cię, ty śmierdząca żabo1".
W jednej chwili pies skoczył i ubodł mnie swojągłową. Znalazłam się na ziemi a on był nade mną. Jego szczęka była o centymetry od mojej twarzy. Widziałam furię w jego żółtych ślepiach. Cuchnący oddech mógł każdego przyprawie o mdłości i byłam bliska wymiotów. Im bardziej wzywałam Klarę, by pomogła mi zabrać tego przeklętego psa, tym bardziej dzikie stawało się jego warczenie. Byłam bliska zemdlenia z przestrachu kiedy poprzez warczenie psa i własny głos, usłyszałam wołanie Klary – "Powiedz mu to czego cię uczyłam, powiedz mu szybko'".
Byłam zbyt przestraszona, by mowie Klara zdenerwowana próbowała odciągnąć ode mnie psa, ciągnąc go za uszy, lecz to tylko rozsierdzało zwierzę.
"Powiedz mu, powiedz, co ci mówiłam" – krzyczała Klara.
W przerażeniu nie pamiętałam, co miałam powiedzieć. W pewnym momencie, gdy byłam bliska omdlenia, usłyszałam, jak mówię – "Przepraszam bardzo Klara jest tą osobą, która jest podobna do żaby".
Pies natychmiast przestał warczeć i usunął się z mojej klatki piersiowej Klara pomogła mi podnieść się i doprowadziła do tapczanu. Pies towarzyszył nam, jakby poda-.
Klarze rękę Klara podała mi ciepłej wody do picia, co spowodowało jeszcze więk-^ mdłości. Ledwo mogłam dojść do toalety na tyłach domu.
Później, gdy leżałam w pokoju gościnnym, Klara zasugerowała, by przejrzeć ksiąz-k o żabach i abym miała okazję, powtórzyć raz jeszcze, że to Klara jest osobą podobną , ujatej zaby. Powiedziała, że powinnam usunąć wszelkie wątpliwości z umysłu. Manfreda.
Rycie psem uczyniło go mało ważnym" – wyjaśniała – "Biedna dusza1. On nie chce.
istnieć w takiej postaci, lecz nie może nic na to poradzie. Wścieka się, ilekroć czuje, że ktoś robi z mego żarty".
Powiedziałam, że w stanie, w jakim jestem, czuję się, jak przedmiot w obszarze eksperymentów z psychologią psa Klara nalegałajednak, abym odegrała mojąrolę do końca. Kiedy tylko Klara otworzyła książkę, Manfred podszedł, by obejrzeć obrazki Klara śmiała się i żartowała, jak zabawnie wyglądają żaby.
Mówiła, że niektóre z nich są szczególnie brzydkie. Podjęłam grę i wypowiadałam słowo 'żaba' oraz hiszpański wyraz sapj tak często, jak tylko mogłam. Robiłam to głośno w kontekście naszej absurdalnej rozmowy. Nie było na to żadnej reakcji ze strony. Manfreda. Wydawał się tak znudzony, jak w chwili, gdy spotkałam go po raz pierwszy.
Kiedy, zgodnie z ustaleniem głośno powiedziałam, ze Klara wyglądajak biała żaba, Manfred poruszył ogonem i wykazywał oznaki ożywienia. Powtórzyłam kluczową frazę kilka razy i im bardziej to powtarzałam, tym bardziej żywy stawał się pies. Nagle miałam pomysł i powiedziałam, że to j a wyglądam j ak marna żaba, podobna do Klary. Wówczas pies podskoczył, jakby rażony prądem Klara powiedziała – "Posunęłaś się zbyt daleko, Taisha". Pomyślałam, ze. Manfred był tak zadowolony, iż nie mógł tego dłużej wytrzymać. Po prostu wybiegł z pokoju.
Oszołomiona, położyłam się na tapczanie. W głębi siebie, wbrew wszelkim dowodom, nie mogłam uwierzyć, by pies reagował na poniżający przydomek w taki sposób, jak to uczynił. Manfred.
"Powiedz mi, Klaro" – rzekłam, – "na czym polega ta sztuczka. Wjaki sposób wyćwiczyłaś psa, że reaguje właśnie tak?".
"To, co widziałaś, nie jest sztuczką" – odpowiedziała – "Manfredjest tajemniczą, niepoznanąistotą. Jest tylko jeden człowiek na świecie, który może go nazwać sap lub sapito czyli 'mała ząbka'. Może to powiedzieć bezpośrednio nie powodując gniewu. Manfreda. Spotkasz tego człowieka któregoś dnia. Jest on osobą, która zna tajemnicę. Manfreda i może ci jąwyjasmc ".
Klara wstała gwałtownie – "Miałaś długi dzień" – powiedziała wręczając mi lampę naftową – "Myślę, że jest to czas, abyś poszła do łóżka".
Odprowadziła mnie do sypialni – "W środku znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz"" – _ powiedziała – "Nocnik znajduje się pod łóżkiem w przypadku, gdybyś się bała lsc d° toalety na zewnątrz domu. Mam nadzieję, że będzie ci wygodnie".

Poklepała mnie po ramieniu i zmknęla w ciemnym korytarzu. Nie miałam pojęcia gdzie jest jej sypialnia. Zastanawiałam się, czy znajduje się ona w tej części domu, do której nie mam prawa wstępu. Powiedziała 'dobranoc' w tak dziwny sposób, że przez moment stałam trzymając się klamki u drzwi i domyślając się przeróżnych rzeczy. Weszłam do pokoju Światło lampy naftowej rzucało cienie wokół. Na podłodze powstawały wzory wirów, rzucane przez kwiatową ważę, którą Klara przyniosła tutaj z pokoju gościnnego. Rzeźbiona, drewniana szafa była ekranem drgających cieni. Nogi łóżka przerodziły się w wężowe linie, które wspinały się ku sufitowi. Nagle zrozumiałam, dlaczego stoi tu mahoniowa etażerka, wypełniona porcelanowymi figurkami i mozaikowymi przedmiotami Światło lampy całkowicieje przemieniło, tworząc fantastyczny świat. Mozaika i porcelana nie są stworzone, by je oświetlało światło elektryczne -pomyślałam.
Chciałam zbadać pokój, lecz byłam zbyt zmęczona. Postawiłam lampę na małym stoliku, przy łóżku i rozebrałam się. Na oparciu krzesła leżała biała, jedwabna koszula nocna, którą włożyłam. Wydawało się, że mi pasuje, przynajmniej nie ciągnęła się po ziemi.
Wdrapałam się na łóżko i oparłam plecami o poduszki. Nie zgasiłam lampy od razu. Byłam zafascynowana surrealistycznągrąciem. Przypomniałam sobie, zejako dziecko bawiłam się przed zaśnięciem. Liczyłam, jak wiele przedmiotów.
mogę rozpoznać, patrząc na ich cienie na ścianie.
Podmuch wiatru z półotwartego okna poruszał cienie. Trzepotały one na ścianie. W stanie zmęczenia widziałam kształty zwierząt, latających ptaków i drzew. Nagle wśród szarego światła zobaczyłam niewyraźny zarys pyska psa. Miał on okrągłe uszy i pomarszczoną mordę. Wydawało się, że spogląda na mnie. Wiedziałam, że to. Manfred.
Dziwne uczucia i pytania zaczęły napływać do mego umysłu. W jaki sposób mogę uporządkować wydarzenia dnia. Żadnego z nich nie mogłam sensownie wyjaśnić. Rzeczą godnquwagi było to, że moje porównanie samej siebie do marnej żaby, ustanowiło między mnąa. Manfredem nic porozumienia. Wiedziałam, że nie mogę o mm myśleć jak o zwyczajnym psie, a jednocześnie przestałam się go obawiać. Wbrew moim wątpliwościom posiadał on specjalną inteligencję, która mu umożliwiała rozumienie, o czym z Klarą rozmawiałyśmy.
Wiatr nagle rozsunął firany, rozpraszając cienie w grupę drgających drobin. Cień psa zaczął łączyć się z innymi kształtami na ścianie, jak zaklęcia, które pomogą mi przyjąć nadejście nocy.
Jakie to interesujące pomyślałam, że umysł może projektować na czystą ścian? własne doświadczenia, jakby był kamerą z dużą ilością taśm wewnątrz.
Cienie zadrgały, kiedy przykręciłam knot lampy i ostatni snop światła rozpuścił się w pokoju, pozostawiając mnie w całkowitej ciemności. Nie obawiałam się braku sw ia-tła. To, że byłam w dziwnym łożu, w dziwnym domu, nie niepokoił mnie Klara po\\ iC" – działa przedtem, że to jest mój pokój i po krótkiej chwili czułam się w mm, jak u siebie w domu. Miałam silne poczucie, zejestem chroniona.
Kiedy wpatrywałam się w ciemność przede mną, zauważyłam, że powietrze zaczęło ć. Przypomniałam sobie, co Klara powiedziała o domu ze jest on wypełniony ^ewidzialną energią, niczym strumieniem prądu elektrycznego, który płynie po prze-medacb. Z powodu mojej aktywności nie zauważyłam tego wcześniej. Teraz, w całko-W°tel ciszy, mogłam wyraźnie słyszeć łagodny, brzęczący dźwięk. Potem zobaczyłam miniaturowe bąbelki, skaczące po całym pokoju z zadziwiającąprędkoscią. One gwałtownie zderzały się ze sobą. Wydawały przy tym niski dźwięk, jak buczenie tysięcy szczół. Pokój, cały dom wydawał się być napełniony subtelną energią, która dotykała mojej istoty.


iconka

#6


Rozdział IV.

"Czy spałaś dobrze?"- spytała ranie Klara, kiedy weszłam do kuchni.
Właśnie zabierała się za śniadanie. Zauważyłam, że było także miejsce przygotowane dla mnie, chociaż poprzedniego wieczoru nie uzgadniałyśmy, o której godzinie będzie poranny posiłek.
"Spałam, jak niedźwiedź" – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Zaprosiła mnie i podała ostro przyprawione, posiekane mięso. Powiedziałam j ej, że obudzenie się w nieznanym łóżku zawsze jest dla mnie trudnym doświadczeniem. Mój ojciec często zmieniał pracę i rodzina musiała przemieszczać się po kraju. Bałam się chwil przebudzenia w nowym domu, w całkowicie rożnym, nieznanym otoczeniu. Ten strach nie powstał jednak tym razem. W momencie przebudzenia miałam uczucie, że pokój i łóżko zawsze należały do mnie.
Klara uważnie słuchała i kiwała głową – "Dzieje się tak z tego powodu, że jesteś w harmonii z osobą, do której należy ten pokój" – powiedziała.
"Czyj jest ten pokój" – zapytałam zaciekawiona.
"Pewnego dnia dowiesz się" – odrzekła kładąc sporą porcję ryżu na mój talerz obok mięsa. Podała mi widelec – "Jedz. Dzisiaj potrzebujesz dużo siły". Nie pozwoliła mi mowie, aż zjadłam wszystko z talerza.
"Co mamy zamiar robić?" – zapytałam, kiedy zebrała talerze ze stołu.
"Nie my – poprawiła mnie – "Ty pójdziesz do groty, aby zacząć ćwiczenie rekapitu-lacji".
"Co takiego. Klaro*?".
"Mówiłam ci ostatniego wieczoru, że wszystkie rzeczy i wszystkie osoby w tym domu mają określony powód, by być tutaj. Dotyczy to także ciebie".
"Dlaczego jestem tutaj, Klaro?".
Powód, dla którego jesteś tutaj będę ci wyjaśniać etapami. Najprostszy poziom tej doowiedzi to ten, zejestes tutaj, ponieważ lubisz to miejsce, niezależnie od tego, co możesz myśleć. Drugi i bardziej złożony powód to ten, zejestes tutaj, by uczyć się i praktykować fascynujące ćwiczenie zwane rekapitulacją". Co to za ćwiczenie?. Z czego się składa?".
"Mam zamiar ci o tym opowiedzieć, kiedy dotrzemy do groty".
,Dlaczego nie możesz powiedzieć mi teraz?".
"Poczekaj. Taisha. Nie mogę odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania od razu, ponieważ nie masz dostatecznie dużo energii i nie udźwignęłabyś odpowiedzi. Zajakis czas sama przekonasz się jak trudno jest od razu wyjaśnić pewne rzeczy".
"Włóż sportowe buty i ruszajmy".
Wyszłysmy z domu i zaczęłyśmy się wspinać wzdłuż niskich wzgórz w kierunku wschodnim, podążając tą samą trasą, którą posuwałyśmy się wczoraj. Po krótkiej wspinaczce rozpoznałam to samo miejsce na rozległej wyżynie, które miałam zamiar odwiedzić ponownie. Bez czekania na zachętę ze strony Klary wysunęłam się do przodu, bowiem chciałam sprawdzić, czy ujrzę stąd dom przy świetle dziennym.
Spojrzałam w dół, w kierunku doliny o kształcie niecki, która była wciśnięta pomiędzy wzgórza i pokryta zielonym listowiem. Chociaż był jasny, słoneczny dzień nie mogłam dostrzec żadnego siadu budynków. Jedna rzecz była pewna widziałam więcej potężnych drzew niż miało to miejsce wczoraj.
"Na pewno możesz rozpoznać łaźnię" – powiedziała Klara – "Jest to ta czerwonawa plama obok grupy drzew mesqmte'. Mimowolnie podskoczyłam, ponieważ byłam tak zajęta przypatrywaniem się, że nie usłyszałam, kiedy nadeszła Klara.
Aby pomoc mi w nakierowaniu uwagi wskazała na szczególną partię roślinności w dole. Pomyślałam, by powiedzieć j ej przez zwykłą grzeczność, że widzę dom. Postępowałam tak w kontaktach z ludźmi. Jednak nie chciałam rozpoczynać dnia od ulegania. Klarze. Zachowałam milczenie. Poza tym w dolinie panowało takie piękno, że zapierało mi dech w piersiach. Patrzyłam w dół tak pochłonięta widokiem, że w jednym momencie stałam się senna. Oparłam się o duży kamień i poddałam wizjom. One przeniosły mnie. Poczułam, że biorę udział w wesołym pikniku. Słyszałam śmiech ludzi.
Moja wizja skończyła się, kiedy Klara podniosła mnie na nogi, unosząc pod pachy.
,,Na boga, Taisha. Jesteś bardziej dziwna niż myślałam. Przez moment myślałam, że stracisz świadomość" – wykrzyknęła.
Chciałamjej powiedzieć, czego doświadczyłam. Byłam pewna, że zdrzemnęłam się na krótką chwilę. Ona jednak nie wykazywała tym zainteresowania i oddaliła się.
Klara miała pewny krok, jakby dokładnie wiedziała, dokąd chce trafie. Ja nato-mast podążałam zaniąbez celu, uważając, by się nie potknąć. Szłysmy w całkowitym.
czeniu. Po dobrej pół godzinie znalazłyśmy się przy grupie skał, co do których yłampewna, że byłysmyjuz tu wcześniej.

"Czyż nie byłysmyjuz tutaj?" – zapytałam przerywając ciszę.
Pokiwała głową – "Chodzimy w koło" – przyznała – "Coś cię siedzi ijesh tego nie zgubimy, pójdzie za nami do groty".
Odwróciłam się, aby sprawdzić, czy jest ktoś za nami. Mogłam rozróżnić jedynie krzaki i skręcone gałęzie drzew. Przyspieszyłam kroku, by dogonić Klarę i uderzyłam w pieniek. Zaskoczona krzyknęłam głośno i upadłam do przodu. Z niezwykłą szybkością Klara złapała mnie za ramię i nogą zablokowała mój upadek.
"Jesteś bardzo dobra w chodzeniu, czyż nie tak" – skomentowała.
Powiedziałam, że nigdy nie byłam osobą zainteresowaną przebywaniem w terenie. Rosłam w przekonaniu, że wędrówki i obozowanie to zajęcie dobre dla ludzi ze wsi dla osób niewykształconych, lecz nie dla wyedukowanych ludzi miasta. Wędrowanie poprze górskie wzniesienia nie było zajęciem, które by mnie cieszyło. Poza widokiem posiadłości Klary inne obrazy, które ktoś mógłby uznać za zachwycające, nie pociągały mnie.
"Poza tym nie jesteś tutaj, aby patrzeć na widoki. Koncentruj swój umysł na drodze i uważaj na węże".
Niezależnie od tego czy w okolicy były węże czy nie, jej ostrzeżenie przykuło moją uwagę do gruntu. W dalszym ciągu wędrówki zaczęłam tracie oddech. Sportowe buty, w które mnie Klara wyposażyła, wydawały się napełnione ołowiem. Z najwyższym trudem unosiłam nogi i stawiałam stopę za stopą.
"Czy ta wędrówka poprzez przyrodę jest naprawdę niezbędna?" – zapytałam Klara zatrzymała się i zwróciła ku mnie twarz – "Zanim będziemy mogły porozmawiać o czymś znaczącym, powinnaś przynajmniej stać się świadoma swego chodzenia' -powiedziała – "Robię, co mogę, by cię tego nauczyć".
"Co jest nie w porządku?" – zapytałam z pretensją w głosie. Moja zwykła kapry-snosc powracała.
"Mówię o przeszkodach związanych z twoimi nawykowymi myślami i uczuciami o twojej osobistej historii" – wyjaśniła Klara, – " – o wszystkim, co powoduje, że uważasz siebie za unikalną, specjalną osobę".
"Co jest nie w porządkujesh chodzi o moje nawykowe myśli i uczucia?"- zapyta łam. Jej niezrozumiałe stwierdzenia niepokoiły mnie.
"Te nawykowe myśli i uczucia sąpowodem wszystkich naszych kłopotów" – podkreśliła.
Im bardziej posługiwała się metaforami i zagadkami, tym większa stawała się moja frustracja. W tamtym momencie mogłabym siebie skopać za to, że uległam zaproszeniu tej kobiety, aby spędzie u niej kilka dni. Była to opóźniona reakcja. Lęk, który tlił się w e mnie od dłuższego czasu, wybuchł teraz z pełną siłą. Wyobrażałam sobie, że jest ona psychopatką, która może w każdej chwili wyjąc noz i zabić mnie. Myślałam też, że mając trening w sztukach walki ona nie potrzebuje nawet noża. Jedno uderzenie jej masywnej nogi mogłoby oznaczać mój koniec. Nie mogłabym j ej sprostać. Byłam co prawda młodsza, lecz Klara znacznie przerastała mnie siłą. Widziałam siebie, jak kończę moją.
le osoby zaginionej, o której nikt więcej nie słyszał. Celowo zwolniłam kroku, aby powiększyć dystans między nami.
Nie wpadaj w tak chorobliwy stan umysłu" – powiedziała Klara w oczywisty soosób wkraczając w moje myśli – "Poprzez przywiezienie ciebie tutaj, chciałam ci jedynie pomoc w tym, byś szła przez życie bardziej elegancko. Lecz to, co uzyskałam jest lawiną ciemnych podejrzeń i lęków".
Poczułam się rzeczywiście zmieszana z powodu tych chorobliwych myśli. Było to zdumiewające, dojakiego stopnia miała rację, jeśli chodzi o moje myśli i lęki. Zdumiewa-lące było także to, j ak przy pomocy j ednego ruchu potrafiła uspokoić mój wewnętrzny zamęt. Chciałam przeprosić jąi wyjawić, co pojawiło się w moim umyśle, lecz nie byłam jeszcze na to gotowa. Postawiło by mnie to w jeszcze trudniejszym położeniu – "Masz dziwną moc uspokajania mego umysłu, Klaro" – powiedziałam zamiast tego – "Czy nauczyłaś się tego na Wschodzie?".
"To nie jest wielkie osiągnięcie" – wyznała, – "nie z powodu tego, że twój umysł łatwo jest uspokoić, lecz dlatego ze wszyscy jesteśmy do siebie podobni. Wszystko, czego potrzebuję, aby szczegółowo cię poznać, to znać siebie samą. A to, zapewniam cię, zrobiłam".
"Teraz idźmy dalej. Chcę dotrzeć do groty zanim zupełnie opadniesz z sił" – "Powiedz mi. Klaro, co będziemy robić w grocie?" – zapytałam nie chcąc ruszać się z miejsca.
,3?dę cię uczyć niewyobrażalnych rzeczy" – , Jakich niewyobrażalnych rzeczy?".
"Wkrótce się dowiesz" – powiedziała patrząc na mnie szeroko otwartymi oczyma. Pragnęłam więcej informacji, jednak zanim zdołałam wciągnąć jaw rozmowę, była w połowie drogi do następnego wzgórza. Podnosiłam z trudem moje stopy i podążałam zamąjakies ćwierć mili do czasu, gdy zatrzymałyśmy się nad niewielkim strumieniem. W tym miejscu listowie było tak gęste, że nie mogłam widzieć nieba. Zdjęłam buty. Miałam pęcherz na pięcie.
Klara wzięła kij z twardym końcem i nacisnęła moją stopę w punkcie pomiędzy dużym a drugim palcem. Coś jakby strumień energii elektrycznej popłynął do moich tydek i wewnątrz uda. Później kazała mi uklęknąć i odwróciła moje podeszwy stop ku górze. Wówczas mocno nacisnęła na punkt, który znajdował się na wypukłości tuz. Pod dużym palcem. Krzyknęłam z bólu.
"Nie było tak złe" – powiedziała głosem osoby, która jest przyzwyczajona do czema chorych ludzi – "Dawni lekarze w Chinach używali tej techniki do ożywienia ozi słabych lub do wywołania stanu szczególnej koncentracji. Jednak dzisiaj ta waż-03. Wiedza zanikła.
"Dlaczego tak się stało, Klaro?".
"r onieważ nacisk na materialną stronę życia odwiódł człowieka od poszukiwań ezoterycznych".

"Czy to miałaś na myśli, kiedy jeszcze na pustyni powiedziałaś, że połączenie z przeszłością zostało zerwane?".
"Tak, wielkie przewroty zawsze prowadzą do przemiany zasadniczej struktury energii. Są to zmiany nie zawsze na lepsze".
Kazała mi włożyć stopy do strumienia i odczuwać gładkie kamienie na dnie. Woda była zimnajak lód i powodowała, że drżałam mimo woli.
"Obracaj stopami w stawach skokowych w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Pozwól przepływającej wodzie zabrać twoje zmęczenie". Po kilku minutach obracania poczułam się odświeżona, lecz moje stopy były bliskie zamarznięcia.
"Teraz spróbuj, by całe napięcie spłynęło na dół, do stop i wtedy wyrzuć je uderzając energicznie o siebie kostkami" – powiedziała Klara "W ten sposób pozbędziesz się również zimna".
Nadal szybko poruszałam stopami w wodzie, aż stały się one zupełnie zdrętwiałe – "Nie wydaje mi się, aby to działało, Klara" – powiedziałam wyciągając stopy z wody.
"To dlatego, ponieważ nie wypuszczasz z siebie napięcia – "Przepływająca woda zabiera zmęczenie, poczucie chłodu, choroby i wszystkie inne niechciane rzeczy, lecz aby się to zdarzyło, musisz mieć odpowiednią intencj ę. W przeciwnym wypadku możesz machać nogami w wodzie bez rezultatu, aż strumień całkiem wyschnie.
Dodała, że jeżeli robi się to ćwiczenie leząc w łóżku, można używać wyobraźni wizualizując przepływający strumień.
"Co dokładnie ty rozumiesz pod pojęciem mieć intencję^" – zapytałam wycierając stopy rękawami kurtki. Po energicznym nacieraniu stały się wreszcie ciepłe.
"Intencjajest siłą, która podtrzymuje wszechświat" – powiedziała – "Ona pozwala skupie się na poszczególnych aspektach rzeczywistości. Powoduje, że świat. H y darzą się-.
Nie mogłam uwierzyć, że wsłuchuję się w każde je) słowo. Dokonały się zdecydowanie istotne zmiany, które przemieniły moją nawykową postawę znudzenia i obojętności w niezwykłąprzytomnosc. Nie było tak, że zrozumiałam, co Klara mówi. Tak nie było. Uderzył mnie fakt, że mogłam słuchać jej słów bez zdenerwowania czy rozproszenia.
"Czy mogłabyś opisać tę siłę bardziej jasno" – poprosiłam.
"Nie ma sposobu opowiedzenia o mej, oprócz metafor" – powiedziała. Zamiotła grunt podeszwą buta, usuwając zeschłe liście – "Pod spodem suchych liści jest grunt, ogromna ziemia. Intencjajest zasadą, która znajduje się u podłoża wszystkiego ".
Klara włożyła dłonie do strumienia, nabrała wody i spryskała twarz. Podziwiałam zejej twarz nie miała zmarszczek. Tym razem skomentowałam j ej młodzieńczy wygląd.
"Wyglądam tak, ponieważ utrzymuję moją wewnętrzną istotę w harmonii z otoczeniem"- powiedziała strzepując wodę z dłoni.
"Wszystko, co robimy, zależy od tej równowagi. Możemy być młodzi i witalni jak ten strumień lub starzy i złowieszczy, jak magmowe góry w Anzonie. Zależy to od nas'.
Zaskoczyłam samą siebie, pytając Klarę, jakbym wierzyła w to, co ona mówi, czy stnieje sposób, w jaki można uzyskać tą równowagę.
Pokiwała głową – "Ty na pewno możesz" – powiedziała – "Możesz to zrobić wyko-unikalne ćwiczenie, którego zamierzam cię nauczyć. Nazywa się ono rekapitula.
cja".
Nie mogę się doczekać, kiedy je zacznę" – powiedziałam w podnieceniu, wkłada-.
iac buty. Potem stałam się tak niecierpliwa, że podskoczyłam i powiedziałam – "Czy nie powinniśmy wrócić na naszą trasę?".
"Jesteśmy na miejscu" – poinformowała Klara i wskazała na małą grotę na stoku.
wzgórza..
Kiedy na nią spojrzałam, moje podniecenie znikło. Było coś złowieszczego w tej czarnej dziurze, ale jednocześnie zapraszającego. Czułam mocne pragnienie zbadania wnętrza groty, a jednocześnie obawiałam się, co mogę znaleźć w środku.
Przypuszczałam, że jesteśmy w niedalekim sąsiedztwie domu i ta mysi mnie uspokajała Klara poinformowała mnie, że jest to miejsce mocy, obszar, który starożytni chińscy geomanci, praktykujący sztukę feng shm na pewno wybraliby do budowy świątyni.
"Tutaj elementy ognia, powietrza i wody są w doskonałej równowadze" – powiedziała – "Tutaj energia krąży w obfitości. Zobaczysz to, gdy wejdziesz do środka groty. Musisz użyć energii tego unikalnego miejsca do oczyszczenia siebie".
"Czy mówisz, że mam zostać tutaj?".
"Czy nie wiesz, że na Wschodzie mnisi i mędrcy udawali się na odosobnienie zazwyczaj do grot? – " – zapytała – "Kiedy człowiek jest otoczony ziemią, pomaga mu to wmedytacji".
Nakłoniła mnie, bym wpełzła do groty. Zachowując odwagę uwolniłam mój umysł z wszystkich myśli o pająkach i nietoperzach. Było ciemno i zimno. Miejsca starczało tylko dlajednej osoby Klara powiedziała, bym usiadła w pozycji ze skrzyżowanymi nogami i oparła się plecami o ścianę. Zawahałam się, nie chcąc pobrudzić mojej kurtki, lecz kiedy oparłam się, poczułam odprężenie i mogłam wypoczywać. Chociaż sklepienie groty znajdowało się tuz nad moją głową, a podłoże mocno uciskało moją kość ogonową, nie miałam uczucia klaustrofobn.
Delikatny, prawie niewyczuwalny strumień powietrza krążył w grocie. Poczułam się ożywiona, dokładnie tak, jak opisywała to Klara. Byłam bliska zdjęcia kurtki, kiedy słyszałam głos Klary. Przykucnęła u wejścia do groty.
^Ukoronowaniem specjalnej sztuki, której chcę cię uczyć" – zaczęła – "jest tak zwa-y abstrakcyjny lot. Natomiast środki, które wiodą do jego urzeczywistnienia nazywa-y rekapitulacją. Weszła do środka groty i dotknęła lewej oraz prawej części mego.
a "Świadomość musi zostać przesunięta z tej strony na tą"- powiedziała – "Jako eci m°glismy to robić swobodnie, lecz ponieważ pierwotna jedność naszego ciała ia» zniszczona przez traumatyczne zdarzemajedyme specjalne manipulowanie swia-.

domoscią, właściwe życie oraz zachowanie celibatu może odbudować energię, kt0r utraciliśmy. Ta energiajest potrzebna, by dokonać zmiany".
Całkowicie zrozumiałam to, co do mnie mówiła. Mogłam nawet poczuć, że swiado. mość jest strumieniem energii, który przepływa z jednej strony mego czoła na drugą. Mogłam także wizualizowac przerwę pomiędzy tymi dwoma obszarami. Była ona rozległą przestrzenią, próżnią, która utrudniała przepływ.
Uważnie słuchałam tego, co Klara mówiła dalej – "Ciało musi być szczególnie silne" – powiedziała- – "wówczas świadomość staje się przenikliwa i płynna i może przeskoczyć w mgnieniu oka z jednej strony głębi na drugą".
Kiedy wypowiadała te zdania, stało się coś niezwykłego. Pojawiła się we mnie całkowita pewność, że pozostanę z Klarą w Meksyku. Chciałam czuć, że powrócę do Arizony za kilka dni. Jednak w rzeczywistości przeczuwałam, że tak się nie stanie. Wiedziałam również, że moja realizacja nie zależała tylko od planów Klary i mojej akceptacji. Nie byłam w stanie odrzucie jej intencji, ponieważ moc, która powodowała mnąme była osobistą mocą Klary.
"Od tej chwili masz prowadzić życie, w którym świadomość ma najwyższą wartość".
powiedziała, jakby wiedząc o moim cichym zobowiązaniu pozostania z nią ,,Musisz.
unikać wszystkiego, co osłabia i jest szkodliwe dla twego ciała oraz umysłu. Jest także.
istotne, by na czas ćwiczenia przerwać wszystkie fizyczne i emocjonalne powiązania ze.
światem".
"Dlaczegojest to tak ważne*?".
"Ponieważ przede wszystkim musisz osiągnąć jedność".
Klara wyjaśniła, iż jesteśmy przekonani, że istnieje w nas dualistyczny podział. Umysłjest niematerialną częścią nas samych, a ciałojest częścią konkretną, namacalną. Ten podział utrzymuje naszą energię w stanie chaosu i uniemożliwia połączenie.
"Bycie podzielonym jest naszym ludzkim losem" – przyznała – "Jednak ten podział nie zachodzi pomiędzy ciałem i umysłem, lecz pomiędzy ciałem, które obejmuje umysł i jaźń oraz sobowtórem, który stanowi zbiornik naszej podstawowej energii.
Powiedziała, że przed narodzinami ten podział nie istnieje. Od chwili narodzin dwie części zostają oddzielone na skutek oddziaływania społecznych intencji. Jedna część pozostaje na zewnątrz i staje się ciałem fizycznym, druga zaś zwraca się do środka i staje się sobowtórem. W chwili śmierci część materialna, ciężka ciało- powraca do ziemi i jest przez nią absorbowana. Natomiast część lekka, sobowtór, staje się wolny. Jednak z tego powodu, że sobowtór nigdy niejest czymś doskonałym, doznaje wolności tylk° chwilowo i rozprasza się we wszechświecie.
"Jeśli umieramy pogrążeni w dualizmie ciała i umysłu, umieramy zwykłą śmiercią – powiedziała.
"Wjaki jeszcze sposób możemy umierać'?".
Klara spojrzała na mnie unosząc jedną brew. Zamiast odpowiedzieć na moje pyt3" – nie, wyjawiła w poufny sposób, że umieramy, ponieważ nie bierzemy pod uwagę m°z'.
nic' nrzemiany. Podkreśliła, że ta przemiana może zaj sc podczas naszego życia i ze ecie tego jest jedynym prawdziwym zadaniem, jakie może sobie stawiać ludzka °tota. Wszystkie inne osiągnięcia są nietrwałe, gdyż śmierć rozpuszczaje w pustkę 1 . Co pociąga za sobą ta transformacja?"- zapytałam.
"(Dna pociąga za sobą całkowitą zmianę" – powiedziała – "Osiąga się to poprzez kamtulację, która stanowi podstawę sztuki wolności. Sztuka, której chcę cię nauczyć, nazYwanajest sztuką wolności. Jest to sztuka niezwykle trudna do praktykowania, lecz jeszcze trudniej jest ją wyjaśnić".
Klara powiedziała, że wszelkie procedury, których ma zamiar mnie uczyć, niezależnie od tego jak pospolite mogą mi się wydawać, są elementem prowadzącym ku wypełnieniu ostatecznego celu sztuki wolności abstrakcyjnego lotu.
"Na początku chcę ci pokazać proste ruchy, które musisz wykonywać codziennie" – kontynuowała. Potraktuj je jako niezbywalną część twego życia".
"Najpierw pokażę ci oddech, który był od wieków utrzymywany w tajemnicy. Ten oddech odzwierciedla dualistyczne siły tworzenia i niszczenia, światła i ciemności, istnienia i nieistnienia".
Powiedziała, abym wyszła z groty. Później pokierowała mnie przy pomocy zręcznych ruchów, bym usiadła z kręgosłupem pochylonym do przodu i podniosła kolana do klatki piersiowej tak wysoko, jak potrafię. Trzymając stopy na ziemi otoczyłam ramionami moje łydki i połączyłam dłonie z przodu Klara powiedziała, że mogę też chwycić się za łokcie. Następnie delikatnie pochyliła moją głowę, tak ze podbródek dotknął klatki piersiowej.
Musiałam napiąć mięśnie ramion, aby kolana nie rozchodziły się. Klatka piersiowa była ściśnięta, podobnie jak podbrzusze. Mój kark wydał trzeszczący dźwięk, kiedy obniżałam podbródek.
"Tojest mocny oddech" – powiedziała Klara. On może cię oczyścić lub też wprowadzić w sen. Jeśli tak się stanie, powróć do domu kiedy się obudzisz.
Grota znajduje się tak naprawdę blisko domu. Pójdź ścieżką i znajdziesz się w domu. PO kilku minutach".
Klara udzieliła mi instrukcji, abym brała krótkie, płytkie oddechy. Odpowiedzia-ain, że mówi to niepotrzebnie, gdyż jedynie w ten sposób mogłam oddychać w tej pozycji. Powiedziała, zejesli nawet tylko częściowo rozluźnię napięcie ramion, oddech. Powróci do normy. Zaleciła, bym kontynuowała płytkie oddechy przez co najmniej ^esięć minut.
"ozostałam w tej pozycji przez przynajmniej pół godziny, cały czas biorąc zgodnie uistrukcjąpłytkie oddechy. Po początkowych skurczach w żołądku i nogach, oddy-nanie wydawało się zmiękczać moje wnętrzności i rozpuszczać je. Potem po straszliwie.
guń czasie Klara popchnęła mnie, tak ze potoczyłam się do tyłu. Leżałam na ziemi,
ona nie pozwoliła mi rozłączyć ramion. Poczułam chwilę ulgi, kiedy moje plecy.
^ty ziemi. Jednak dopiero, gdy pozwoliła mi puścić ręce i wyprostować nogi,

poczułam całkowitą swobodę w klatce piersiowej i brzuchu. Całość doświadczenia mogę opisać w ten sposób, że coś zostało otwarte wewnątrz mnie przy pomocy oddechu, następnie rozpuściło się i uwolniło. Jak to przewidziała Klara stałam się tak senna ze wpełzłam do groty i usnęłam.
Musiałam spać tam dobrych kilka godzin i kiedy obudziłam się, nie mogłam poruszyć żadnym mięśniem. Myślałam, że stało się tak, ponieważ w grocie nie było miejsca aby przewrocie się podczas snu. Z drugiej strony byłam tak zrelaksowana, że nie potrzebowałam przewracać się.
Powróciłam do domu, idąc w kierunku wskazanym przez Klarę. Kiedy dotarłam, zastałam ją siedzącą na patio w wiklinowym fotelu. Miałam wrażenie ze siedziała z nią inna kobieta. Słysząc moje nadejście podniosła się i odbiegła.
"Ach, wyglądasz na znacznie bardziej wypoczętą" – powiedziała – "Oddech i postawa ciała czyniąprawdziwe cuda".
Klara powiedziała, zejesh wykonujemy ten oddech spokojnie i dokładnie, stopniowo równoważy naszą energię.
Zanim mogłam powiedzieć, jak bardzo zregenerowana się czuję, zaprosiła mnie, bym usiadła. Chciała pokazać mi następne ćwiczenie potrzebne do tego, by wykorzenić nasz fałszywy dualizm. Poprosiła, bym usiadła z prostymi plecami i spuszczonym nieco wzrokiem, tak ze spoglądałam na czubek nosa – "Ten oddech powinien być wykonywany bez ucisku ubrania" – zaczęła – "Jednak abyś nie musiała siedzieć nago na patio w środku dnia, zrobimy wyjątek. Po pierwsze, wdychaj głęboko, jakbyś wciągała powietrze przez swojąpochwę. Wciągnij brzuch i prześlij powietrze wzdłuż kręgosłupa w kierunku punktu pomiędzy twymi łopatkami. Zatrzymaj tam na moment powietrze i prześlij je jeszcze wyżej na tył głowy, a potem ponad czubkiem głowy do punktu pomiędzy łukami brwiowymi".
Powiedziała, że po zatrzymaniu go w tym miejscu, mam wydychać przez nos i prowadzić mentalnie powietrze do dołu poprzez przód ciała do punktu pod pępkiem a potem do pochwy. W ten sposób zamykam cykl w tym samym punkcie.
Zaczęłam wykonywać ćwiczenie oddechowe Klara położyła rękę na podstawie mego kręgosłupa, następnie poprowadziła linię do moich pleców, ponad głową i delikatnie nacisnęła punkt pomiędzy brwiami – "Spróbuj przenieść oddech tutaj" – pow ic-działa – "Utrzymujesz swoje oczy półotwarte po to, by koncentrować się na drodze powietrza. Twój nos stanowi swoisty pomost. Powietrze dociera do tyłu głowy i punktu pomiędzy brwiami, a potem możesz uzyw ac swego spojrzenia, by prowadzić je w dół poprzez przód ciała tak, by wróciło do narządów seksualnych".
Klara powiedziała, że ten cyrkulujący oddech wytwarza nieprzenikliwą tarczę która powstrzymuje zewnętrzne, niszczące siły od naruszania pola energii ciała. Umożliwia też utrzymanie wewnątrz ciała energii witalnej. Podkreśliła także, że zarówno wdech jak też wydech nie powinien być słyszalny. To oddechowe ćwiczenie może być wyko-.
ane w pOZycj i stój ącej, siedzącej lub lezącej, j ednak na początku j est naj łatwiej j e wykonywać siedząc na poduszce lub krześle.
Teraz" – powiedziała przysuwając ku mnie swoje krzesło, – "porozmawiajmy o tym, o czym zaczęłyśmy mowie tego ranka, o rekapitulacji".
Przebiegły przeze mnie dreszcze. Powiedziałam, że chociaż nie rozumiałam, o czym mówi, wiem"ze jest to coś niezwykłego i nie jestem pewna, czy jestem gotowa na słuchanie. Przekonywała mnie, że byłam podenerwowana, gdyż jakaś część mnie czuła, ze Klara przekazuj e mi na] ważni ej szą technikę odnowy wewnętrznej. Cierpliwie wyjaśniała mi, że rekapitulacjajest techniką odzyskiwania energii, która została uwięziona w przeszłych działaniach. Rekapitulacja pociąga za sobą przypomnienie wszystkich luda, jakich spotkaliśmy, wszystkich miejsc, jakie widzieliśmy i wszystkich uczuć, jakich doświadczaliśmy w naszym życiu, poczynając od teraźniejszości i cofając się do najwcześniejszych wspomnień. Później oczyszcza się je kolejno przy pomocy specjalnego.
oddechu.
Słuchałam zaintrygowana, chociaż nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to co mówiła wydawało się być nonsensowne. Zanim mogłam cokolwiek powiedzieć mocno uchwyciła mój podbródek w swoje dłonie i kazała mi wziąć oddech przez nos, skręcając jednocześnie moją głowę w lewo, a następnie wydychać skręcając głowę w prawo. Następnie jednym ruchem, bez oddychania, miałam skręcie głowę w lewo i prawo. Powiedziała, że jest to tajemny sposób oddychania i klucz do ćwiczenia rekapitulacji, ponieważ wdech pozwala nam odzyskać energię, którą utraciliśmy, natomiast wydech daje okazję do pozbycia się obcej, niepożądanej energii, która nagromadziła się w nas na skutek kontaktów z innymi ludźmi.
"Po to, by zyc i utrzymywać kontakty, potrzebujemy energii" – kontynuowała Klara. Normalnie energia, którą wykorzystaliśmy w trakcie życia, odchodzi od nas na zawsze. Gdybyśmy nie podjęli ćwiczenia rekapitulacji, nie mielibyśmy szansy na odnowienie siebie. Rekapitulując swoje życie i oczyszczając naszą przeszłość przy pomocy oddechu, tworzymy nową całość".
Przypomnienie sobie każdej osoby, jaką kiedykolwiek znałam i wszystkiego, co kiedykolwiek czułam, wydawało mi się niemożliwym do wykonania i absurdalnym zadaniem – "Może to trwać wiecznie" – powiedziałam spodziewając się, że ta praktyczna uwaga może zablokować niedorzeczny sposób myślenia Klary.
"Z pewnością tak może być"- zgodziła się – "Jednak zapewniam cię, Taisha możesz osiągnąć wszystko, robiąc to, a przy tym mc nie stracisz".
r. Wzięłam kilka głębokich oddechów, poruszając mojągłowąod lewej do prawej, ^lądując sposób, w jaki poleciła mi oddychać. Chciałam w ten sposób zjednać ją. Die i potwierdzić, iż przywiązuję wagę do jej słów.
Z krzywym uśmiechem Klara zapewniła mnie, że rekapitulacja nie jest arbitralnym.
^kapryśnym ćwiczenie n – "Kiedy rekapitulujesz, próbuj poczuć długie, sprężyste.
°kna, które wychodzą z twojej talu" – wyjaśniła – "Wówczas zrównaj ruch obrotowy.

głowy z ruchem tych nieuchwytnych włókien. Są one kanałem, poprzez który może powrocie energia, którą pozostawiłaś w swojej przeszłości. Aby odzyskać naszą m0c i poczucie jedności, musimy uwolnić naszą energię, która została uwięziona w świecie i przyciągnąć jąna powrót".
Poinformowała mnie, że podczas rekapitulacji wysuwamy te sprężyste włókna ener gn poprzez czas i przestrzeń do osób, miejsc i zdarzeń, które przepracowujemy. W rezultacie możemy powrocie do każdego momentu naszego życia i działania tak jakbyśmy rzeczywiście tam byli.
Ta możliwość spowodowała, że zadrżałam. Chociaż intelektualnie byłam zaintrygowana tym, o czym Klara powiedziała, nie miałam zamiaru powracać do mojej przykrej przeszłości, nawet gdyby to miało się odbyć tylko w moim umyśle. Byłam dumna, że udało mi się umknąć z trudnych do zniesienia, życiowych sytuacji. Nie miałam zamiaru wracać i mentalnie ożywiać wszystkich momentów, które z trudem próbowałam zapomnieć. Jednak Klara w tak poważny i szczery sposób opisała technikę rekapitulacji, że przez moment odłożyłam moje wątpliwości na bok i skoncentrowałam się na tym o czym mówi.
Zapytałam ja, czy porządek, wjakim odtwarzamy przeszłość, ma znaczenie. Odpo wiedziała, że ważną rzecząj est ponowne doświadczenie wydarzeń i uczuć w maksymalnie szczegółowy sposób i przewentylowame ich oczyszczającym oddechem. W ten sposób zostanie uwolniona uwięziona energia.
"Czy to ćwiczenie jest częścią buddyjskiej tradycji?"-zapytałam – "Nie, nie jest" – odpowiedziała poważnie – "To jest część innej tradycji. Pewnego dnia, już niedługo, dowiesz się, jakajest to tradycja".



iconka

#7

Rozdział V.


Nie widziałam Klary do śniadania następnego ranka. Poprzedniego popołudnia, w środku naszej konwersacji, miała ona nieobecne, daleko spoglądające spojrzenie, jakby zauważyła kogoś lub coś na rogu domu. Pospiesznie wstała i przeprosiła mnie, pozostawiając samąjakby dla przemyślenia wagi wszystkich rzeczy, o których powiedziała.
Kiedy usiadłyśmy do naszego porannego posiłku, złożonego z siekanego mięsa i ryżu, powiedziałam. Klarze, że podczas wczorajszego powrotu z groty, potwierdziły się jej słowa o niewielkiej odległości tego miejsca od domu – "Dlaczego tak długo krążyłyśmy, Klaro, aby tam dotrzeć?"- zapytałam.
Klara wybuchnęła śmiechem – "Próbowałam stworzyć sytuację, abyś mogła wyjść z letargu, który trwał całe twoje życie. W przeciwnym wypadku nigdy byś mnie nie wysłuchała".
"Czy nie przesadzasz, Klaro?. Słuchałabym cię nawet wtedy, gdybyś nie nacisnęła moich stóp".
Potrząsnęła głową i porozumiewawczo uśmiechnęła się do mnie – "Wszyscy zostaliśmy wychowani do życia w przestrzeni, gdzie nic się nie liczy prócz drobnych, bezposred-Wch gratyfikacji"-powiedziała – "Kobiety są mistrzyniami w tej dziedzinie. Dopiero po. Przeprowadzeniu rekapitulacji możemy przekroczyć nasze wychowanie. A mówiąc o re-Kapitulacji ".
Klara zauważyła mój bolesny wyraz twarzy i roześmiała się »Czy muszę powracać do groty, Klaro?"- przerwałamjej, przewidując co ma zamiar powiedzieć – "Raczej wolałabym pozostać tutaj. Jeśli zechcesz mi pozować, zrobię ^"^ szkiców twojej postaci i potem namaluję portret".

"Nie, dziękuję" – powiedziała nie wykazując zainteresowania – "Mam zamiar przeka. zac ci pewne wstępne instrukcje co do sposobu wykonywania ćwiczenia rekapitulacji".
Kiedy zakończyłyśmy jedzenie, Klara wręczyła mi blok papieru i ołówek. Mysia. łam, że zmieniła decyzję odnośnie szkicowania jej portretu. Jednak przesunęła przyb0. ry piśmienne w moim kierunku i powiedziała, że powinnam zrobić listę wszystkich osób które spotkałam, poczynając od chwili obecnej, na najbardziej odległej przeszłości kończąc.
"Tojest niemożliwe1" – wydałam westchnienie – "W jaki sposób mogę przypomnieć sobie wszystkich ludzi, jakich spotkałam na ziemi począwszy od pierwszego dnia mego życia"?".
Klara odstawiła na bok talerze, tworząc mi przestrzeń na pisanie – "Na pewno trudne, lecz nie jest to niemożliwe"- powiedziała – "Jest to niezbędna część rekapitulacji. Lista tworzy matrycę dla umysłu, do której on przylega".
Następnie dodała, że początkowa faza rekapitulacji składa się z dwóch rzeczy. Pierwsza to lista, druga to przygotowanie sceny. Przygotowanie sceny oznacza y, izuah zację wszystkich szczegółów, które należą do przypominanego wydarzenia.
"Kiedy odtworzysz wszystkie elementy, użyj oczyszczającego oddechu. Ruch twojej głowy działa niczym wachlarz, który porusza wszystko w określonej scenie" – powiedziała – "Jeśli przykładowo przypominasz sobie pokój, oddychaj koncentrując się na ścianach, suficie, meblach, ludziach, których widzisz. Nie zatrzymuj się, aż zaabsorbujesz naj drobniej szą cząstkę energii, którą tam pozostawiłaś" – "Skąd będę wiedziała, kiedy to już zrobiłam?" – zapytałam – "Ciało ci powie, kiedyjuz należy skończyć" – zapewniła mnie – "Pamiętaj, by intencjonalnie wdychać energię, którą pozostawiłaś w przypominanej sytuacji, i intencjonalnie wydychać obcą energię, którą wrzucili w ciebie inni ludzie ".
Przejęta zadaniem stworzenia listy i podjęciem rekapitulacji, nie mogłam w ogolę myśleć. Przewrotna i niezależna reakcja mego umysłu spowodowała, że stałam się absolutnie pusta. Następnie pojawił się istny zalew myśli, czyniąc niemożliwym stwierdzenie, od czego mam zaczynać Klara wyjaśniła, że powinno się zaczynać rekapitulację od przypomnienia sobie naszej przeszłej aktywności seksualnej.
"Dlaczego miałabym zaczynać od tego?" – spytałam podejrzliwie.
"Tam właśnie jest pochwycony ogrom naszej energii" – powiedziała Klara. Z tego powodu powinniśmy najpierw uwolnić te wspomnienia1".
"Nie sądzę, aby moje kontakty seksualne były istotne".
"To nie ma znaczenia. Mogłaś patrzeć w sufit śmiertelnie znudzona, widzieć spadające gwiazdy lub fajerwerki, to jednak ktoś zostawił swoją energię wewnątrz ciebie i odszedł z toną twojej".
Byłam całkowicie zmechęconajej stwierdzeniem. Powracanie do moich doświadczeń seksualnych wydawało mi się czymś odrażającym – "Dostatecznie trudne jest.
Awwiatue moich dziecięcych wspomnień" – powiedziałam – "Jednak nie chcę przypo-£unać, co się zdarzyło z mężczyznami".
Klara spojrzała na mnie unosząc brwi.
Oprócz tego" – argumentowałam, – "prawdopodobnie oczekujesz z mojej strony erzeń. Moim zdaniem, to co robiłam z mężczyznami nie powinno nikogo obchodzić".
Myślałam, że postawiłam na swoim Klara zdecydowanie potrząsnęła głową i powiedziała – "Czy chcesz, by ci mężczyźni, których miałaś nadal żywili się twóją energią?. Czy chcesz, aby stawali się om silniejsi w miarę, jak ty będziesz stawała się silniejsza?. Czy chcesz być dla nich źródłem energii przez dalszą część twego życia?. Nie, nie sądzę, abyś zrozumiała znaczenie aktu seksualnego oraz cel rekapitulacji".
"Masz rację, Klaro. Nie zrozumiałam powodu twego dziwnego żądania. O co chodzi, kiedy mówisz, iż ci mężczyźni stają się silniejsi, ponieważ jestem ich źródłem energii?. Niejestem niczyim źródłem ani dostawcą energii. Gwarantuję ci to".
Uśmiechnęła się i powiedziała, że zrobiła pomyłkę doprowadzając w chwili obecnej do konfrontacji poglądów – "Poczekaj jakiś czas" – prosiła – "Chcę podtrzymać to przekonanie. W miarę, jak będziesz czyniła postępy w rekapitulacji, powiem ci o źródle tego przekonania. Wystarczy na tą chwilę powiedzieć, że jest to kluczowa część sztuki, której cię uczę".
"Jezehjest to tak ważne, jak twierdzisz, Klaro, może lepiej opowiedz mi o tym teraz" – powiedziałam – "Zanim poczymę następne kroki w rekapitulacji, chcę wiedzieć, w co wchodzę".
"W porządku, jeśli nalegasz" – powiedziała kiwając głową.
Wlała do naszych kubków rumiankową herbatę i dodała do swego łyżkę miodu.
Autorytatywnym tonem nauczyciela oświecającego nowego ucznia wyjaśniła, że kobiety, bardziej mz mężczyźni są prawdziwym oparciem porządku społecznego. Aby wypełnić tę rolę są one nauczane, jak świat szeroki, służenia mężczyznom.
"Nie ma to znaczenia, czy są one kupowane na targu niewolników, czy też są adorowane i kochane" – podkreśliła – "Ich podstawowy cel i przeznaczenie j est to samo karmienie, ochranianie i służenie mężczyznom".
Klara spojrzała na mnie, aby ocenie, czy podążam za jej argumentami. Myślałam, że tak> lecz mój brzuch mówił mi, że jej całe założenia były błędne.
"To może być prawdziwe w pewnych wypadkach" – powiedziałam, – "lecz nie są-dz?» aby można było czynie tak szeroką generalizację, dotyczącą wszystkich kobiet".
Klara gwałtownie sprzeciwiła się – "Diabelska część poddanczej pozycji kobiety wynika nie z tego, że wydaje się być ona uwarunkowana społecznymi okolicznoscia-101 ~ powiedziała, – " – lecz podstawowym imperatywem biologicznym".
"Zaczekaj, Klaro" – zaprotestowałam – "Jak do tego doszłas?".
Wyjaśniła, że każdy gatunekjest wyposażony w biologiczny imperatyw do wła-eJ reprodukcji. Natura dała narzędzia, które umożliwiają łączenie kobiecej i męskiej.

energii w najbardziej skuteczny sposób. Dodała, że u ludzi podstawową funkcją stosunku seksualnego jest prokreacja, jednak ma on drugą, ukrytą funkcję. Celem tei funkcji jest zapewnienie ciągłego przepływu energii od kobiet ku mężczyznom.
Klara położyła tak specyficzny nacisk na słowie – "mężczyźni", że musiałam zapytać – "Dlaczego opisałaś to w taki sposób, jakby to była ulica zjednym kierunkiem ruchu'. Czyż akt seksualny nie jest wymianą energii pomiędzy mężczyznami i kobietami?".
"Nie" – powiedziała – "Mężczyźni pozostawiają specyficzne, energetyczne. Imię wewnątrz ciała kobiet. Sąone niczym lśniące, pasożytnicze robaki, które wpełzajądo łona i wysysają z niego energię".
"Brzmi to kategorycznie i złowieszczo" – powiedziałam ulegającjej. Kontynuowała swoją wypowiedz zupełnie poważnie – "Docierają one do łona z nawet bardziej złowrogich powodów" – powiedziała ignorując mój nerwowy śmiech – "to znaczy z tego powodu, by zapewnić mężczyźnie, który złożył te linie w łonie stały dopływ energii. Te energetyczne linie, ustanowione w trakcie stosunku seksualnego, zabierają i kradną energię z ciała kobiety po to, by zaspokoić mężczyznę ".
Klara była tak niewzruszona w tym, co powiedziała, że nie mogłam z tego żartować, lecz przyjęłam to poważnie. W miarę, jak jej słuchałam mój nerwowy śmiech zamienił się w sapanie – "Niejest tak, że akceptuję w najmniejszym stopniu to co mówisz, Klaro" – stwierdziłam, – "lecz tak z czystej ciekawości chciałam cię zapytać, w jaki sposób doszłas do tak niedorzecznych wniosków? Czy ktoś ci o tym powiedział?".
"Tak, mój nauczyciel powiedział mi o tym. Na początku tak/e mu nie wierzyłam" – przyznała – "Jednak nauczył on mnie także sztuki wolności, a to oznacza, że nauczyłam się spostrzegania przepływu energii. Obecnie wiem, że nie mylił się w swoich stwierdzeniach, ponieważ mogę osobiście widzieć podobne do robaków, świetliste włókna w ciałach kobiet. Ty, na przykład, masz ich dużą ilość. Są ciągle aktywne".
"Powiedzmy, że jest to prawdą, Klaro" – powiedziałam niespokojnie – "Powiedzmy w ramach dyskusji, dlaczego ten jednokierunkowy przepływ energii miałby być niekorzystny dla kobiet?".
"Cały świat nie sprzyja kobietom'" – wykrzyknęła, – "ale nie w tym rzecz" – "W czym więc rzecz, Klaro?. Wiem, że zgubiłam wątek".
"Nakazem naturyjest trwanie naszego gatunku" – wyjaśniła – "Aby zapewnić ciągłość tego procesu kobiety muszą dźwigać pewne dodatkowe obciążenie energetyczne. Oznacza to taki przepływ energii, który kobietę wyczerpuje ".
"Nadal jednak nie wyjaśniłaś, dlaczego tak się dzieje" – powiedziałam poruszona siłąjej argumentacji.
"Kobiety są podstawą trwania gatunku ludzkiego" – odpowiedziała Klara – "^ i?k-szosc energii pochodzi od nich zapłodnienie, rodzenie dzieci, wychowywanie po tomstwa, a także zapewnienie mężczyznom odpowiedniego miejsca w tym procesie.
Klara wyjaśniła, że w tym procesie kobieta nasyca swego mężczyznę energetycznie poprzez włókna, które on pozostawia wjej ciele. W rezultacie mężczyzna w tajemniczy.
sób staje się od niej zależny na poziomie eterycznym. Wyraża się to w jawny sposób tym ze mężczyzna powraca do tej samej kobiety ciągle na nowo, aby otrzymać energetyczne wsparcie. W ten sposób natura powoduje, że oprócz bezpośredniej gratyfikacji seksualnej mężczyźni utrwalają s woj e energetyczne powiązania z kobietami.
Te energetyczne włókna, pozostawione w kobiecym łonie łączą się również z energetyczną strukturą potomstwa w czasie zapłodnienia" – tłumaczyła Klara – "Może to stanowić podstawę rodzinnych więzi, ponieważ energia ojca łączy się z energią płodu i pozwala odczuwać mężczyźnie, że to jest jego dziecko.
Są inne fakty, dotyczące życia, których matki nigdy nie ujawniają swoim córkom. Dziewczęta są wychowywane w ten sposób, że mogą być łatwo uwiedzione przez mężczyzn, bez uświadamiania im konsekwencji stosunku seksualnego w terminach energetycznego drenażu. To jest sedno rzeczy i to nie jest w porządku".
Podczas słuchania opowieści Klary musiałam zgodzie się, że coś z tego co mówiła, znajduje sensowne potwierdzenie na głębokim poziomie mego ciała. Zachęcała mnie, abym nie dążyła do zgadzania się lub nie, z tym co powiedziała, lecz abym przemyślała to w otwarty, nieuprzedzony i inteligentny sposób.
"Dostatecznie trudne jest to, gdyjeden mężczyzna pozostawia energetyczne linie wewnątrz ciała kobiety" – kontynuowała Klara, – "choć jest to niezbędne dla posiadania potomstwa i zapewnienia mu przeżycia. Jednak posiadanie połączeń z dziesięcioma czy dwudziestoma mężczyznami, którzy żywią się kobiecą energią, jest czymś nie do zniesienia. Nic dziwnego, że kobiety nigdy nie mogą podnieść swych głów".
"Czy kobieta może pozbyć się tych linii" – zapytałam coraz bardziej przekonana, że w tym co Klara powiedziała tkwi jakaś prawda.
"Kobieta nosi w sobie te świecące robaki przez siedem lat" – powiedziała Klara – "Po tym czasie one zmkająlub blakną. Najgorszajednak rzecz zdarza się w tym czasie, gdy mija siedem lat. Cała armia tych energetycznych stworów, pochodzących od wszystkich mężczyzn, z którymi kobieta miała stosunki, od pierwszego poczynając na ostatnim kończąc, staje się podekscytowana. Wskutek tego kobieta jest popychana, by mieć znów stosunek seksualny. Robaki ożywiają się ponownie i jeszcze bardziej ko-reystająze świetlistej energii kobiety przez następne siedem lat. To naprawdę jest nigdy nie kończący się cykl".
"Co się dzieje, jeśli kobieta pozostaje w celibacie?" – zapytałam – "Czy robaki po prostu umierają?".
"Tak, jeśli potrafi powstrzymać się od seksu przez siedem lat. Jest to jednak w d^siejszych czasach prawie niemożliwe, by kobieta pozostawała w celibacie przez.
em łat, chyba ze jest mniszką lub ma pieniądze na własne utrzymanie.
Nawet wtedy potrzebuje ona zupełnie innego spojrzenia na te sprawy".
"Dlaczego tak się dzieje, Klaro?" – ,
"Ponieważ to nie jest tylko biologiczny imperatyw, lecz także reguła społeczna, ze.
letarnusi odbywać seksualne stosunki".

Klara podała mi potem najbardziej znaczący przykład. Powiedziała, że ponieważ nie możemy widzieć przepływu energii, możemy bez końca powtarzać wzorce zachowań i interpretacji emocjonalnych, zgodnych z ukrytym procesem. Przykładowo złem jest istnienie reguły społecznej, która zmusza kobiety do wychodzenia za mąż lub przynajmniej oddawania siebie mężczyźnie.
Podobnie niebezpieczne jest poczucie niespełnienia kobiet, dopóki nie mają one wewnątrz siebie męskiego nasienia. To prawda, że linie męskiej energii nadająkobietom cel, pozwalają wypełnić im ich biologiczne przeznaczenie – żywienia mężczyzn i ich biologicznego potomstwa. Jednak ludzkie istoty są dostatecznie inteligentne, by dążyć do celów innych, mz biologiczna reprodukcja. Powiedziała, że rozwój osobisty jest czymś tak samo ważnym, jeśli nie ważniejszym mz reprodukcja.
Rozwój osobisty oznacza przebudzenie w kobiecie świadomości jej rzeczywistego miejsca w energetycznym łańcuchu reprodukcji.
Potem nawiązała do mojej osobistej sytuacji i powiedziała, że zostałam wychowana, podobnie jak inne kobiety, przez matkę w przekonaniu, że przede wszystkim powinnam sobie znaleźć właściwego mężczyznę. W przeciwnym bowiem przypadku będę naznaczona jako niezamężna panna. Tak więc zostałam wychowana niczym zwierzę, aby mieć seks, niezależnie od tego, jak to matka nazywała.
"Ty, podobnie jak wszystkie inne kobiety, zostałaś oszukana i ustawiona w sytuacji podporządkowania" – powiedziała Klara – "Smutna rzeczywistość polega na tym, że zostałaś uwięziona w tym wzorcu, nawet jeśli nie masz zamiaru rodzic dzieci".
Jej stwierdzenia były na tyle stresujące, że wybuchnęłam nerwowym śmiechem Klara natomiast nie była ani trochę zmieszana – "Być może to wszystko jest prawdą, Klaro" – powiedziałam próbując nie używać protekcjonalnego tonu – "Jednak w moim przypadku, w jaki sposób przypominanie przeszłości może cokolwiek zmienić!? Czyż nie jest to jak woda, która przepłynęła pod mostem''".
"Mogę tylko powiedzieć, że aby przebudzić się, musisz przerwać błędne koło" – odparła omiatając mnie osobliwym wzrokiem.
Powtórzyłam, że nie wierzę wjej teorie o diabelskim, biologicznym imperatywie oraz o męzczyznach-wampirach, którzy wysysają z kobiet energię. Stwierdziłam, że siedzenie w grocie i przypominanie zdarzeń z przeszłości tak naprawdę niczego nie zmieni.
"Są rzeczy, do których w żaden sposób nie chcę ponownie wracać" – warknęłam i uderzyłam pięścią w kuchenny stół. Wstałam gotowa opuście ten dom i powiedzieć jej, że nie chcę więcej słyszeć o rekapitulacji, liście osób ani o żadnym biologicznym imperatywie.
"Zróbmy tak" – powiedziała Klara w sposób, w jaki kupiec chce nabrać swego klienta – "Jesteś honorową osobą. Lubisz czystą grę. Proponuję więc, abyśmy zawarły pewną umowę".
"Jakiego rodzaju umowę" – zapytałam z rosnącym niepokojem.
Wyrwała kartkę z notesu i wręczyła mi.
Chcę byś napisała i podpisała zobowiązanie, że popróbujesz ćwiczenia rekapitu-.
laciitylko przezjeden miesiąc. Wówczas, jeśli po miesiącu nie odczujesz żadnego przy-.
stu energii lub też nie zauważysz zmian w odbiorze samej siebie czy ogólnie życia,
możesz swobodnie powrocie do swego domu. Jeśli tak właśnie będzie, możesz przyjąć.
całe doświadczenie jako dziwaczne żądania ekscentrycznej kobiety".
Ponownie usiadłam, by się uspokoić. Kiedy wypiłam kilka łyków herbaty, uderzyła mnie mysi, zejest to pewne minimum, które mogę wykonać po tym wszystkim, co Klara dla mnie zrobiła. Było tezjasne, że nie chce mnie ona zdjąć z haczyka tak łatwo. Mogę jakoś podjąć się powrotu do wspomnień. Poza tym, kto może wiedzieć czy w grocie wykonuję wizualizację i oddychanie, czy po prostu marzę na jawie i beztrosko.
drzemię?.
"To tylko jeden miesiąc" – powiedziała serdecznie – "Nie podpisujesz zobowiązania na całe życia. Uwierz mi, chcę ci naprawdę pomoc".
"Wiem o tym" – powiedziałam, – "lecz dlaczego podejmujesz się tylu kłopotów robiąc to dla mnie?. Dlaczego właśnie dla mnie, Klaro?".
"Jest pewien powód, lecz może ci się wydawać tak mało wiarygodny, że nie chcę go wyjawiać w tej chwili. Mogę powiedzieć tylko tyle, że poprzez pomaganie tobie, realizuję ważny cel wyrównuję dług. Czy możesz zaakceptować odpłatę długu jako powód mego działania?".
Klara spojrzała na mnie wzrokiem tak pełnym nadziei, że chwyciłam ołówek i napisałam zobowiązanie, podkreślając, że chodzi jedynie o czasjednego miesiąca Klara utargowała ze mną, że w ten miesiąc nie będzie wliczony czas, w którym będę tworzyć listę znanych mi osób. Zgodziłam się i zrobiłam dopisek. Potem, wbrew samej sobie, podpisałam zobowiązanie.


Share via facebook Share via twitter


Share via facebook Share via twitter

sklep ezoteryczny super produkty rozwojowe misy krysztalowe uzdrawianie strona autorska robert noble strona instytutu roberta noble strona instytutu roberta noble